- Gdybym wcześniej poinformował załogę o planach przeniesienia produkcji za granicę, to okupowaliby moją fabrykę i zawłaszczyli wszystkie moje rzeczy. Prawda jest taka, że chciałem, by mój interes przetrwał, a we Włoszech nie miałem już do tego odpowiednich warunków - powiedział Pedroni dla "Bloomberga".
Zanim Fabrizio Pedroni zaczął po cichu przenosić swoją fabrykę do innego kraju, życzył swoim pracownikom szczęśliwych wakacji i kazał im wrócić do pracy za trzy tygodnie. Teraz obawia się o własne życie, ponieważ od tamtej pory on i jego rodzina otrzymują licze groźby.
W wypowiedzi udzielonej dla "Bloomberga" mówi: - Nie jestem pierwszy, który się przeniósł i nie będę ostatni.
- Skradanie się było z pewnością dyskusyjne i beznadziejnie naruszyło stosunki z pracownikami i społecznością, ale podobnie jak wielu przedsiębiorców przed nim, Pedroni porzucił statek o nazwie Włochy, ponieważ był to jedyny sposób na przetrwanie - skomentował całą sprawę Carlo Alberto Carnevale Maffe, profesor strategii biznesowej w Uniwersytet Bocconi w Mediolanie.
W ubiegłym roku Firem Srl osiągnęła sprzedaż w wysokości ok. 3 mln euro, ale firma nie odnotowała zysku od 2008 r. , stąd też decyzja o jej przeniosieniu. A co z włoskimi pracownikami? Na razie nie wiadomo. Jak informuje "Bloomberg" Pedroni nie stawił się 20 sierpnia na spotkanie ze związkami zawodowymi i instytucjami lokalnymi w ratuszu Formigine.