- Na amerykańskim rynku pracy wkrótce będzie brakować ponad pół miliona specjalistów.
- Przemysł tworzy nowe miejsca pracy znacznie szybciej niż sektor edukacji może zapewnić nowych, wysoko wykwalifikowanych pracowników.
- Polscy specjaliści mogą zarabiać średnio nawet 25 tys. zł
Od kilku lat w Stanach Zjednoczonych obserwuje się jeszcze większy boom sektora technologicznego. Wzrost był tak gwałtowny, że w pewnym momencie pięć największych firm technologicznych odpowiadało za 37 proc. wzrostu indeksu giełdowego S&P 500. Dzięki takim wynikom gospodarka wciąż huczała, nawet w obliczu pogarszających się wskaźników ekonomicznych na świecie.
Jest jednak jedna rzecz, która grozi zatarciem trybów amerykańskiego przemysłu technologicznego. Przemysł tworzy nowe miejsca pracy znacznie szybciej niż sektor edukacji może zapewnić nowych, wysoko wykwalifikowanych pracowników.
Czytaj też: Zniesienie wiz do USA coraz bliżej. Ale czy Ameryka wciąż jest atrakcyjna?
Zapotrzebowanie na siłę roboczą jest tak wysokie, że amerykański Departament Pracy prognozuje, iż przemysł będzie wymagał około 557 100 dodatkowych pracowników do 2026 roku, czyli znacznie więcej niż średnia w innych sektorach gospodarki.
Dolina Krzemowa nadal na piedestale
W Dolinie Krzemowej przebywa obecnie około 30 tys. Polaków i liczba ta rośnie. Nie są to jednak osoby, które planują na stałe osiedlić się w centrum światowej technologii. Z reguły wielu naszych rodaków przenosi się tam w celu zdobycia know-how i doświadczenia, aby otworzyć własne firmy, ale też, aby pracować dla takich gigantów jak np. Tesla, Amazon, Netflix czy Google.
Nie bez znaczenia pozostaje, że zarobki są tam średnio dwa razy wyższe niż w innych częściach USA. Przeciętny pracownik związany z IT zarabia w Dolinie Krzemowej ok. 10 tys. dolarów miesięcznie, czyli około 38 tysięcy złotych, dla porównania w Warszawie jest to około 10 tys. zł, czyli prawie 4 razy mniej.
Od kilku lat w Stanach Zjednoczonych obserwuje się jeszcze większy boom sektora technologicznego (fot. pixabay.com)
- Mówimy tu o średnich zarobkach, ale pamiętajmy, że wielu utalentowanych pracowników zarabia o wiele więcej. Znamy inżynierów IT, którzy zarabiają 75 tys. zł miesięcznie. Również po kilku latach pracy, np. w Uberze można stać się "małymi milionerem" - mówi Liran Rosenfeld, założyciel PassRight, firmy zajmującej się pomocą w relokacji pracowników do USA.
W zestawieniu miast na świecie, w których najlepiej się zarabia, opracowanym przez Deutsche Bank, na pierwszym miejscu znajduje się położone w pobliżu Doliny Krzemowej San Francisco. Średnia pensja w 2019 roku wynosi tutaj 6,5 tys. dolarów (ponad 25 tys. zł). Dla porównania Warszawa znalazła się na 38. miejscu ze średnią niewiele ponad 1 tys. dolarów (ponad 4 tys. zł.).
Wydaje się, że do Silicon Valley bardzo ciężko się dostać, nie jest to jednak niemożliwe. Zwłaszcza, że Polacy nie są już postrzegani jako tania siła robocza, ale jako światowej klasy specjaliści. Podkreślał to nawet prezydent Andrzej Duda przed Polsko-Amerykańskim Forum Nowych Technologii, mówiąc: Mamy w Polsce niezwykle zdolnych, inteligentnych ludzi, świetnie przygotowanych - najczęściej na polskich uczelniach - młodych inżynierów, którzy wnoszą bardzo świeżą myśl techniczną wszędzie, gdzie są na świecie.
Barierą nadal wiza
Dużą barierą w znalezieniu pracy w USA jest jednak nadal uzyskanie wizy. Sytuacji nie zmienia przystąpienia Polski do programu ruchu bezwizowego (Visa Waiver Program) ponieważ dotyczy on tylko podróży turystycznych i biznesowych, nie dłuższych niż 90 dni.
- Pozwolenie na wyjazd turystyczny można uzyskać dość łatwo, problemy zaczynają się, gdy potrzebujemy pozwolenia na pracę. Co więcej, w większości przypadków wiza przyznawana jest na konkretną posadę lub firmę. Jeśli więc ktoś chce zmienić biznes lub zająć się inną profesją, wiza traci ważność. Rozwiązaniem mogą być wiza O-1, czy EB-1, które kierowane są do osób o wyjątkowych zdolnościach, o których mówił prezydent naszego kraju, i które nie wiążą pracownika z jednym stanowiskiem - mówi Joanna Bobel, Prezes PassRight Poland.
Wiza O-1 to wiza nieimigracyjna przyznawana osobom o wyjątkowych uzdolnieniach lub osiągnięciach w dziedzinie nauki, sztuki, edukacji, biznesu, sportu czy kinematografii.
- Właśnie z wiz O-1 i EB-1 z reguły korzystają wysoko wykwalifikowani pracownicy chcący wyjechać za Ocean, często też z całą rodziną - dodaje Bobel.
Głodujący sektor technologiczny w USA
Dla amerykańskiego przemysłu technologicznego mile widziane byłoby wszystko, co pomaga zmniejszyć presję obecnego rynku pracy. Już teraz analitycy branżowi przewidują ograniczenie wzrostu w sektorze, które może pogłębiać się z każdym rokiem, a za jego przyczynę uznają brak wykwalifikowanej siły roboczej.
Oczywiście wysiłki firm pomagających wykwalifikowanym obcokrajowcom w dotarciu do wyczekujących amerykańskich firm technologicznych mogą być niewystarczające, aby zapobiec dalszemu spowolnieniu, ale stanowią one przykład, że można to zrobić.
Czytaj też: Zniesienie wiz do USA. Pracownicy nie mają powodów do zadowolenia
Jednocześnie, jak mówi dr hab. Paweł Kaczmarczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego, uwarunkowania ekonomiczne między Europą a Polską zmieniły się na tyle, że atrakcyjność wyjazdów za pracą do Stanów zmalała. Zmieniło tę sytuację zwłaszcza wstąpienie Polski do UE i otwarcie krajów zachodniej Europy na migrację z Polski. Jedynymi, których może jeszcze interesować wyjazd, jest bardzo wąska grupa wykwalifikowanych specjalistów.
Potwierdza to również Joanna Bobel, która wskazuje, że obecnie możliwości pracy czasowej w USA szukają zwykle wysoko wykwalifikowani specjaliści, zwłaszcza z branży IT.
- Zatrudnienie na 2-3 lata w Dolinie Krzemowej, w najbardziej znanych firmach IT świata pozwala im nie tylko zarobić - choć pensje są kilkukrotnie wyższe - ale głównie zdobyć doświadczenie i know-how, które będą procentować po powrocie do Polski przez wiele lat kariery zawodowej - komentuje prezes PassRight.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (0)