Zwolnienie z powodu zawieszenia działalności, obcięcie wynagrodzenia po przejściu na tryb pracy zdalnej czy obniżenie etatów bez konsultacji z przedstawicielami pracodawców to tylko przykłady problemów, jakie zgłaszają pracownicy na forach internetowych. Powodem jest zła kondycja finansowa i kryzys wywołany pandemią koronawirusa. Sytuacja spowodowała, że coraz więcej słyszy się o "czarnych listach pracodawców".
„Niestety dziś mój szef zadzwonił do mnie, że mnie zwalnia, ponieważ firma obecnie jest zawieszona, a on nie zamierza mi płacić za siedzenie w domu (brak ruchu w firmie). Miałem umowę o pracę jako konsultant ds. obsługi klienta w sprzedaży zabezpieczeń domów – alarmy, kamery itp. Mieliście podobną sytuację?” – to wpis z marca 2020 roku.
Ten jest już z czerwca 2020 roku: „Zostałem wyrzucony z pracy za to, że nosiłem maseczkę i rękawiczki ochronne. Podobno była na mnie skarga, że zwracam uwagę klientom o przestrzeganie bezpiecznej odległości i bali się, że jestem zarażony. Chora sytuacja. Ktoś może pomóc, co zrobić w tej sytuacji?”.
Takich wpisów w polskim internecie jest coraz więcej. Mianownik w każdym przypadku jest taki sam – zwolnienie z pracy, zmniejszenie wynagrodzenia lub etatu z powodu koronawirusa. Dziwić zatem nie powinien fakt, że coraz głośniej zaczyna mówić się o czarnych listach pracodawców, którzy wykorzystując sytuację kryzysu, łamią prawa pracowników. Podobne listy działają m.in. w Holandii.
Bruno Żółtowski, psycholog biznesu, w rozmowie z PulsemHR zauważa, że wielu menedżerów na aktualną sytuację na rynku patrzy jak na szansę.
– Część przedsiębiorców – niestety muszę to powiedzieć, choć nie będą oni z tego powodu zadowoleni – chce po prostu wykorzystać sytuację. Wielu menedżerów, których znam, twierdzi, że do tej pory mieliśmy rynek pracownika, co było dla nich bardzo frustrujące. Dziś cieszą się, że sytuacja się odwraca i wszystko – tu cytat – „zaczyna wracać do normy”. Niestety dla niektórych pracodawców to, że pracownicy muszą prosić o pracę, jest normą. Widzą oni korzyść w tym, że w sytuacji kryzysu i zagrożenia to oni rozdają karty (w relacji pracodawca-pracownik) – wyjaśnia.
Przeczytaj: Zwalnianie w kolorze turkusu to barbarzyństwo
Koronawirus to nie powód do zwolnień
Do Stowarzyszenia Stop Nieuczciwym Pracodawcom od marca do końca maja wpłynęło ponad 100 zgłoszeń od osób, które poczuły się pokrzywdzone działaniami swoich pracodawców.
Najwięcej z nich dotyczy pieniędzy. Pracodawcy nie regulują swoich zobowiązań lub nie robią tego w całości. Coraz częściej pojawiają się także zgłoszenia dotyczące zwolnień w trybie, który nie jest przewidziany w prawie pracy i w żadnym z czterech modułów tarczy antykryzysowej.
– Pracodawca używa byle pretekstu, by zwolnić pracownika dyscyplinarnie. To powoduje, że nie musi mu wypłacać ekwiwalentów jak przy rozstaniu za porozumieniem stron i nie musi wypłacać mu wynagrodzenia za okres wypowiedzenia. Oczywiście zwolnienie dyscyplinarne to zwolnienie w trybie nadzwyczajnym, ale zdarzają się przypadki, że do znalezienia powodu, by zwolnić pracownika, wykorzystywana jest np. praca zdalna. Mieliśmy przypadek, gdy mieszkanka Szczecina została zwolniona dyscyplinarnie, bo nie stawiła się do pracy przez ponad tydzień. Oczywiście w tym czasie cały jej zespół przebywał na pracy zdalnej. Pracodawca tłumaczył się tak, że zespół, owszem, pracował zdalnie, ale skąd przeświadczenie, że akurat ta pani również? Oczywiście takie zwolnienie jest przez nas zakwestionowane – wyjaśnia Małgorzata Marczulewska, prezes Stowarzyszenia Stop Nieuczciwym Pracodawcom.
Zobacz: Syndrom ocalałego. Co przeżywają ci, których nie zwolniono
Współpracujący ze stowarzyszeniem mec. Mateusz Galikowski wyjaśnia, że działania pracodawców mimo czasu kryzysu muszą być zgodne z zapisami prawa pracy.
