Co trzeci pracodawca w Polsce ma problem z tym, by znaleźć odpowiednich pracowników. Jednocześnie stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w Polsce w lipcu 2014 r. niecałe 12 proc. Gdzie leży przyczyna problemu?
O tym, że w Polsce zbyt wiele osób studiuje (i to często kierunki, na które nie ma popytu wśród pracodawców), mówi się w Polsce od kilkunastu lat. Mimo tego, nadal wiele osób wybiera studia, które nie dają żadnych szans na bycie poszukiwanym na rynku pracy specjalistą.
Z raportu ManpowerGroup Niedobór Talentów 2014 wynika, że do najbardziej poszukiwanych pracowników w Polsce należą kolejno: wykwalifikowani pracownicy fizyczni, inżynierowie, operatorzy produkcji, menedżerowie sprzedaży i kierowcy. Pracodawcy często szukają również: pracowników IT, przedstawicieli handlowych, techników, niewykwalifikowanych pracowników fizycznych oraz menedżerów projektów.
- Spadająca liczba studentów, o której w tym roku alarmowały media, nie wynika przecież z tego, że młodzi ludzie stracili pęd do wiedzy, ale z niżu demograficznego. Studentów jest mniej, bo osób w wieku studenckim ubywa - komentuje sytuację Krzysztof Kirejczyk, prezes serwisu pracy Praca.pl.
- Według danych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, wśród najpopularniejszych kierunków studiów w zeszłym roku akademickim znalazły się takie jak pedagogika, ekonomia, zarządzanie czy prawo – kierunki, po których już obecnie jest nadmiar absolwentów - dodaje ekspert.
Złe studia czy zły system nauki?
Czy adekwatne studia to recepta na pracę? Niekoniecznie. Pracodawcy narzekają również na brak przygotowania do pracy u młodych ludzi. Mała ilość staży w czasie studiów, wykładowcy niezwiązani z biznesem i oderwane od praktyki przedmioty powodują, że nawet ukończenie pożądanego przez pracodawców kierunku nie daje gwarancji zatrudnienia. Gdzie jednak leży wina tej sytuacji? Często obarcza się system edukacji.
Przypomnijmy jednak, że słowo „student” pochodzi od łac. studere - starać się, przykładać się do czegoś. Tymczasem spora część absolwentów „zalicza” przedmioty, a zapytana na rozmowie kwalifikacyjnej o ulubione wykłady lub wiedzę, którą wyniosła ze studiów, nie potrafi powiedzieć w zasadzie nic.
- Z naszych obserwacji wynika, że z perspektywy pracodawców problemem często nie jest to, co młodzi ludzie studiują, ale jak studiują. Jeśli na rozmowie kwalifikacyjnej widać, że studia, na które kandydat poszedł z pasji, ukończył bezrefleksyjnie i w zasadzie niczego się na nauczył, to w czym taki pracodawca ma pokładać nadzieję? Że da się taką osobę w miarę szybko nauczyć nowego zawodu i przygotować do pracy? - komentuje Krzysztof Kirejczyk.
Centra Usług Wspólnych – jedna z niewielu alternatyw
Co zatem może zrobić wykształcony Polak by znaleźć zatrudnienie? Największe obecnie możliwości dają Centra Usług Wspólnych, które w Polsce mają bardzo dobre warunki rozwoju. Obecnie pracuje w nich już około 130 tys. osób. Przoduje Kraków, w którym pracę w tym obszarze znalazło już ponad 25 tys. osób, a średnioroczny wzrost zatrudnienia w tym sektorze, jak wynika z raportu Association of Business Service Leaders in Poland, wynosi 20 proc. i jest najbardziej stabilny w Europie.
Mimo tego, że BPO i SCC stale rekrutują, nie są jednak alternatywą dla wszystkich. Przede wszystkim, podstawową kwalifikacją w tego typu korporacjach jest znajomość języków obcych. Angielski jest podstawą, ale znajomość tylko tego jednego języka często nie wystarcza. Absolwenci takich kierunków jak filozofia, teatrologia czy wiedza o kulturze jeśli chcą robić kariery w BPO/SCC muszą się zatem dokształcać na własną rękę – i to najlepiej już w czasie studiów.
Problem w tym, że osoby wybierające kierunki studiów, na które nie ma później popytu, już od pierwszego roku powinny być świadome tego, że studiują hobbystycznie i jeśli chcą po ukończeniu studiów pracować, muszą się przekwalifikowywać jeszcze zanim zakończą podstawowy kierunek. Tymczasem większość studentów problemu nie dostrzega i budzi się tuż przed obroną szukając w panice swojego miejsca na rynku pracy.
