Pomysł ten krytykuje dr Wojciech Nagel, ekspert BCC ds. ubezpieczeń społecznych.
- Projekt likwidacji tzw. zbiegów umów, który powraca, ma na celu likwidację sytuacji, w której 30 proc. wynagrodzenia pozostaje u pracodawcy i zleceniobiorcy. Czyli pracodawca ma mniejsze koszty, a wykonawca - więcej zarabia. Tak naprawdę realizacja projektu sprawi, że pracodawca zapłaci więcej, a pracownik otrzyma mniej. W mojej ocenie taka jest idea tego pomysłu. Poza uzasadnieniem fiskalnym, gdzie liczy się na dodatkowy wpływ ok. 4 mld zł do budżetu, nie ma sensownego wytłumaczenia likwidacji tzw. zbiegów umów – ocenia pomysł Wojciech Nagel.
Nieco inaczej ocenia pomysł Monika Fedorczuk, ekspertka ds. rynku pracy z Konfederacji Lewiatan.
- Rozumiem, że celem rządu jest pozyskanie dodatkowych środków do ZUS i zwiększenie bezpieczeństwa socjalnego przyszłych emerytów, ale zwracam uwagę, że najistotniejszy krok w tym kierunku został już zrobiony, czyli ozusowano te umowy-zlecenia, gdzie zleceniodawcą jest pracodawca oraz zlecenia tych osób, które nie mają innego zatrudnienia, a tym samym dokonano już zmian, które ograniczają możliwość zastępowania umów o pracę (w całości lub części) umowami cywilnoprawnymi. Wskazana zmiana objęłaby więc tylko te zlecenia, które są zawierane przez osoby posiadające zatrudnienie u pracodawcy, a świadczącego usługę na rzecz innego podmiotu, a to - patrząc choćby po wysokości stopy bezrobocia i danych dotyczących wielkości zatrudnienia - nie będzie jakaś znacząco duża grupa zleceniobiorców, a tym samym nie będą to wpływy do budżetu, które znacząco zmienią jego bilans – mówi Monika Fedorczuk.
Mniejsza aktywność zawodowa
Fedorczuk zwraca jednak uwagę na możliwe ryzyko, że projektowana zmiana może ograniczyć liczbę osób chętnych do podejmowania dodatkowych pracy.
- Jeśli korzyść netto dla usługobiorcy (wykonawcy) będzie zbyt niska, ozusowanie wszystkich umów-zleceń może ograniczyć krąg osób chcących realizować dodatkowe, obok podstawowego zajęcia, zobowiązania. W sytuacji braku pracowników, będzie to miało niezamierzony, acz negatywny skutek. Warto pamiętać, że często decyzję o przyjęciu zlecenia osoba podejmuje, mając na uwadze swoją bieżącą sytuację dochodową, a nie z uwagi na wysokość przyszłych świadczeń emerytalnych – tłumaczy Monika Fedorczuk.
A tych, których wpływy na konto pomniejszą się, nie będzie brakować. Jak zaznacza Wojciech Nagel, sytuacja pracowników, którzy są bardziej aktywni niż inni i mają możliwość wykonywania wielu zleceń, pogorszy się. Z jego szacunków wynika, że otrzymają oni, uwzględniając dodatkowe obciążenia oraz wysoką inflację, realnie co najmniej ok. 17 proc. mniej niż dotychczas.
- Gastronomia, turystyka, branża eventowa, branża fitness mają ogromne problemy z utrzymaniem się w obecnej, piątej fali pandemii. Są one w większości objęte są dotychczasowymi rozwiązaniami dla umów cywilnoprawnych, zleceń i dziełowych. Mamy informacje o zamykaniu działalności gospodarczej lub zapowiedzi o jej zawieszaniu. Skokowy wzrost cen energii odbija się już na firmach dostarczających podstawowe produkty - piekarnie, małe masarnie. Pikują ceny zbóż, pojawiły się informacje o możliwych cenach za bochenek chleba od 10-12 zł - podkreśla ekspert BCC.
- Osoby dorabiające do emerytury powinny funkcjonować w dotychczasowych uwarunkowaniach, ale jak będzie na "koniec dnia", tego nie wiadomo – dodaje Wojciech Nagel.
