Zlikwidowanie profilowania usług dla osób bezrobotnych czy zmniejszenie ilości form aktywizacji bezrobotnych - to zdaniem Jerzego Kędziory, przewodniczącego Konwentu Dyrektorów Powiatowych Urzędów Pracy oraz dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w Chorzowie, najbardziej oczekiwane propozycje zmian, jakie znalazły się w projekcie Ustawy o rynku pracy.
- Zlikwidowanie profilowania usług dla osób bezrobotnych. Obecnie osoby, które się rejestrują, wypełniają ankietę, której wyniki wskazywały, jakiej pomocy potrzebują. Bezrobotni z pierwszego profilu są tymi najbardziej mobilnymi. Potrzebują jedynie ukierunkowania. Drugi profil (najliczniejszy) to osoby, które wymagają od nas wsparcia. To do nich skierowane są staże, prace interwencyjne czy szkolenia.
Ale mamy też trzeci profil, czyli osoby, przy których urzędy pracy mają bardzo ograniczone możliwości prawne, niemal zredukowane do zera, w ich aktywizacji i powrocie na rynek pracy. To około 350 tys. osób niezagospodarowanych na polskim rynku pracy, z których spora część korzysta także z pomocy społecznej. To ich sposób na życie. Nie planują wejścia na rynek pracy. Zresztą doszło do tego, że w Internecie można znaleźć wskazówki, jak odpowiednio wypełniać ankietę...
- Obecnie każdej osobie rejestrującej się w urzędzie musimy ustalić indywidualny plan działania (IPD). W projekcie odchodzi się od tego rozwiązania. Propozycja zakłada, że będziemy mogli je stosować w przypadku osób, które rzeczywiście wymagają indywidualnego podejścia, jak na przykład długotrwale bezrobotni.
Czytaj więcej: Stanisław Szwed: Musimy ucywilizować warunki zatrudniania i płacy
Warto też wskazać na zmniejszenie ilości form aktywizowania bezrobotnych. Obecnie dostępnych jest ich ponad 40. To zdecydowanie za dużo.
Czego panu w projekcie zabrakło?
- Zmiany, o którą walczymy od lat, czyli likwidacji składki zdrowotnej od osób bez prawa do zasiłku. Niby rozmowy się toczą, niby wszystko jest już dograne, ale nadal nie udaje się dopiąć tego do końca.
Urzędy pracy nie powinny opłacać składek zdrowotnych za bezrobotnych, to automatycznie zwiększa liczbę i fałszuje statystyki. Bo rejestrują się u nas osoby tylko po to, żeby mieć ubezpieczenie.
Brakuje też jakiejkolwiek informacji czy deklaracji, że państwo przestanie zapewniać pomoc społeczną w kwocie dwa razy wyższej niż pensja minimalna. Bez tej zmiany nigdy nie uda się skutecznie zaktywizować długotrwale bezrobotnych. Czym mamy ich zachęcać do pracy, skoro główny motywator – pieniądze – i tak dostają, nie robiąc nic.
Sporo zmian dotyczy długotrwale bezrobotnych. Czy zaproponowane rozwiązania rzeczywiście zachęcą ich do wejścia na rynek pracy?
- To bardzo trudne pytanie. Długotrwale bezrobotni to bardzo trudni i wymagający klienci. Sama nazwa wskazuje na to, że już dawno wypadli z rynku pracy. Dziś to tym większy problem, że rynek pracy zmienia się bardzo dynamicznie. Osoby, które przez ponad dwanaście miesięcy nie mogą znaleźć pracy, zazwyczaj wymagają nie tylko specjalnych zachęt, ale także dodatkowej pomocy.
Czytaj więcej: Jerzy Kędziora o reformie urzędów pracy: Chcemy więcej elastyczności
Niejednokrotnie, mimo posiadanych kwalifikacji, są nieporadne. Nasi doradcy zawodowi muszą wykazać się ogromnym kunsztem pracy, by zachęcić ich do powrotu na rynek pracy.
W projekcie zaproponowano także, aby urzędy pracy ściślej współpracowały z agencjami pracy. Czyli jednostka państwowa ma współpracować z prywatną, nastawioną na zysk. Mam pewne obawy co do sukcesu tych wspólnych działań...
- Agencje pracy niejednokrotnie kontaktowały się z nami w poszukiwaniu pracowników, na przykład przed okresem świątecznym i wakacyjnym. Jednak one działają w oparciu o wybrane osoby na rynku. My jesteśmy jednostką, która ma za zadanie zająć się sprawami wszystkich zainteresowanych.
Nie odżegnujemy się od współpracy z agencjami pracy. Poprawa sytuacji na rynku pracy jest naszym wspólnym zadaniem. Zdajemy sobie sprawę, że urzędy pracy nie mogą być samotną wyspą, która będzie realizowała jedynie zadania wynikające z ustawy. Pewne jest jedno: ani my, ani oni nie wyczarują większej liczby pracowników.
Resort w imię walki z nadużyciami chce dać wam dostęp do sporej ilości ważnych danych. Chodzi o informacje gromadzone przez ZUS, PIP, jednostki oferujące pomoc społeczną czy Straż Graniczną. Co wam to da?
- To bardzo dobre rozwiązanie. Podam przykład. Jeżeli firma występuje o pomoc z Funduszu Pracy, a nie płaci składek na ubezpieczenie, to jej zachowanie jest nieetyczne. Obecnie sprawdzenie przez nas „uczciwości” takiej firmy jest bardzo skomplikowane i czasochłonne. Zaproponowane rozwiązanie nam to ułatwi.
Urzędy pracy nie mogą ingerować w treść zamieszczanych przez pracodawców ogłoszeń o pracę. Nie mają też możliwości sprawdzać, czy wywiązują się z opisanych warunków zatrudnienia. Nieraz wasi petenci skarżyli się, że odpowiadając na zamieszczone w urzędzie ogłoszenie, natrafiali na zwykłego oszusta i naciągacza. Czy dostęp do danych z tak wielu instytucji ograniczy skalę takich sytuacji?
- Trudno dziś o tym zapewniać. Zmiany muszą wejść w życie, musimy nauczyć się je stosować. Pewnie trudno będzie badać każdą ofertę, jaka wpływa do urzędów pracy, bo tych są tysiące. Może skupimy się wyłącznie na wnioskach, które dotyczą korzystania z wsparcia z państwowych pieniędzy.
Rzeczywiście dochodziło do sytuacji, kiedy dowiadywaliśmy się, że pracodawcy szukający za naszym pośrednictwem pracowników, nie podpisywali z nimi później umowy. Liczymy, że współpraca na przykład z PIP pozwoli ukrócić takie naganne działania.
Większość zmian ma zacząć obowiązywać od stycznia 2019. To realny termin?
- Wydaje się, że tak. Chyba że po drodze znajdzie się organizacja, która zgłosi spore uwagi do zmian. Ale nie sądzę.
KOMENTARZE (6)