W cieniu kolejnych tarcz antykryzysowych, na które czekają całe branże i poszczególni przedsiębiorcy, pracownicy tracą pracę, często zostając bez środków do życia. Przepisy mające na celu aktywizowanie bezrobotnych, nie przewidują bowiem sytuacji, że pracy może po prostu nie być. Tak jak obecnie, w trakcie drugiej fali epidemii. Uzależniają udzielenie zasiłku dla bezrobotnych od sposobu rozwiązania umowy o pracę, stażu pracy, miejsca zamieszkania, oferując głodowe stawki. I nic nie wskazuje na to, że może się to zmienić.
Sławomir C. stracił pracę w lipcu. Po tym, jak się okazało, że chwilowo nie będzie potrzebny. Rozstał się z firmą za porozumieniem stron, z miesięcznym wypowiedzeniem. Kiedy minął sierpień, a kolejne aplikacje kierowane do pracodawców nie przynosiły rezultatu, zaczął się zastanawiać, czy nie zarejestrować się jako bezrobotny. I tu spotkało go jeszcze większe rozczarowanie.
Godząc się na rozwiązanie pracy za porozumieniem stron, popełnił błąd – pozbawił się jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa przez co najmniej 90 dni. To jednak nie najgorszy scenariusz, w przypadku zwolnienia dyscyplinarnego byłoby gorzej...
– Osoba, która traci pracę w wyniku wypowiedzenia, korzysta z okresu wypowiedzenia – od dwóch tygodni do trzech miesięcy, w zależności od tego, jak długo w danej firmie pracowała. Po tym okresie rejestruje się w urzędzie pracy jako bezrobotna i od tego momentu otrzymuje zasiłek. Inaczej jest w sytuacji, gdy to ona rozwiązuje umowę o pracę lub gdy umowa ta jest rozwiązywana na mocy porozumienia stron albo rozwiązania z przyczyn dyscyplinarnych – bo wtedy prawo do zasiłku uzyskuje dopiero po 90-dniowym oczekiwaniu lub wcale – wyjaśnia mec. Bartosz Opaliński, dziekan rady OIRP w Rzeszowie.
Podstawowy czas pobierania zasiłku to 180 dni. Jeśli pracownik musi odczekać 90 dni, to pobiera go tylko przez kolejne 90. W przypadku zwolnienia dyscyplinarnego nie pobiera go wcale, bo ten okres skraca się do zera.
Tak jest w powiatach, gdzie okres pobierania zasiłku wynosi 180 dni, ale są też powiaty, w których przysługuje on rok. Decyduje o tym stopa bezrobocia – jeśli w danym powiecie jest ona większa niż 150 proc. średniej w kraju, to brany jest wariat roczny, jeśli mniejsza – półroczny.
O innych propozycjach urzędów pracy, takich jak kursy, możliwość uzupełnienia wykształcenia, nie sposób w kontekście omawianego tu problemu w ogóle wspominać. Trudno podjąć decyzję o całkowitym przekwalifikowaniu, jeśli brak pracy na rynku wynika wyłącznie z lockdownu niektórych branż. Poza tym nauka nie zastąpi obiadu, kolejny kurs nie zapłaci za czynsz czy raty kredytu, nawet niewielkiej.
Do wsparcia osób, które rozwiązały umowę o pracę na własne życzenie lub za porozumieniem stron, nie można zaliczyć również zasiłku solidarnościowego w wysokości 1400 zł, wypłacanego w okresie od 1 czerwca do 31 sierpnia 2020 r. osobom, którym po 15 marca na skutek epidemii wypowiedziano umowę o pracę lub wygasła umowa na czas określony. Dla porządku trzeba dodać, że przez te trzy miesiące podwyższony zasiłek (w kwocie 1400 zł) wypłacono również bezrobotnym pobierającym zasiłek (o czym w dalszej części tekstu).
– Zgodnie z danymi z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych do 19 października br. zrealizowano 234 tys. wypłat dodatku solidarnościowego na łączną kwotę 313 mln 238 tys. 859 zł. Teraz realizowane są pojedyncze wypłaty dodatku solidarnościowego – poinformowało nas Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej.
