Na terenie Górnośląsko-Zagębiowskiej Metropolii buduje się obecnie 10 hoteli. W ciągu najbliższych 2 lat liczba 3-4-gwiazdkowych obiektów wzroście o 40 proc. Zakładany wzrost w powierzchniach biurowych to z kolei 50 proc. Te liczby nie pozostawiają złudzeń - Śląsk to region, który - jak mówi Maciej Wójcik, partner zarządzający TDJ Estate - przeżywa gigantyczny boom.
- Położenie, infrastruktura, turystyka biznesowa to elementy, z których połączenia wyłania się bardzo atrakcyjny region. Jak popatrzymy wstecz, to jeszcze kilkanaście lat temu zmagaliśmy się - również my, jako prywatna firma - z odczarowywaniem tego regionu. Pamiętam, jak swojego czasu spotkaliśmy podczas kongresu na Pomorzu przedstawicieli Śląska, którzy pod kątem marketingowym chcieli pokazać, że Śląsk to nie tylko region węgla i stali. Dziś ten region przechodzi olbrzymią zmianę - mówi Wójcik.
Jak dodaje, taki bomom był w latach 2007-2008, ale w mniejszym stopniu dotyczył tego regionu.
- W sektorze biurowym od 2009-2010 r. do dziś w metropolii powstało ponad 600 tys. mkw. powierzchni biurowych, w procesie konstrukcyjnym mamy ok. 100 tys. mkw, w twardych planach inwestycyjnych ok. 200 tys. mkw. Cztery lata temu prognozy były zupełnie inne i raczej pesymistyczne. Cieszy nas fakt, że budują się nowe i coraz to lepsze osiedla mieszkaniowe. Jest to magnes dla ludzi, którzy myślą o relokacji, ale tez o tych, którzy zastanawiają się, czy pozostać na Śląsku. To ważne, by podaż mieszkaniowa szła w parze z podażą biurową - mówi Wójcik.
Ale jak podkreśla, Śląsk to nie tylko Katowice. - Inwestujemy nie tylko w Katowice, ale również w inne miasta. Inwestowanie w tych mniejszych ośrodkach jest trudniejsze, wiele zależy od władz lokalnych, bo nie chodzi o budowę 2-3 budynków, ale całych kompleksów. Tutaj niezbędna jest komunikacja - ludzie poszukują miejsc, gdzie będzie szkoła, przedszkole, niezbędna do życia infrastruktura. Mocny rozwój Katowic spowoduje rozwój miast ościennych. Absolutnie niezbędny jest tutaj rozwój komunikacji zbiorowej. Nie da się inwestować w miejscu, gdzie ludzie nie będą mieli dobrego dojazdu do miejsca pracy i powrotu do domów, bo ta komunikacja nie odbywa się w jedną stronę. Specjaliści z IT mogą pracować w mniejszych miastach, ale tam musi być dobra infrastruktura do życia. Inwestujemy w małych miastach i myślimy, że inni inwestorzy pójdą za nami. Władze samorządowe muszą jednak zrozumieć, że rozwój dużego miasta pociągnie z sobą rozwój tych mniejszych - mówi przedstawiciel TDJ Estate.
Jest podaż, jest popyt
Zdaniem Marka Foryńskiego, dyrektora zarządzającego BTS Group Panattoni Europe, powierzchnia biurowa na Śląsku wciąż będzie rosła.
- Jak jest popyt, to jest podaż. A popyt na powierzchnie biurowe jest i myślę, że deweloperzy dalej będą je budować. Klucz do „pików” leży w tym, czy są tereny, infrastruktura i jak planować przedsięwzięcia. To dotyczy również sektora przemysłowego, e-commerce, produkcji - nie tylko biur. W miarę rozwoju biznesu powierzchnie służebne będą ewoluować. Będzie rosło zapotrzebowanie na powierzchnie laboratoryjne, która są bardziej zaawansowane niż te na potrzeby księgowości - twierdzi Fortyński.
W opinii Marcina Nowaka, przewodniczącego zarządu Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych ABSL, nie ma obawy o to, że powierzchni będzie za dużo i nie będzie w nich - w związku z procesami automatyzacji - komu pracować.
