- Pierwsi zmianę czasu zastosowali podczas I wojny światowej Niemcy.
- W Polsce czas zmieniamy nieprzerwanie od 1977 roku.
- - Pracodawca płaci za realnie przepracowany czas - tłumaczy Monika Gładoch.
Najpierw żartobliwie o zmianie czasu napisał ojciec założyciel Stanów Zjednoczonych Benjamin Franklin. Zasugerował, że by lepiej wykorzystać dzień, ludzie powinni kłaść się wcześniej i wcześniej wstawać. Później pomysł wprowadzenia zmiany czasu próbował przemycić Brytyjczyk William Willett. Również bezskutecznie.
W obu przypadkach jednak pojawiał się ekonomiczny i społeczny wydźwięk przesuwania zegarków. Chodziło o lepsze wykorzystanie światła słonecznego i w późniejszych latach (szczególnie w czasach kryzysu) – większe oszczędności energetyczne.
Pierwsi zmianę czasu zastosowali podczas I wojny światowej Niemcy. 30 kwietnia 1916 roku przestawili zegarki o godzinę do przodu, cofając je następnie 1 października.
Dla Polski naturalnym czasem jest ten zimowy, a zmiana na czas letni (czyli przesuwanie wskazówek godzinę do przodu) nieprzerwanie trwa u nas od 1977 roku.
Kłopotliwe zmiany
Zmiany czasu są kłopotliwe przede wszystkim dla tych, którzy aktywni są w nocy. Mówimy tu zarówno o tych, którzy podróżują nocą, jak i o pracujących.
Lotniska i linie kolejowe mają godzinną, wymuszoną przerwę. Między drugą a trzecią nie startują samoloty. PKP PLK wprowadza na tę okazję specjalny rozkład jazdy. Nocne połączenia zostają wydłużone, a o godz. 3.00 (zegarki przesuwamy z godziny 3 na 2) pociągi mają godzinny postój.
Godzina „w prezencie dla pracodawcy”?
Wśród grup zawodowych, które pracują w nocy znajdują się między innymi piekarze, pracownicy stacji benzynowych, kierowcy, pracownicy komunikacji publicznej, pracownicy produkcji, które nie mogą zostać przerwane. W nocy pracują również pracownicy w sektorze rozrywki, a więc wszelkiego rodzaju barmani, kelnerzy, ochroniarze wszelkich imprez, DJ-ie, a także wykonawcy tak zwanych „wolnych zawodów”.
Pytanie najważniejsze z perspektywy tych, którzy zmianę czasu spędzą w pracy brzmi czy dodatkową godzinę przepracują za darmo? W pracy spędzą bowiem nie 8, a 9 godzin.
- Pracodawca płaci za realnie przepracowany czas. Czyli w przypadku zmiany czasu z letniego na zimowy za 9 godzin – tłumaczy Monika Gładoch z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Dodatkowa godzina powinna być traktowana jako godzina nadliczbowa, a pracownikowi przysługuje za nią: wolne lub dodatek (prócz normalnego wynagrodzenia).
Przeczytaj: Zmiana czasu niepotrzebna? "Warunki zupełnie się zmieniły, pracujemy dużo później"
Więcej słońca, mniejsze zużycie energii?
Powody, dla których wprowadza się dwa razy w roku zmiany czasu są różne. Przede wszystkim chodzi o to, by wykorzystać jak najlepiej światło słoneczne. Im dłużej dociera do nas naturalne światło, tym później sięgamy po sztuczne oświetlenie.
W teorii ma to zapewnić do 4 proc. oszczędności energii. Badania prowadzone w Australii, Stanach Zjednoczonych oraz Europie pokazują jednak, iż spadek zużycia energii jest marginalny. Dłuższy dzień oznacza m.in. intensywniejszą pracę klimatyzatorów, co skutecznie wyrównuje ewentualne oszczędności.