Z końcem sierpnia ten fragment tarczy antycovidowej przestał działać (zakończono przyjmowanie wniosków). Jak poinformowało MRiPS, obecnie nie przewiduje się wznowienia wypłat dodatku solidarnościowego.
Druga strona rynku
Jednak nawet i ten dodatek nie ratował osób, które same rozwiązały umowę z zakładem pracy, zostały zwolnione dyscyplinarnie lub rozwiązały umowę za porozumieniem stron. Jeśli same nie znalazły pracy, to przez co najmniej trzy miesiące pozostawały bez środków do życia. A jednocześnie bez większej możliwości znalezienia pracy w zawodzie, bo w ciągu miesięcy letnich rynek pracy tylko częściowo się odbudował.
– Od marca do maja br. odnotowywano spadek przeciętnego zatrudnienia miesiąc do miesiąca, natomiast w kolejnych miesiącach 2020 r. zaczęto obserwować jego wzrost, który był kontynuowany także w październiku br., aczkolwiek w mniejszym stopniu niż w poprzednich miesiącach – czytamy w najnowszym raporcie GUS na temat zatrudnienia w gospodarce.
Według BAEL (Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności) liczba pracujących w II kwartale była mniejsza o ponad 270 tys. osób. Jednak liczba bezrobotnych zwiększyła się jedynie o 45 tys. osób. Osoby tracące pracę dezaktywizują się. A to oznacza, że nie poszukują aktywnie pracy. W rezultacie w badanym okresie zanotowano bardzo duży wzrost liczby biernych zawodowo – o 211 tys. osób.
Z danych ZUS na koniec września wynika, że liczba ubezpieczonych od lutego do września spadła o prawie 276 tys. osób.
– W całym III kw. liczba ubezpieczonych zmalała o 129 tys. osób, spadek był więc podobny jak w całym I kw. (131 tys. osób). Tempo spadku wprawdzie maleje (we wrześniu ubyło ok.19 tys. osób wobec 35 tys. osób w sierpniu i 75 tys. osób w lipcu), ale w IV kw. mamy do czynienia z silnym uderzeniem drugiej fali epidemii i wszyscy ekonomiści oczekują spadku PKB. A to zapewne wpłynie też na kolejne spadki na rynku pracy – wyjaśnia dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP.
Dodaje, że jeszcze przed kulminacją pandemii i częściowym zamknięciem gospodarki firmy zapowiadały zwolnienia w IV kw. Według badania Centrum Monitoringu Sytuacji Gospodarczej przy Pracodawcach RP aż 51 proc. firm z branży turystycznej i gastronomicznej przewiduje spadek zatrudnienia w IV kw. W budownictwie jest to 25 proc. firm, a w przemyśle i usługach dla ludności – 19-21 proc.
– Wydaje się, że jeszcze w IV kw. należy się spodziewać zwolnień nawet ponad 100 tys. osób. Dołek na rynku pracy jest dopiero przed nami – konkluduje Dudek.
Zobacz też: Te dane nie pozostawiają wątpliwości. Coraz mniej pracujących Polaków
Trzeba negocjować
Wygląda więc na to, że do poważnego tąpnięcia muszą się przygotować duże grupy pracowników. Zwłaszcza w kontekście ostatnich zapowiedzi rządu dotyczących niemal całkowitego lockdownu w okresie Świąt Bożego Narodzenia oraz ferii zimowych. Jego ostateczny kształt nie jest jeszcze przesądzony, bo poszczególne branże i całe jednostki samorządu terytorialnego mocno protestują, ale wiadomo już, że czeka nas kolejny etap zamrażania gospodarki. Fala zwolnień może być dużo większa od prognozowanej. Jak się do tego przygotować?
Według mec. Bartosza Opalińskiego nie ma innej możliwości, jak dostosować się do funkcjonujących obecnie przepisów. W sytuacji, kiedy pracodawca chce się z pracownikiem rozstać, powinien skorzystać ze sposobu rozwiązania umowy o pracę za wypowiedzeniem. Tryb rozwiązania umowy za porozumieniem stron byłby w tym przypadku niekorzystny dla pracownika, gdyż pozbawiłby go przez długi czas prawa do zasiłku. I z tym jednak może być problem, bo przedsiębiorcę, np. restauratora, który obecnie nie ma żadnego dochodu, może nie być stać na wypłatę kilkumiesięcznego wynagrodzenia.
