W operacyjnej służbie dyżurnej prezydenta, która ma być powołana z początkiem roku, będą pracować "łącznościowcy". Koszt powołania tej służby zamknie się w kwocie 1,5 mln zł - poinformował wiceszef BBN Dariusz Gwizdała.
Mówiąc o operacyjnej służbie dyżurnej prezydenta Gwizdała, który odpowiada za powołanie nowej służby, podkreślił: To nie będzie żaden nasłuch, żadna służba specjalna, czy wywiad prezydenta. Nigdy nie było takiego pomysłu. Nie ma też takiej możliwości, bo służby specjalne w Polsce są powoływane w drodze ustawy". To będą łącznościowcy - dodał.
Służba ma być powołana do pracy na rzecz prezydenta w czasie pokoju, kryzysu i wojny.
Według wiceszefa BBN cel powołania nowej służby "jest prosty i podstawowy", czyli jest nim zapewnienie "stałej", "efektywnej" łączności miedzy najważniejszymi instytucjami państwa, a prezydentem. Zapytany, czy obecnie taka łączność funkcjonuje źle, Gwizdała odpowiedział: "Obecnie jest to w inny sposób rozwiązywane".
Jak dodał, teraz w większym stopniu za zapewnienie najważniejszych informacji prezydentowi odpowiadają sami ministrowie: BBN-u i Kancelarii Prezydenta.
- Jak był szczyt NATO to siedzieliśmy w BBN 24 godziny na dobę i wszystkie te niezbędne czynności związane z informacjami dostarczanymi do prezydenta obsługiwaliśmy osobami, które nie mają takich zadań przypisanych jako podstawowe. Dla służby dyżurnej będzie to podstawowy obowiązek - wyjaśnił.
Pytany, jakie informacje mają trafiać do służby dyżurnej prezydenta, wiceszef BBN przypomniał, że "każda instytucja typu MON czy MSWiA ma swoje bieżące meldunki dobowe, które już trafiają do BBN-u". Za "przykład hipotetyczny" informacji, która powinna trafić do prezydenta za pośrednictwem służby, Gwizdała podał "porwanie polskich obywateli na morzu" lub "wypadek wojskowego samolotu".
- W takim przypadku resorty nie będą musiały szukać dyżurującego pracownika, żeby taką informację przekazać, tylko od razu skierują ją do służby dyżurnej. Ta oceni wagę tej informacji i powiadomi albo szefa BBN-u, albo ministra prezydenckiego, lub - jeśli będzie taka potrzeba - samego prezydenta. Taka będzie rola tej służby, bo jak zdarzy się wypadek lotniczy w wojsku, to prezydent musi być powiadomiony - powiedział.
Zadaniem Gwizdały służba będzie "filtrować" informacje a możliwość bezpośredniego poinformowania prezydenta przez dyżurnych, będzie wykorzystywana tylko "jeśli taka konieczność zaistnieje". Służby nie będą też analizować informacji. - To będzie raczej obróbka w sensie organizacyjnym, ale nie ocena skomplikowanych informacji, bo do tego są w BBN analitycy - dodał.
Nowa służba prezydenta ma być wzorowana na służbach dyżurnych i standardach pracy, które już funkcjonują m.in. w MSWiA, MSZ, MON, a także w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
- Ułatwi to wymianę informacji (...) Czasy, gdy było to robione za pomocą korbki i telefonu, się skończyły. To muszą być profesjonaliści, którzy obsłużą klauzulowany sprzęt - dodał minister.
Służba będzie zapewniać łączność za pośrednictwem systemów jawnych i niejawnych. Ma być prowadzona w sposób ciągły, w systemie zmianowym przez 24 godziny na dobę. Zdaniem Gwizdały wystarczy, gdy w jednym czasie będą na służbie dwie osoby. Będą one przygotowane na szereg okoliczności.
- Będą wiedziały kiedy, gdzie i do kogo zadzwonić, lub jak inaczej poinformować, bo czasami dodzwonić się nie da - opowiada Gwizdała.
- Dyżurni będą posługiwać się specjalistycznym sprzętem, typu łączność satelitarna, radiowa, czy innego rodzaju. To muszą być eksperci w tych dziedzinach - powiedział. Zdaniem Gwizdały także znajomość języków obcych będzie ważną kompetencją zatrudnionych dyżurnych. - Chodzi o kontakt z NATO i sojusznikami - dodał.
Zdaniem wiceszefa BBN łączny koszt powołania tej służby nie przekroczy 1,5 mln zł. Gwizdała szacuje, że inwestycje w niezbędny sprzęt i dostosowanie pomieszczeń w siedzibie BBN pod potrzeby nowej służby wyniosą 300-400 tys. zł. Zatrudnienie w służbie dyżurnej ma znaleźć w sumie 10 osób. Koszty osobowe mają pochłonąć rocznie 1,047 mln zł.
BBN przewiduje, że połowę dyżurnych będą stanowić przeszkoleni do obsługi łączności żołnierze w służbie czynnej, którzy zostaną oddelegowani do służby w BBN. Drugą - będą stanowić pracownicy cywilni. W ramach tych etatów pracę mogą dostać doświadczeni praktycy np. byli funkcjonariusze policji lub straży granicznej o potrzebnych kompetencjach.
- "Wojsko wie, kogo do takiej służby oddelegować, cywilów jeszcze nie mamy wytypowanych - przyznał minister.
KOMENTARZE (0)