- Efektywność ekonomiczna jako argument, który faktycznie w okresach niedoboru energii mógł mieć znaczenie, dzisiaj przestaje być aktualny. Dwukrotne zmiany czasu, gdy spojrzymy na relację ze zmianami w popycie/podaży energii elektrycznej, okazują się nie mieć znaczenia, więc gdzie te oczekiwane oszczędności? - tłumaczy dr Bartłomiej Gabryś z katedry przedsiębiorczości Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Intensywniejsze korzystanie ze światła naturalnego wpływać ma m.in. na nasze bezpieczeństwo. Po pierwsze, promienie słoneczne „pobudzają nas bardziej” niż światło żarówki, przez co jesteśmy bardziej skupieni.
Po drugie - większa część aktywności ludzi ma miejsce, gdy na zewnątrz jest jasno, stąd m.in. mniejsze ryzyko aktów wandalizmu czy wypadków drogowych.
Zobacz także: Kosztowne przestoje, problemy z rozliczaniem czasu pracy. Nadchodzi zmiana czasu. Nie ostatnia...
Azja jest na nie
Większość krajów azjatyckich czasu nie zmienia (w Europie czasu nie zmienia się w Rosji, na Białorusi i w Islandii).
Zmiana czasu wpływa w dość dużym stopniu na efektywność pracowników. Nasz zegar biologiczny najzwyczajniej w świecie buntuje się przeciwko zmianom. Część potrzebuje nawet tygodnia, by dojść do siebie, w tym czasie są rozdrażnieni i mniej skupieni – prostą logiką są mniej wydajni.
Japończycy uwzględniając wszystkie negatywne skutki zmian czasu, nie stosują takiego zabiegu. Chińczycy, mimo iż kraj leży w czterech strefach czasowych, stosują jedną strefę – czas pekiński. Unikają w ten sposób problemów z rozbieżnością pomiędzy czasem pekińskim a lokalnym. Czas rozpoczęcia pracy dostosowany jest do lokalnych warunków.
Unia nie do końca zdecydowana
Tegoroczna zmiana czasu z 26 na 27 października miała być na terenie Unii Europejskiej jedną z ostatnich. W 2018 roku projektem zniesienia zmiany czasu zajęła się Komisja Europejska. Przeprowadzono konsultacje społeczne, w których 84 proc. przepytanych opowiedziało się za zaprzestaniem przestawiania zegarków. W marcu 2019 roku za zniesieniem zmiany czasu zagłosował Parlament Europejski.
I wydawać by się mogło, że sprawa jest przesądzona, a zegarki ostatni raz przestawimy w 2021 roku. Okazuje się, że nie. Przyjęty przez PE projekt trafił do Rady Unii Europejskiej. Tu miały zostać podjęte wszystkie decyzje niezbędne do wdrożenia przepisów w życie. I „zaczęły się schody”.
- Państwa członkowskie wyrażają obawy, co do tego, jak zmiana czasu miałaby wyglądać, jak przebiegałyby różne strefy czasowe. Za wcześnie więc, by kraje przyjęły wspólne stanowisko - poinformował rzecznik Komisji Europejskiej Enrico Brivio, podkreślając, że negocjacje w tej sprawie wciąż trwają.
O ewentualnych problemach mówiło się od dawna. Według przepisów, każdy z krajów UE miał sam zadecydować, czy wdroży na terenie swojego państwa czas letni, czy zimowy. A to spowodowałoby powstanie zbyt wielu stref czasowych. Państwa chcące pozostać przy czasie letnim ostatni raz zmieniłyby zegarki w marcu 2021 roku, a przy czasie zimowym w październiku 2021 roku.
Przeczytaj: Unia Europejska raczej nie zrezygnuje ze zmiany czasu
Zdaniem prof. Michała Mackiewicza z Uniwersytetu Łódzkiego, Polska powinna pozostać przy czasie zimowym, bo jest on w jego opinii bardziej dostosowany do naszego funkcjonowania.
- W takim sensie, że kiedy wstajemy dosyć rano, to mimo wszystko ten depresyjny okres funkcjonowania po ciemku, okres do momentu wschodu słońca jest wtedy krótszy. W związku z tym ten czas zimowy jest lepiej dostosowany do naszego zegara biologicznego - zauważył prof. Mackiewicz. Natomiast w przypadku czasu letniego nie jest to tak istotne, dlatego że wtedy i tak jest dużo słońca. - Czy jest godzinę dłużej jasno rano, czy wieczorem, to nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (4)