- Nie ma takiej możliwości, że automatyzacja doprowadzi do sytuacji, w której powierzchnie będą puste. Automatyzacja to po części odpowiedź na brak kadr i to jest zjawisko widoczne w całej Europie. Automatyzacja ma zastąpić proste, podstawowe procesy transakcyjne po to, by którzy się na nich rozwinęli, mogli zajmować ciekawsze pozycje w swojej organizacji. Tak się dzieje np. w księgowości, r&d, IT itd. W Polsce brakuje pół miliona specjalistów i jeśli będziemy mogli ich wykształcić, a ich miejsca pracy zastąpić automatyzacją, to będziemy te powierzchnie zapełniać - twierdzi Nowak.
Sektor usług biurowych przeżywa w Katowicach prawdziwy boom. Na zdjęciu jeden z biurowców Business Park w kompleksie w Katowicach (fot. Globalworth Poland/materiały prasowe)
Podobnej opinii jest Marek Fortyński. - Automatyzacja dzieje się tam, gdzie taka potrzeba zaistnieje i to są indywidualne decyzje inwestorów. W Polsce mamy natomiast inny problem. Otóż firmy zachodnie przenoszą do nas operacje, ale nie przenoszą know-how. Bardzo się cieszymy, kiedy któraś firma mówi, że zamiast kolejnej fabryki chcielibyśmy laboratorium. To znaczy, ze zaufanie do kadry, do „mózgów” pracowników wzrosło. Zarządy czy centrale zaczynają dywersyfikować swoje know-how pod kątem lokalizacji i jak widzimy, że zainteresowanie taką powierzchnią zaczyna rosnąć, to chyba jesteśmy w dobrym miejscu - mówi.
I dodaje, że jeśli chodzi o kwestię robotyzacji i wejście w 4. rewolucję przemysłową, to "w Polsce nieprędko się to wydarzy".
- To już się dzieje z dużą intensywnością w Europie Zachodniej, ale są na ten cel dużo większe fundusze. Polska musi się zastanowić, co z tym tematem zrobić, bo nie sadzę, że będziemy w stanie wygenerować takie pieniądze w naszym kraju - uważa Fortyński.
Przewidywać i dmuchać na zimne
Każdy boom niesie ze sobą zagrożenie, że prędzej czy później koniunktura ulegnie zmianie.
- Mamy 550 tys. mkw. nowoczesnej powierzchni biurowej, to piąty pod tym względem rynek w kraju. Z kolejnych zapowiedzi wiemy, że lokalni deweloperzy w 3 lata chcą wprowadzić 300 tys. mkw biur. Do tego dochodzą gracze krajowi, więc w ciągu 5 lat to może się podwoić. Tempo rozwoju sektora biurowego w Katowicach jest imponujące. Tu pojawia się pytanie o wahania koniunktury. To co jest charakterystyczne dla najemców, to że oni - nawet giganci - tych powierzchni nie kupują, ale je wynajmują. To pokazuje, że jest świadomość tego, że za kilka lat inny rynek może okazać się bardziej atrakcyjny i zapadnie decyzja: przenosimy biznes - mówi Bogumił Sobula, wiceprezydent Katowic.
Czytaj też: Lokalizacja i wygląd biura nabierają na znaczeniu. Łatwiej przyciągnąć pracowników
Co zrobić, by tego najemcę zatrzymać? Zdaniem samorządowca kluczem jest tutaj innowacyjność.
- Jeżeli okaże się, że cena pracy w sektorze prywatnym w stosunku do efektów tej pracy i możliwości wdrożeniowych jest drugorzędna, to bez względu na to, ile trzeba będzie płacić specjalistom, okaże się, że nadwyżka inwestycyjna jest tak duża, że opłaca się ten podmiot tutaj utrzymywać. Ta innowacyjność, o której wspomniałem, to współpraca samorządu, biznesu i uczelni. W ciągu 2-3 lat udało nam się bardzo dużo zrobić, by takie myślenie zbudować i implementować w działaniach - mówi Sobula.
KOMENTARZE (1)