Przyswojenie obcego języka na wymaganym poziomie nie zajmuje jednak semestru czy dwóch – w efekcie jedyne możliwości, jakie taką osobą pozostają to kasa w markecie lub stanowisko sprzedawcy w sklepie. A to oczywiście wywołuje frustrację. Problemu nie rozwiązuje również możliwość studiowania dwóch kierunków równolegle – duża część osób decydujących się na takie rozwiązanie jako drugi kierunek ponownie wybiera studia poznawcze, po których również, tak jak i po pierwszym kierunku, pracy nie ma.
Część młodych osób otwarcie mówi też o tym, że w firmach typu BPO/SCC nie chce pracować. Nie odpowiadają im korporacyjne warunki pracy i wykonywanie działań, które z ich perspektywy mają marginalne znaczenie. Absolwenci, zwłaszcza studiów humanistycznych, oczekują pracy, która niesie ze sobą znaczenie. Szukają zajęcia, które ma szczytny cel i jest ważna z perspektywy społeczności lokalnej czy nawet globalnie. BPO/SCC raczej nie spełnia tych oczekiwań. Praca jest owszem ważna, ale z perspektywy korporacji, której zarządu pracownik nawet nie zna i z punktu widzenia młodych osób to, czy wykonają kolejny raport czy nie, dla świata i nich samych nie ma żadnego znaczenia.
Brak talentów czy brak motywacji?
Obserwując zachowanie kandydatów w czasie spotkań kwalifikacyjnych trudno też oprzeć się wrażeniu, że poza wykształceniem czy doświadczeniem zawodowym, problem tkwi również w słabej motywacji do pracy. Pracodawcy coraz częściej mówią o sytuacjach, w których kandydaci nie odbierają telefonów z zaproszeniami na rozmowy kwalifikacyjne, nie pojawiają się na spotkaniach rekrutacyjnych, a jeśli nawet przyjdą, to często otwarcie pokazują brak motywacji i zainteresowania pracą.
Dla pracodawcy zatrudnienie pracownika to inwestycja, która ma przynieść zysk. Trudno się dziwić, że widząc, iż tego zysku nie będzie, nie podejmują decyzji rekrutacyjnych. Skąd ten kłopot? Wydaje się, że odpowiada za to sytuacja na rynku pracy z ostatnich lat – frustracja niskimi zarobkami, obserwowanie przez młodych ludzi pokolenia rodziców, którzy mimo ciężkiej pracy niewiele osiągnęli na poziomie bytowym i jednocześnie brak ducha przedsiębiorczości, którego się w Polsce nie wspiera. W teorii jesteśmy narodem bardzo przedsiębiorczym.
Jednocześnie z Index of Economic Freedom 2014 przygotowywanego przez Wall Street Journal wynika, że Polska jest na 50 miejscu na 186 krajów pod względem warunków sprzyjających kreowaniu przedsiębiorczości i należy do krajów "umiarkowanie wolnych" w zakresie gospodarki.”
Niska siła nabywcza
Raport „GfK Purchasing Power Index 2013” wskazuje, że Polska pod względem siły nabywczej znalazła się na 28 miejscu na 42 kraje. Problemem dla Polaków nie jest to, że zarabiają mniej od swojego sąsiada, ale to, że nawet pracownik zarabiający – jak na polskie warunki - bardzo dobrze, i tak kupi za swoją pensję znacznie mniej, niż będący w ogonie listy płac pracownik w Niemczech. W efekcie pracownicy, na których jest zapotrzebowanie, robotnicy, inżynierowie, specjaliści IT, emigrują.
W Polsce pozostają zaś osoby, na które na zachodzie również nie ma zapotrzebowania. To jedynie powiększa przepaść między potrzebami pracodawców a tym, co rynek może im zaproponować. A o emigrację nadal nietrudno – zmieniają się jedynie jej kierunki. Z raportu ManpowegGroup wynika, że wprawdzie w Wielkiej Brytanii problem niedoboru talentów dotyka zaledwie 12 proc. firm, ale w Niemczech jest jeszcze wyższy niż w Polsce i wynosi 40 proc. - a pod względem siły nabywczej, Niemcy znajdują się na 8 miejscu w Europie.
Perspektywy zapobiegania niedoborowi talentów, z którym borykają się przedsiębiorcy, nie są różowe – dopóki etos pracy i siła nabywcza polskich zarobków będą niskie, a wśród najpopularniejszych kierunków studiów będą nadal będą znajdować się takie, jakich pracodawcy nie potrzebują, sytuacja nie ulegnie poprawie.
KOMENTARZE (0)