Klienci Biedronki coraz częściej zwracają uwagę na puste półki w sklepach. Swoje niezadowolenie wyrażają w mediach społecznościowych, gdzie zadają pytania o braki w towarach.
Sieć uspokaja konsumentów.
- Ze względu na sytuację geopolityczną ostatnich tygodni, rzeczywiście może zdarzyć się, że niektóre grupy produktów lub komponenty niezbędne do ich wytworzenia zostaną dostarczone z opóźnieniem lub wolumen dostawy może być niższy. Niezależnie od sytuacji stale monitorujemy łańcuchy dostaw, a nasze centra dystrybucyjne pracują normalnie, aby zapewnić naszym klientom ciągłą dostępność ich ulubionych produktów i usług - pisze Biedronka na Facebooku.
Do redakcji serwisu Portalspozywczy.pl trafiło wiele skarg dotyczących sklepów na terenie Łodzi. Nieoficjalnie mówi się o brakach kadrowych, a nawet strajku pracowników dystrybucji.
Sieć zaprzecza tym informacjom. Mariusz Panufnik, dyrektor operacyjny w sieci Biedronka, odpowiedzialny za region Sieradz wyjaśnia, że jako ostatnie ogniwo łańcucha logistycznego sklepy są uzależnione od dostawców. Dodał też, że dostępność towarów w skali całego kraju rośnie. Zdementował także pogłoski o strajku w centrum dystrybucyjnym w Sieradzu, które obsługuje m.in. sklepy w Łodzi.
W innym tonie wypowiadają się przedstawiciele NSZZ "Solidarność” działającego przy Jeronimo Martins Polska. W rozmowie z serwisem Portaspozywczy.pl wskazują na braki kadrowe i narastające niezadowolenie pracowników. Przypomnieli także o strajkach pracowników dystrybucji z rejonów Rudy Śląskiej i Sosnowca, o których dowiedzieli się dopiero po czasie.
- Podejrzewam, że kierowcy mogli zbojkotować stawkę za rozwożenie towaru. Ludzie w magazynie się pozwalniali, a nie ma nowych chętnych do pracy i pozostali pracownicy nie wytrzymują tempa. Dodatkowo na problemy kadrowe nakłada się jeszcze sezon urlopowy – mówi jeden ze związkowców w rozmowie z Portalspozywczy.pl.
Związkowcy zwrócili także uwagę na trwający spór zbiorowy z pracodawcą z powodu systemu wynagrodzeń - zasady premiowania nadal nie są uregulowane w regulaminie pracy.
- Jeśli pracownicy wykonają swój plan i 10-tego się okazuje, że nie dostaną premii, to odchodzą z pracy. I trudno się im dziwić, mają kredyty, rodziny na utrzymaniu, chcą stabilnej pensji i zatrudnienia – mówią przedstawiciele związku w rozmowie z Portalspozywczy.pl.
Braki kadrowe w transporcie i logistyce
Nie pomaga sytuacja w sektorze transportowym. Według różnych szacunków na rynku pracy brakuje obecnie przynajmniej 150 tysięcy osób gotowych do pracy w charakterze kierowcy zawodowego. Eksperci podkreślają, że przepaść powiększa się z tygodnia na tydzień. Nie przybywa nowych kierowców, a ci, którzy pracują coraz częściej rezygnują z długich tras międzynarodowych na rzecz krajowych. Potężnym problemem jest także odpływ kierowców z Ukrainy, który jest coraz silniej odczuwalny w całym sektorze TSL.
- Najbardziej brakuje kierowców w spedycji międzynarodowej, ale widać również poważne braki w strukturach samorządowych i spółkach zajmujących się np. komunikacją miejską. Największym problemem jest, że zawód kierowcy zawodowego nie jest atrakcyjny dla młodych ludzi. Nabory są bardzo słabe, zupełnie nieadekwatne do wielkich potrzeb rynku pracy - mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej.