– Taki pracodawca może chcieć negocjować z pracownikiem, żeby to rozwiązanie następowało ze skutkiem natychmiastowym. I pracownicy często się na to godzą, bo rozumieją sytuację pracodawców i liczą, że jak wszystko się uspokoi, to wrócą do pracy. Tylko że wtedy znowu mamy do czynienia z porozumieniem stron. A więc sytuacją braku możliwości skorzystania z zasiłku dla bezrobotnych. Wydaje się zatem, że państwo nie stanęło na wysokości zadania, bo obecnie nie ma dostatecznego zabezpieczenia dla osób tracących pracę z powodu pandemii – konkluduje mec. Opaliński.
Warto dodać, że pracownicy nie powinni też godzić się na zwolnienia dyscyplinarne, które w dobie pandemii są przez przedsiębiorców coraz częściej stosowane. Takie wypowiedzenie rozwiązuje ręce pracodawcy – traci pracownika z dnia na dzień, okres wypowiedzenia nie obowiązuje, więc i środków za ten okres nie musi wypłacać. A powód? Ten zdaniem niektórych pracodawców "zawsze się znajdzie", a pracownikowi pozostanie obrona przed sądem pracy.
Żenujące wsparcie
Zasiłek dla bezrobotnych wynosi obecnie 1200 zł miesięcznie. Generalnie przysługuje on osobom, które w ciągu 18 miesięcy przepracowały 365 dni na umowie. Osoby, których staż pracy jest niższy niż 5 lat, otrzymają tylko 80 proc. tej kwoty przez pierwsze trzy miesiące, potem jeszcze mniej.
Ta zasada działa również w przypadku osób, które pracowały dłużej niż 20 lat – otrzymują one najpierw 120 proc. kwoty bazowej (1440 zł), a także tych bezrobotnych, których staż pracy wynosi od 5 do 20 lat. Ich zasiłek wynosi 1200 zł, a następnie 942,30 zł.
Oczywiście warunków otrzymania zasiłku jest jeszcze więcej, tak jak rodzajów dodatkowego wsparcia, które można otrzymać, gdy się już jakąś pracę znajdzie lub postanowi wziąć sprawy w swoje ręce, zakładając własną działalność, co obecnie jest raczej rzadkim przypadkiem.
System wsparcia jest nakierowany na szybką aktywizację osób pozostających bez pracy. Do tego jest jednak potrzebny rynek pracy i normalnie funkcjonująca gospodarka – o czym w sytuacji pandemii można tylko marzyć.
Przy okazji warto by się zastanowić, na podstawie jakich kryteriów jest wyliczana kwota zasiłku dla bezrobotnych (przypomnijmy – znacznie podwyższona dopiero we wrześniu tego roku) i jak się ona ma np. do minimalnej pensji, która ma zapewniać minimalne warunki egzystencji człowieka.
– 1200 zł to kwota żenująca. Nie wyobrażam sobie, co można zrobić za te pieniądze, jeśli ktoś ma dzieci i jeszcze musi opłacać mieszkanie, a często też jakiś kredyt. Prowadzę wiele spraw rodzinnych w sądach i przyjmuje się, że minimalne alimenty na jedno dziecko to 600-700 zł na Podkarpaciu. W Warszawie pewnie te kwoty są nieco wyższe – argumentuje mec. Opaliński.
Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie nic w tym zakresie się nie zmieni. Kolejne tarcze chronią przed wszystkim pracodawców, co niekoniecznie przenosi się na sytuację zatrudnionych, czy tym bardziej zwalnianych, a system ochrony bezrobotnych ma sporą bezwładność. Na pytanie, czy ministerstwo planuje podjęcie jakichś doraźnych działań wspierających osoby, które w warunkach epidemii pozostają bez pracy i bez środków do życia, Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii skierowało nas do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Natomiast to skierowało nas do Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii.
KOMENTARZE (0)