Od początku wojny na Ukrainie do Polski przyjechało ponad 2,5 mln osób. Mimo planów ich szybkiej aktywizacji zawodowej do tej pory pracę podjęło tylko ponad 1 proc. Ukraińców. Kolejni zrobią to wkrótce. Firmy gotowe na ich przyjęcie muszą uzbroić się w cierpliwość. Aktywizacja zawodowa chętnych do pracy Ukraińców w praktyce jest bardzo skomplikowana.
Co setny obywatel Ukrainy przekraczający granicę z Polską po 24 lutego podjął pracę w naszym kraju, w sumie na etacie jest 30 tys. Ukraińców, którzy po wybuchu wojny przyjechali nad Wisłę. Pozostałe ok. 99 proc. (z ponad 2,4 mln) to osoby, które dopiero będą szukać zatrudnienia.
Część tego nie zrobi, ponieważ nie planuje wiązać się z Polską na dłużej albo jest w wieku przed- czy poprodukcyjnym – mają mniej niż 18 lat lub ponad 60 lat (kobiety) i więcej niż 65 lat (mężczyźni). Pracodawcy chętni zatrudnić Ukraińców muszą się jednak uzbroić w cierpliwość.
- Jeszcze przed wybuchem wojny wielu Ukraińców przyjeżdżających do naszego kraju w celu zarobkowym podejmowało pracę w ciągu kilku dni. Kandydatów i ich potencjał kadrowy poznawaliśmy zanim przekroczyli granicę z Polską, bo rozmowy z nimi prowadziliśmy już, gdy planowali przyjazd nad Wisłę. Obecnie proces poznawania pracownika i jego rekrutacji odbywa się w całości w naszym kraju, a czas jego przeprowadzenia wydłużył się z kilku dni do kilku tygodni. Nie trwał on tak długo, nawet gdy obowiązywały obostrzenia covidowe, a obcokrajowcy po przyjeździe do Polski i przed rozpoczęciem pracy, mieli obowiązek odbycia 10-dniowej kwarantanny - wyjaśnia Magda Dąbrowska, wiceprezes Grupy Progres.
I jak dodaje, wojna w Ukrainie jeszcze wyraźniej pokazała braki systemowe, które były widoczne już kilka lat temu.
- Sytuacji nie ułatwiają też obowiązujące przepisy dotyczące zatrudniania obcokrajowców, które ulegają zmianie i moim zdaniem w wielu kwestiach nadal trzeba je dopracować – zaznacza.
Problemy znane od lat jeszcze bardziej widoczne
Na skalę problemów w kwalifikacji zawodowej cudzoziemców spoza UE w 2021 r. zwróciła uwagę m.in. Najwyższa Izba Kontroli.
NIK od stycznia 2017 r. do połowy 2020 r. prowadziła kontrolę zarówno organów na szczeblu krajowym, jak i wojewódzkim. Efekty? Według NIK mimo podejmowanych działań nadal nie ma spójnego systemu uznawania kwalifikacji cudzoziemców wykształconych poza Unią Europejską. Pełne monitorowanie i analizowanie zjawiska migracji uniemożliwiał z kolei brak funkcjonalnej bazy danych. Informacje były gromadzone w wielu niezintegrowanych rejestrach publicznych o ograniczonej użyteczności, które nie obejmowały wszystkich obcokrajowców pracujących w Polsce. W jednych ewidencjonowano na przykład wydawane pozwolenia na pracę, w innych zbierano dane o zatrudnieniu.
Żaden z systemów nie zawierał kluczowych z punktu widzenia potrzeb gospodarki informacji o kwalifikacjach imigrantów – ich wykształceniu, wyuczonym zawodzie i dotychczasowym doświadczeniu zawodowym. Zdaniem kontrolowanych instytucji nie pozwalały na to przepisy o ochronie danych osobowych.
Problemem będzie także niedostosowanie Urzędów Pracy do obsługi Ukraińców.
To one bowiem mają pomagać uciekającym przed wojną odnaleźć się na polskim rynku pracy. Jak wskazuje wiceprezes CASE Agnieszka Kulesa, może się okazać, że będzie to dla nich spore wyzwanie. Nie tylko organizacyjne.
- W obszarze zatrudnienia borykamy się między innymi z brakiem przygotowania
infrastruktury i ludzi. Od wielu lat środowisko eksperckie apelowało o odpowiednie przygotowanie kadry urzędów pracy do obsługi cudzoziemek i cudzoziemców. Chodzi między innymi o kompetencje międzykulturowe i językowe. Niestety te apele pozostawały bez odpowiedzi. Mimo chęci urzędników, bez takiego przygotowania jakość obsługi osób objętych ochroną oraz jej efektywność może nie być zadowalająca - podkreśla.
Zobacz: To czeka Ukraińców w Polsce. Kryzys demaskuje problemy pudrowane od lat
fot. Max Kukurudziak/Unsplash
Przyjechali i ruszą dalej?
Do 4 kwietnia numer PESEL otrzymało ponad 625 tys. Ukraińców, czyli mniej niż połowa osób z ponad 2,4–mln grupy, która do Polski przyjechała po 24 lutego 2022 r.