- Obawiamy się, że zaraz nie będzie komu wozić węgla i produktów spożywczych do dyskontów. Nie mówiąc już o autobusach i komunikacji miejskiej. Braki kierowców są naprawdę dotkliwe i trzeba z tym coś szybko zrobić – mówi Hanna Mojsiuk.
W branży logistycznej poszukiwani są głównie specjaliści ds. logistyki, specjaliści ds. planowania popytu i zapasu oraz specjaliści ds. sprzedaży transportu (morskiego, lotniczego, drogowego) bądź logistyki kontraktowej. To o nich najbardziej zabiegają aktualnie pracodawcy i do nich zaadresowana jest większość ogłoszeń w branży.
Pracodawcy poszukują specjalistów i ekspertów w swojej dziedzinie, w zdecydowanie mniejszym stopniu kierowników czy menedżerów. Jednak znalezienie odpowiedniego kandydata nie jest łatwym zadaniem.
- Jeśli mówimy o pozycjach specjalistycznych w całym łańcuchu dostaw i zakupów, to pierwszą trudnością w tych rekrutacjach jest brak aplikacji na opublikowane ogłoszenia. Poza tym, nawet jeśli metodą poszukiwań bezpośrednich uda się dotrzeć do odpowiednich kandydatów, to trudno nakłonić ich do udziału w procesie - komentuje Marika Stasinowska, executive manager w HRK Procurement and Logistics.
Na poziom zadowolenia klientów sklepów mogą wpłynąć braki kadrowe wśród handlowców (Fot. Claudio Schwarz/Unsplash)
Kolejki kolejnym problemem w sklepach
Na poziom zadowolenia klientów sklepów mogą wpłynąć braki kadrowe wśród handlowców, które odczują, np. stojąc w długiej kolejce, bo liczba otwartych kas będzie niewystarczająca. Z badania Mastercard wynika, że 71 proc. klientów polskich sklepów jest niezadowolonych z powodu kolejek, a dla 47 proc. jest to najbardziej frustrujący element zakupów, głównie ze względu na stratę czasu.
Krajowych konsumentów drażnią również inne ceny towarów przy kasie i na półkowych etykietach, przeterminowane produkty, puste półki i braki w asortymencie oraz niedobór koszyków na zakupy.
– Tego typu sytuacje obserwowałem w sezonie letnim m.in. w Międzyzdrojach, gdzie liczba klientów sektora handlu w wakacje bardzo wzrosła, a zespół pracujący w jednym z marketów był zbyt mały, by sklep mógł płynnie funkcjonować. W efekcie półki świeciły pustkami, a kupujący byli odprawiani z kwitkiem – mówi Paweł Dąbrowski, prezes spółek operacyjnych w Grupie Progres.
Pozyskanie handlowców jest jednak niemałym wyzwaniem rekrutacyjnym, szczególnie w mniejszych miastach czy kurortach szukających kadry na sezon.
- Pracy nie brakowało już w maju; porównując oba miesiące rok do roku, tegorocznych ofert było więcej niż w 2021 r. A rynek dopiero zaczął się budzić. Co widać, bo obserwujemy nasilenie rekrutacji, które nie zmaleje w lipcu. Ten pik zauważalny jest szczególnie w mniejszych miejscowościach, gdzie braki kadrowe są trudne do uzupełnienia, a handel również ma klientów i do ich obsługi potrzebuje pracowników – wyjaśnia Paweł Dąbrowski.
Jak dodaje, sytuacja jest prostsza w dużych miastach.
– Duże aglomeracje mają większe szanse na zakończenie rekrutacji sukcesem, bo mogą oferować pracę np. Ukraińcom. Nasi wschodni sąsiedzi na ogół przebywają w większych miastach, a ich skłonność do relokacji jest na bardzo niskim poziomie. Obecnie tylko nieco ponad 5 proc. z nich zgadza się na zmianę miejsca zamieszkania, jeśli dzięki temu będą mogli liczyć na dobrą pracę, mieszkanie i opiekę nad nimi oraz ich rodziną – zaznacza ekspert.
KOMENTARZE (4)