Pełne oskładkowanie umów-zleceń wpłynie na wysokość świadczeń z ubezpieczenia chorobowego, a w przyszłości - emerytur i rent rodzinnych (Fot. Shutterstock)
Wyższe emerytury
Sebastian Koćwin, wiceprzewodniczący OPZZ, dostrzega zalety tego rozwiązania. Jak podkreśla, OPZZ opowiada się za pełnym oskładkowaniem umów cywilnoprawnych, a więc wprowadzeniem obowiązku ubezpieczeń społecznych od każdej umowy-zlecenia.
- Swoje stanowisko uzasadniamy tym, że takie rozwiązanie przyczyni się do efektywniejszego zabezpieczenia osób wykonujących umowy-zlecenia, m.in. w postaci wyższych świadczeń z ubezpieczenia chorobowego, a w przyszłości wyższych emerytur i rent rodzinnych należnych zleceniobiorcom lub po zleceniobiorcach. Spodziewamy się ponadto, że takie rozwiązanie ograniczy nadużywanie innych form zatrudnienia niż umowy o pracę - komentuje Sebastian Koćwin.
Wiceprzewodniczący OPZZ zauważa, że temat pełnego oskładkowania umów cywilnoprawnych wraca co kilka miesięcy m.in. na posiedzeniach zespołu ds. ubezpieczeń społecznych RDS i niestety wciąż nie jest rozwiązany.
- Od 1 stycznia 1999 r. system emerytalny opiera się na zasadzie zdefiniowanej składki. Oznacza to, że wysokość świadczeń wypłacanych w ramach ubezpieczeń społecznych jest pochodną wysokości odprowadzanych składek. W związku z tym istnieje poważne ryzyko, że grupy, które w trakcie swojej aktywności zawodowej odprowadzają niskie składki na ubezpieczenia społeczne, nie zgromadzą wystarczającej ilości środków, aby ich emerytura osiągnęła godną wysokość. W efekcie świadczenia przez nich pobierane będą rażąco niskie lub poniżej minimalnej emerytury. Przez liczne zwolnienia z obowiązku odprowadzania składek na ubezpieczenia społeczne i ograniczenia w odprowadzaniu składek na ubezpieczenia społeczne ubezpieczeni nie budują dostatecznego kapitału na poczet przyszłych świadczeń – wyjaśnia Koćwin.
Z raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju wynika, że stopa zastąpienia w Polsce w latach 2050-2060 może spaść poniżej 30 proc. i będzie należała do najniższych na świecie. W kontekście tych prognoz rozwiązania zwalniające niektóre grupy z obowiązku odprowadzania składek do ZUS-u są pomysłem nieroztropnym, bowiem osłabiają poziom ochrony ubezpieczeniowej osób zatrudnionych – dodaje.
Także Monika Fedorczuk zwraca uwagę na wysokość emerytur.
- Ozusowanie umów-zleceń, które są realizowane jako uzupełnienie dochodu uzyskiwanego z etatu czy z emerytury, powinno - teoretycznie - wpłynąć pozytywnie na wysokość uzyskiwanej w przyszłości emerytury, gdyż zwiększałoby zgromadzony kapitał. Jednak w przypadku zleceń realizowanych od czasu do czasu, na stosunkowo niewielkie kwoty, wpływ ten nie będzie jakoś znaczący i raczej nie będzie miał decydującego wpływu na wysokość przyszłej emerytury – wyjaśnia przedstawicielka Konfederacji Lewiatan.
Najpierw reforma Kodeksu pracy
Grzegorz Sikora, dyrektor ds. strategii i rozwoju w Forum Związków Zawodowych (FZZ), zwraca uwagę, że na ten moment brakuje szczegółów dotyczących pomysłu.
- W przypadku oskładkowania umów-zleceń istotne są szczegóły, a tych w dokumencie ich nie ma. Mamy różne kombinacje – zbiegi umów-zleceń, umowy-zlecenia towarzyszące umowie o pracę czy jednoosobowej działalności gospodarczej. Warto rozpatrzeć te warianty osobno i zobaczyć, jak proponowane zmiany wpłyną na osoby działające w oparciu o umowy cywilnoprawne. Tego niestety zabrakło. Mamy kolejny pomysł rządu, który nie został głęboko przeanalizowany. A przecież przez ostatnie 5-6 lat można było zreformować Kodeks pracy i wyposażyć osoby z umowami cywilnoprawnymi w prawa, jakie przysługują pracownikom na etacie. Musimy zmienić podział pracy ze względu chociażby na jej specyfikę czy czas jej wykonywania, dopiero wtedy możemy rozmawiać o tym, jak powinna być obciążona. To jest kluczowe wyzwanie i za tą zmiana powinny iść kolejne dotyczące oskładkowania – komentuje Grzegorz Sikora.
