W piątek 27 kwietnia Rada Unii Europejskiej będzie głosowała nad zmianami w przepisach dotyczących praw autorskich. Te w Związku Przedsiębiorców i Pracodawców czy Business Centre Club budzą sporo obaw. - Nowe przepisy cofną nas o kilka dekad, do lat 90., do początku dynamicznego rozwoju internetu - alarmuje ZPP.
Znowelizowana dyrektywa ma w założeniu rozwiązywać problemy dobrze znane na rynku wydawców internetowych: spadające przychody twórców, piractwo, czy powszechne oczekiwanie, że treści powinny być darmowe. Jednak jej zapisy budzą sporo obaw u przedstawicieli przedsiębiorców i pracodawców.
Największe obawy ZPP budzi w szczególności art. 11 dyrektywy zwiększający prawa wydawców (tzw. neighbouring right). Jak tłumaczą przedstawiciele ZPP, jeśli propozycje przepisów w obecnym brzmieniu wejdą w życie, to pozwolą one na blokowanie polskim stronom internetowym i twórcom portali możliwości udostępniania linków oraz wybranych treści, jeśli nie uzyskają oni wcześniej zgody każdego z wydawców na ich publikację
- W praktyce oznaczałoby to, że udostępnianie fragmentów tekstu, a nawet linków, będzie możliwe tylko pod warunkiem, że właściciel witryny internetowej, dziennikarz, czy pojedynczy bloger za każdym razem otrzyma stosowne pozwolenie od wydawcy posiadającego prawa własności do tej treści, scedowane przez autora - podnosi problem w stanowisku ZPP.
Zdaniem ZPP przyjęcie takich zmian jest zarówno technicznie, jak i organizacyjnie niemożliwe do wykonania. - W dobie szybkiego, wręcz błyskawicznego przepływu informacji (warunkowanego również oczekiwaniami ich odbiorców, a zatem wszystkich konsumentów mediów elektronicznych), propozycję koniecznego każdorazowego uzyskiwania pozwolenia na udostępnianie fragmentów cudzych tekstów, czy nawet linków, uznajemy za nieprzystającą do rzeczywistości - czytamy w stanowisku.
- Projekt dyrektywy zmienia dotychczasowy sposób funkcjonowania internetu. Regulacje projektowane z myślą o interesie wydawców zdają się pomijać nie tylko interesy pozostałych grup, ale również potrzeby i cele istnienia oraz korzystania z internetu w ogóle - wskazuje z kolei mecenas Joanna Barzak z Kancelarii Dawid & Partnerzy - Adwokaci i Radcowie Prawni. Także zwraca uwagę, że szczególnie problematyczne z punktu widzenia dzisiejszego użytkownika sieci może stać się rozwiązanie powszechnie już nazywane "podatkiem od linków".
Czytaj więcej: Korupcja zjawiskiem powszechnym? Tak uważa co piąty polski menedżer
- Jego wprowadzenie może spowodować, iż Internet stanie się miejscem, w którym jedni sprzedają, a drudzy kupują prawo do korzystania z treści. Pomysł ten w podobnej do planowanej postaci został już przetestowany w Niemczech i Hiszpanii i osiągnął efekt odwrotny od zamierzonego. Liczba odwiedzin na stronach internetowych wydawców spadła, niektóre musiały zostać zamknięte, a co powszechne stało się w Niemczech - masowo zrzekano się opłat licencyjnych - podkreśla pani mecenas.
Wskazuje też na inny problem, jaki niosą ze sobą propozycje zmian. - Inną, kontrowersyjną kwestią przewidywaną przez projektowaną regulację jest obowiązek monitorowania i filtrowania treści w internecie przez platformy internetowe, co oznacza w istocie wprowadzenie sprywatyzowanej cenzury, naruszenie swobody wypowiedzi, dodatkowe obciążenia finansowe oraz przyznanie dużym platformom jeszcze większej roli w kontrolowaniu przepływu treści w internecie - wyjaśnia.
- Projekt dyrektywy zmienia dotychczasowy sposób funkcjonowania Internetu. Regulacje projektowane z myślą o interesie wydawców, zdają się pomijać nie tylko interesy pozostałych grup, ale również potrzeby i cele istnienia oraz korzystania z Internetu w ogóle - uważa z kolei mecenas Joanna Barzak z Kancelarii Dawid & Partnerzy - Adwokaci i Radcowie Prawni. fot.PTWP
Z kolei w opinii ZPP przyjęcie tej regulacji zwiększy też asymetrię między małymi wydawcami a dużymi graczami medialnymi. Stracą na tym mniejsze wydawnictwa. ZPP uważa, że przyjęcie takich rozwiązań zaszkodzi dostępności mediów, ograniczy cyrkulację wiadomości i treści w Internecie oraz rodzi poważne ryzyko udzielania selektywnego dostępu informacji tylko wybranym lub wręcz preferowanym podmiotom.
- Zmniejszenie dostępu do treści informacyjnych odbije się negatywnie na polskich konsumentach. Po przyjęciu tych przepisów swoboda łatwego dostępu do różnych źródeł wiadomości zostanie odebrana, a to oznacza nie tylko mniejszy wybór i różnorodność opinii, ale także ryzyko ograniczenia dostępu polskim konsumentom niemal wyłącznie do punktów dystrybucji informacji kontrolowanych przez kliku międzynarodowych wydawców, posiadających quasimonopolistyczną pozycję. Cała różnorodność i bogactwo internetu są zagrożone - nowe przepisy cofną nas o kilka dekad, do lat 90., do początku dynamicznego rozwoju internetu. - alarmują w ZPP.
Czytaj więcej: Polacy zadowoleni z sytuacji na rynku pracy
Także mecenas Barzak przyznaje, że wydaje się, iż po przyjęciu nowych przepisów swoboda łatwego dostępu do różnych źródeł wiadomości w internecie zostanie odebrana.
Dlatego ZPP apeluje o nieimplementowanie przepisów, które są sprzeczne z podstawowymi zasadami obowiązującymi w sieci od początku jej powstania, wśród których wyróżnić należy przede wszystkim właśnie swobodny przepływ informacji. Ich zdaniem wszelkie nowe przepisy powinny mieć charakter proporcjonalny i nie ograniczać praw użytkowników internetu w zakresie dostępu do różnych źródeł wiadomości. Zwraca się też do polskiego rządu o podejmowanie wszelkich działań zmierzających do zablokowania tych szkodliwych postulatów.
- Omawiane propozycje wprost uderzają we wspomniane prawa, tym samym potencjalnie przyczyniają się do pogorszenia jakości debaty publicznej, poprzez utrudnienie, a niekiedy wręcz uniemożliwienie dostępu do zróżnicowanej informacji - konkluduje ZPP.
KOMENTARZE (1)