- Według KIG w wariancie optymistycznym pracę może stracić ok. 320-480 tys. osób, a w pesymistycznym – nawet ok. 1,3 mln osób.
- Również Konfederacja Lewiatan potwierdza: problemy branży automotive, hotelarskiej, turystycznej, eventowej, drobnych usług czy handlu i wielu innych sektorów wskutek epidemii koronawirusa, poskutkują nieuchronną falą zwolnień w najbliższych miesiącach.
- Wariant ekspertów Personnel Service: możliwe, że do końca stanu epidemicznego w Polsce pracę może utracić nawet 2 mln pracowników - i bezrobocie wzrosłoby wówczas z 5,5 proc. w lutym br. do nawet 10 proc. w kolejnych miesiącach!
Epidemia koronawirusa już odbija się negatywnie na rynku pracy. Zgodnie z szacunkami Krajowej Izby Gospodarczej (KIG) przy dynamice PKB zredukowanej do 1 proc. popyt na pracę może się zmniejszyć o ok. 2-3 proc., a w przypadku przy recesji na poziomie 5 proc. - zmaleć o 7-8 proc. Oznacza to, że - w wariancie optymistycznym - pracę może utracić ok. 320-480 tys. osób, a według pesymistycznego scenariusza – nawet ok. 1,3 mln osób.
- W Chinach w marcu tego roku współczynnik bezrobocia wzrósł o 1 proc., co oznacza, że pracę straciło 5 mln osób. W USA rekordowe 3,3 mln nowych osób zgłosiło się w ubiegłym tygodniu po zasiłek dla bezrobotnych, gdy przy upadku Lehman Brothers było to ponad 600 tys. Nic nie wskazuje, że ten scenariusz miałby ominąć Polskę – mówi Michał Młynarczyk, prezes Devire oraz członek zarządu Polskiego Forum HR.
Czytaj też: Maciej Witucki: konkurencyjność gospodarki po pandemii trzeba budować już teraz
Jak wskazuje KIG, najbardziej narażone branże to turystyka (700 tys. pracowników), transport - głównie międzynarodowy (700 tys.), gastronomia i restauracje (300 tys.), kultura, edukacja, rozrywka (150 tys.) oraz hotele (120 tys.).
"Gdyby ostrożnie założyć, że pracę straci 20 proc. zatrudnionych w tych branżach, mówimy o 400 tys. potencjalnych bezrobotnych. A należy pamiętać, że branża turystyczna już nie funkcjonuje praktycznie wcale, podobnie jest z kulturą i rozrywką" - podkreśla KIG w raporcie.
Nadciągają czarne chmury
Jak zauważa Michał Młynarczyk, branża gastronomiczna i hotelarska już podjęły decyzje o zwolnieniach, idących w dziesiątki tysięcy miejsc pracy. Na tym nie koniec - mamy przed sobą, w najlepszym scenariuszu, kilka tygodni zastoju w tych sektorach gospodarki (choć nie tylko), a zza oceanu docierają coraz gorsze wiadomości.
- Większość amerykańskich, globalnych przedsiębiorstw z oddziałami w Polsce uruchomiło tzw. HC freeze, czyli brak nowych przyjęć do pracy. To jedynie przedsionek do dalszych działań redukujących koszty, które niewątpliwie nastąpią w kolejnych miesiącach – wskazuje Młynarczyk i dopowiada: - Dzisiejszy rynek funkcjonuje jak system naczyń połączonych, więc kichnięcie w Stanach Zjednoczonych może objawiać się katarem w Polsce... Tylko, że tym razem zdaje się, że Stany czeka bardzo ciężki katar! Obawiam się, że i w nas zobaczymy dużą falę zwolnień, idącą w najlepszym razie w setki tysięcy osób.
Fala zwolnień
Również Konfederacja Lewiatan potwierdza, że problemy branży automotive, hotelarskiej, turystycznej, eventowej, drobnych usług czy handlu i wielu innych sektorów gospodarki, spowodowane epidemią koronawirusa, poskutkują nieuchronną falą zwolnień w najbliższych miesiącach.
- Skala zwolnień Jej wielkość zależy od wielkości i zakresu wsparcia, jakie rząd ustali i zrealizuje w zapowiadanej i oczekiwanej z niecierpliwością przez pracodawców tarczy antykryzysowej. Jeśli działania będą nietrafione lub spóźnione, możemy powrócić do dawno niewidzianych, dwucyfrowych wskaźników bezrobocia – komentuje Monika Fedorczuk, ekspertka Konfederacji Lewiatan.
2 mln Polaków może stracić pracę
W podobnym tonie wypowiadają się eksperci Personnel Service, do końca trwania stanu epidemicznego w Polsce pracę może utracić nawet 2 mln pracowników. A jeśli tak się stanie, to bezrobocie wzrośnie z 5,5 proc. w lutym do nawet 10 proc. w kolejnych miesiącach!
- Jeżeli tarcza antykryzysowa nie będzie wystarczająco mocno skupiona na zachowaniu płynności finansowej firm i wsparciu rynku pracy, dojdzie do załamania na niespotykaną skalę... W najtrudniejszej sytuacji znajdą się zatrudnieni w ramach umowy-zlecenia, ale posiadający umowy o pracę też nie mogą spać spokojnie. Najwięcej zwolnień będzie oczywiście w handlu, który bardzo szybko odczuł skutki epidemii. Automotive też hamuje. Kolejne, zapowiadane zamknięcia fabryk w Niemczech, będące wynikiem braku komponentów z Hiszpanii i Włoch, praktycznie doprowadzą do wygaszenia tego sektora w Polsce na jakiś czas – mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service.
Jako się rzekło, do grona zagrożonych utratą pracy należą przede wszystkim zatrudnieni w ramach umowy-zlecenia. Prawie połowa tracących pracę to osoby z sektora handlu, gdzie skutki panującej epidemii koronawirusa są już bardzo odczuwalne. Trudna jest też sytuacja w sektorze automotive. Już w połowie marca o zawieszeniu produkcji poinformował m.in. Volkswagen.
Przemysł spożywczy, logistyka, e-commerce i nowe technologie - to nieliczne branże, które będą się miały dobrze i - jak się wydaje - nie odczują w znaczący sposób skutków epidemii. Co więcej: istnieje wręcz duża szansa, że w tych sektorach wzrośnie i zatrudnienie, i produkcja. W dobrej kondycji pozostaje też - przynajmniej na razie - też sektor budowlany. Obecnie na budowach praca nie jest przerywana, a personel pracujący w dużych przestrzeniach może liczyć na stabilne zatrudnienie.
- Na razie nie widać ani spadku liczby budów, ani wymiaru pracy dla pracowników budowlanych. Przy zachowaniu odpowiednich środków ostrożności jawi się szansa, że inwestycje zakończyć na czas. Nie wiadomo jednak, jaka będzie dalsza przyszłość tego sektora... Na razie nie ma zbyt licznych decyzji o nowych inwestycjach, a to oznacza, że już za pół roku czy rok możemy spodziewać się tu spadku zatrudnienia – mówi Krzysztof Inglot.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (0)