– Kodeks pracy przewiduje, że zwolnienie dyscyplinarne może występować, jeżeli dojdzie do konkretnego przewinienia ze strony pracownika. Widzimy, że ten okres pandemiczny trochę daje możliwość pracodawcom „pozbycia się” niechcianych pracowników. Zapis jednej z tarcz antykryzysowych umożliwia pracodawcom zwolnienie pracownika, powołując się na złą sytuację gospodarczą, ale nie może być ten argument nadużywany. Spodziewam się fali procesów, w których pracownik będzie udowadniać pracodawcy, że jego przypadek był nieuzasadniony – wyjaśnia mec. Mateusz Galikowski, działający na rzecz stowarzyszenia.
Jak wyjaśnia mec. Mateusz Galikowski, każde zwolnienie musi być uzasadnione i przede wszystkim musi być zgodne z literą obowiązujących aktualnie przepisów.
– Zwolnienie dyscyplinarne jest efektem konkretnego zachowania. U niektórych pracodawców do procesów optymalizacji dochodzi bez zagłębienia się w przepisy np. tarcz antykryzysowych. Wielu przedsiębiorców, zwykle tych mniejszych, opiera się na doniesieniach medialnych albo informacjach zasłyszanych i działa bez pewnej wiedzy – wyjaśnia. – Nie można pisać we wszystkich uzasadnieniach „trudna sytuacja gospodarcza wynikająca z pandemii koronawirusa”. Sąd ma prawo zbadać, czy taka sytuacja ma rzeczywiście miejsce. Sugerowałbym rozwinięcie tego zdania.
Zobacz: Globalny pandemiczny kryzys tworzy też dla Polski szanse. Tylko trzeba je dostrzec i wesprzeć
6000 skarg w inspekcji pracy
Skargi na zachowanie pracodawców wpływają także do Państwowej Inspekcji Pracy.
– Wiele przedsiębiorstw nadal prowadzi swoją działalność bez względu na trwający stan epidemii, a kolejne sukcesywnie wracają do pracy. Trudna sytuacja związana z epidemią, w tym zerwanie łańcuchów dostaw i współpracy, spadek obrotów i dochodów firm mogą wywoływać trudności finansowe. Niestety, mogą one dotknąć również obowiązków wynikających z konieczności terminowego i pełnego wypełniania obowiązku pracodawcy, jakim jest wypłata wynagrodzenia. Z tego powodu rząd uruchomił szeroki wachlarz działań pomocowych dla przedsiębiorców, które powinny uratować miejsca pracy i zapewnić przychody pracownikom. W praktyce realizacja rozwiązań legislacyjnych przyjętych w związku z epidemią może być różna – także niezgodna z prawem, co może być źródłem konfliktów i sporów. To zapewne będzie skutkowało kierowaniem skarg do Państwowej Inspekcji Pracy – wyjaśnia Główny Inspektor Pracy Wiesław Łyszczek.
Tylko w marcu i kwietniu do Inspekcji skierowano ok. 6300 skarg. W analogicznym okresie ubiegłego roku liczba skarg wpływających do PIP była na zbliżonym poziomie. Inna była jednak tematyka składanych wniosków.
– We wspomnianym okresie najwięcej skarg dotyczyło nieprawidłowości w zakresie wypłacania wynagrodzeń i innych należności wynikających ze stosunku pracy. Duża część skarg opisuje sytuacje dotyczące szeroko pojętego stosunku pracy. Pod tym hasłem rejestrujemy także sprawy związane z rozwiązywaniem umowy o pracę lub zmianą warunków świadczenia pracy, wysokości wynagrodzenia – wyjaśnia Łyszczek.
Przeczytaj: Strach, zaangażowanie czy prestiż – co sprawia, że godzimy się zarabiać mniej
Druga strona medalu
Jest w tym wszystkim jednak także druga strona. Zajmujący się analizą rynku pracy zauważają, że temat „czarnych list” nie jest prosty. O ile działania niezgodne z prawem pracy, obniżanie wynagrodzenia bez porozumienia z przedstawicielami pracowników czy bez poinformowania o tym pracowników są jawnym łamaniem ich praw, tak kontrowersyjna jest sama forma czarnych list. Publikowanie w internecie niepochlebnych opinii, często nieudokumentowanych i przede wszystkim anonimowych, stawia pod znakiem zapytania ich prawdziwość. Ciężko jest bowiem zrozumieć intencje tworzącego opinię.
Jak wyjaśnia Małgorzata Marczulewska, pracownicy często czują się pokrzywdzeni zwolnieniem. Warto jednak pamiętać o zasadzie, że w czasach kryzysu często redukuje się stanowiska mniej istotne dla działania całej firmy lub dokonuje się redukcji etatów według klucza efektywności.
– Wielu pracowników skarży się, że zostali zwolnieni, a przecież wykonywali sumiennie swoje obowiązki. Jesteśmy od tego, by dobrze prawnie zweryfikować, czy opisywana sytuacja ma miejsce i czy pracodawca postąpił wobec pracownika nieuczciwie. Wiele firm zwalnia swoich pracowników, takie są niestety realia – dodaje Małgorzata Marczulewska.
KOMENTARZE (0)