Przykładem są osoby zatrudnione w szpitalach - pielęgniarki, położne czy lekarze. Część z nich ma kontrakt czy umowę zlecenie, choć wykonuje te same czynności co osoba zatrudniona na podstawie umowy o pracę.
- To jest absurd. Podstawowym problemem jest więc fakt, że osoby, choć wykonują pracę, to jednak nie mają uprawnień i obowiązków wynikających z umowy o pracę. To jest największe wyzwanie i realny problem, którym powinniśmy się zająć w pierwszej kolejności – tłumaczy Sikora.
Przedstawiciel FZZ wskazuje, że należy zacząć od podstaw i zreformować Kodeks pracy, dopasowując go nowej rzeczywistości. Jego zdaniem musimy dostosować do niej system prawny, w którym weźmiemy pod uwagę potrzeby pracowników i pracodawców, a tym samym elastyczne formy zatrudnienia. Dopiero wtedy możemy zastanawiać się nad ich oskładkowaniem.
- Zmiany muszą być przemyślane, inaczej możemy mieć chaos tak jak w przypadku Polskiego Ładu. Wprowadzenie tak topornego rozwiązania, jakim jest oskładkowanie wszystkich umów-zleceń, może przynieść negatywne skutki dla pracowników i pracodawców. Jako centrala związkowa chcemy, aby system podatkowo-składkowy był sprawiedliwy i dawał bezpieczeństwo, ale chcemy też, żeby to bezpieczeństwo nie było pozorne – podkreśla Grzegorz Sikora.
Pojawiają się obawy, że zwiększanie kosztów zatrudnienia może doprowadzi do wzrostu szarej strefy (Fot. Shutterstock)
Szara strefa i umowy śmieciowe
Pojawiają się obawy, że zwiększanie kosztów zatrudnienia może doprowadzi do wzrostu szarej strefy. Czy faktycznie tak się stanie? Grzegorz Sikora zaznacza, że to możliwe.
- Warto jednak zwrócić uwagę, że argument ten zazwyczaj stawiają pracodawcy, gdy mamy do czynienia z większymi obciążeniami. To lęk, który wielokrotnie przewijał się w dyskusji – dodaje Sikora.
OPZZ zwraca z kolei uwagę na fakt, że poza ochroną ubezpieczeniową pozostają osoby wykonujące umowy o dzieło (z wyłączeniem osób, które zawarły taką umowę z własnym pracodawcą bądź pracują na rzecz własnego pracodawcy). Sebastian Koćwin tłumaczy, że istnieje zagrożenie, że po pełnym oskładkowaniu umów-zleceń przedsiębiorcy uznają, że warto „przerzucić” zatrudnionych właśnie na umowy o dzieło i co za tym idzie - efekty reformy zostaną zaprzepaszczone.
- W związku z powyższym należy zastanowić się nad rozwiązaniami, które zapobiegną tego typu nieprawidłowościom, np. zwiększeniem uprawnień Państwowej Inspekcji Pracy (Inspektor PIP powinien mieć możliwość w ramach decyzji administracyjnej przekształcenia umowy cywilnoprawnej w umowę o pracę). Pomocny w tej sytuacji będzie rejestr umów o dzieło prowadzony przez ZUS. Przypominamy, że od 1 stycznia 2021 r. przedsiębiorcy mają obowiązek zgłoszenia do ZUS zawarcia każdej umowy o dzieło. W razie pełnego oskładkowanie umów cywilnoprawnych istotne będzie pilne monitorowanie rejestru pod kątem liczby podpisywanych umów o dzieło, a w sytuacji znaczącego wzrostu ich liczby ich weryfikacja – mówi Sebastian Koćwin.
- Poza tym warto podkreślić, że okres pandemii koronawirusa pokazał, iż to osób na umowach śmieciowych przedsiębiorcy pozbywają się w pierwszej kolejności. Pozbawieni środków do życia, niemający odprowadzanych składek, musieli liczyć na pomoc państwa. Jak pamiętamy, otrzymali ją w kwocie 2080 zł przez trzy kolejne miesiące, ale ogólnie rzecz biorąc - to była pomoc z pieniędzy pracowników, za których odprowadzane są składki ubezpieczeniowe – dodaje związkowiec z OPZZ.