Stworzone przepisy miały usprawnić proces legalizacji pobytu i zatrudniania. Jednak ich wdrożenie nie przełożyło się jeszcze w znaczącym stopniu na rynek pracy. Co więcej, zakładana fala pracowników z Ukrainy wywołana wojną z dnia na dzień maleje, a procent aktywizacji zawodowej uchodźców może jeszcze się zmniejszyć.
Wpływ na taką sytuację będzie miało kilka czynników, np. dyrektywa Komisji Europejskiej umożliwiająca uchodźcom z Ukrainy swobodny wybór kraju UE, w którym się osiedlą. Większość z nich znajduje się obecnie w państwach sąsiednich – Polsce, Rumunii, Republice Mołdawii. Prawdopodobne jest jednak, że w ciągu najbliższych tygodni nastąpią znaczące ruchy wtórne – Ukraińcy wrócą do ojczyzny (do miejsc, w których będzie bezpiecznie) lub pojadą do innych krajów oddalonych od granic Ukrainy np. do Niemiec czy Włoch, które przed wojną były popularnymi kierunkami migracji wśród Ukraińców.
– Wielu pracodawców deklarujących chęć zatrudniania kobiet, które z powodu wojny przyjechały do Polski, nie bierze pod uwagę trudności pojawiających się w procesie aktywizacji zawodowej obcokrajowców. Mam na myśli nie tylko czasochłonność tego działania i koszty, które trzeba ponieść, ale też komplikacje wynikające z braku znajomości tej grupy – jej potrzeb, planów czy mechanizmów, które dotyczą imigrantów. Jednym z nich są dane potwierdzające, że w całej Europie, również w Polsce, kobieta imigrująca do innego kraju ma o kilkanaście proc. niższą szansę na zatrudnienie od migrującego mężczyzny czy osób miejscowych - zauważa Magda Dąbrowska.
fot. Gayatri Malhotra/Unsplash
Dodajemy do tego zmieniające się kilkukrotnie w tym roku prawo dotyczące zatrudniania obcokrajowców.
- Zmiany nie są już tak powszechnie komunikowane i – jak wynika z naszej wiedzy - szykują się kolejne. Rząd planuje bowiem m.in. wprowadzić zmiany wysokości opłaty wymaganej w związku z oświadczeniem o powierzeniu wykonywania pracy cudzoziemcowi, która ma wynosić aż 100 zł. Obecnie na mocy specustawy pracodawca w przypadku Ukraińców, którzy przyjechali do Polski po 24 lutego, nie ponosi tego kosztu wcale lub w przypadku obywateli pozostałych 5 krajów z uproszczoną procedurą płaci za oświadczenie 30 zł - zaznacza Dąbrowska.
Rosnące koszty
W projektowanym obecnie rozporządzeniu zakładane jest podwyższenie wysokości wpłaty wymaganej w związku z wpisem oświadczenia o powierzeniu wykonywania pracy cudzoziemcowi. Podyktowane jest to koniecznością zrekompensowania ubytku dochodów sektora finansów publicznych z tytułu wpłat wnoszonych w związku z wnioskami o udzielenie zezwolenia na pracę i oświadczeniami o powierzeniu wykonywania pracy cudzoziemcowi.
Jak wyjaśnia Grupa Progres, dochody spadną wskutek zapisów przewidzianych w ustawie z dnia 17 grudnia 2021 r. o zmianie ustawy o cudzoziemcach oraz niektórych innych ustaw dot. oświadczeń o powierzeniu wykonywania pracy cudzoziemcowi. Spadek dochodów wynika m.in. z wydłużenia okresu pracy, którego może dotyczyć płatne oświadczenie o powierzeniu pracy, z 6 do 24 miesięcy. Ponadto w wielu przypadkach pracodawcy będą składać oświadczenia na okres znacznie dłuższy niż do tej pory (1 oświadczenie w okresie 2 lat, dotyczące pracy w całym tym okresie, zamiast co najmniej kilku dotychczas niezbędnych do zatrudnienia).
– Przedsiębiorcy, którzy chcą legalnie zatrudniać Ukraińców i innych obcokrajowców muszą być czujni i przygotowani na nagłą zmianę przepisów. Uważam, że nasz kraj ma jeszcze wiele do zrobienia w kwestii dostosowania rynku pracy do dynamicznej sytuacji oraz otwarcia na powszechne zatrudnianie obcokrajowców. Obecnie są tworzone fundamenty takiego systemu, ale wiele jego elementów należy usprawnić np. w trakcie procesu przyznawania numeru PESEL zbierać podstawowe informacje o Ukraińcach, które pozwolą poznać ich potencjał kadrowy. Co więcej, warto też wprowadzić nowe funkcje w profilu zaufanym, który ostatnio założyło pond 100 tys. Ukraińców. Rząd, poprzez zmianę ustawy o cudzoziemcach, powinien umożliwić im np. podpisywanie umów cywilnoprawnych czy załatwianie wszelkich spraw służbowych właśnie przez ten profil, choćby przy pomocy podpisu elektronicznego. Obecnie nie ma takiej możliwości i moim zdaniem potencjał tego narzędzia nie jest jeszcze wykorzystywany w wystarczającym stopniu – podsumowuje Dąbrowska.
KOMENTARZE (1)