Trudny moment
Czy w obecnej sytuacji, kiedy mamy do czynienia z piątą falą pandemii, wysoką inflacją i zamieszaniem związanym z Polskim Ładem, warto wprowadzać kolejne zmiany? Wojciech Nagel nie ma co do tego wątpliwości.
- To najgorszy moment; mnożenie kolejnych danin doprowadzi małe biznesy do upadku, a także do rozrostu szarej strefy. Także - kombinacjami podatkowo-składkowym, które zawsze w takiej sytuacji się pojawiają. Niezależnie od momentu, sam pomysł likwidacji zbiegów umów jest zły i uderza w zarobki ludzi. Należy go zaniechać. Dotychczasowe rozwiązania z pewnością utrzymują warunki konkurencyjności i co najważniejsze - nie podnoszą kosztów działalności gospodarczej. Podnoszenie tych kosztów w czasach pandemii jest niedopuszczalne, szkodzi zatrudnieniu i możliwości funkcjonowania firm – uważa Nagel.
W podobnym tonie wypowiada się Monika Fedorczuk. Jej zdaniem, sytuacja, w której mamy tak duże zawirowania będące skutkiem programu Polski Ład, nie jest dobrym momentem na wprowadzanie kolejnych zmian.
- Działy kadrowo-płacowe na razie mają wyzwania związane z naliczaniem i wypłatą podstawowych wynagrodzeń. Wydaje się, że te zmiana to aż nadto na ten rok. Ponadto wprowadzenie tej zmiany może być czynnikiem dodatkowo, obok inflacji, prowadzącym do wzrostu wyceny zadań realizowanych w ramach dodatkowych, obok podstawowego zajęcia, umów-zleceń. Obecnie na polskim rynku mamy do czynienia ze spiralą inflacyjną i kolejny bodziec, który zwiększa presję na podnoszenie wyceny pracy, nie jest pożądany – ocenia Fedorczuk.
W innym tonie wypowiada się Grzegorz Sikora. Jego zdaniem nie byłoby problemu z podnoszeniem obciążeń - nawet w tak trudnym momencie, jaki mamy teraz - gdyby rząd postępował w sposób uczciwy, tzn. wyjaśniał, dlaczego podnosi podatki czy składki i jakie zmiany za tym idą.
- Niechęć do twardego podnoszenia obciążeń – nie tylko wśród pracodawców, ale także wśród pracowników - wynika z faktu, że przestajemy ufać państwu, że pozyskane pieniądze przeznaczy na coś konstruktywnego. Brakuje tu uczciwości. Mamy więc nie do końca dobry czas na wprowadzenie pełnego oskładkowania umów-zleceń, ale nie ze względu na moment, w których jesteśmy, tylko na jakość dialogu społecznego. Popatrzmy na Polski Ład - podniesienie składki zdrowotnej to dofinansowanie NFZ. Nie dostaliśmy jednak konkretnych informacji, co z tymi pieniędzmi rząd uczyni. Nie ma jasnej i uczciwej oferty - dla pracowników również – ocenia Sikora.
- Znajdujemy się w sytuacji gospodarczej, która jest bezalternatywna. Nie jesteśmy w stanie sięgnąć po podobny przykład z przeszłości i odnieść się do niego. Trochę improwizujemy, jeśli chodzi o radzenie sobie ze skutkami pandemii czy zmian klimatycznych, które będą niosły za sobą ogromne zmiany na rynku pracy. Do tego mamy nieciekawą sytuację demograficzną, a także trudną sytuację za wschodnią granicą. To wszystko razem powoduje, że mamy ogromne zagrożenie wynikające z ogólnoświatowej dekoniunktury. Powinnyśmy myśleć, jak zbudować system, który będzie zarazem dawał bezpieczeństwo pracownikowi, ale też będzie odporny na dekoniunkturę. W mojej ocenie toporne oskładkowanie - bez szczegółów i większej refleksji, na zasadach uproszczonego myślenia o systemie - może przynieść skutek odwrotny – podsumowuje przedstawiciel FZZ.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (15)