- Agnieszka Widera-Ciochoń
- •26 wrz 2017 6:00
Jeszcze niedawno 70, teraz już tylko 60 proc. pilotów LOT może pochwalić się umową o pracę. Nowi zawierają umowy z przewoźnikiem jak... firma z firmą. Związkom zawodowym się to nie podoba i zapowiadają, że będą wspierać młodych pilotów i stewardesy w dochodzeniu swoich praw. Przykład Ryanaira, który stracił cześć załogi pokazuje, że etat może być kartą przetargową w pozyskiwaniu pilotów na globalnym rynku.

• 2 tys. odwołanych lotów, ponad 135 tys. zawiedzionych pasażerów, odszkodowania mogące sięgnąć nawet 25 mln euro, utrata zaufania klientów – to wszystko stało się udziałem irlandzkiej linii Ryanair po tym, jak kilkudziesięciu pilotów wykorzystało urlop w tym samym czasie. Tak przynajmniej twierdzi przewoźnik.
• Zdaniem związkowców problem jest głębszy niż plan urlopów a chodzi o formę zatrudnienia dla pilotów, którzy zamiast na etacie muszą zawierać umowy cywilnoprawne jako samozatrudnieni.
• Cześć polskich pilotów i stewardess też ma dość takich umów, jakie od dwóch lat proponuje nowym pracownikom LOT.
Jak poinformowano na konferencji prasowej w Dublinie, Ryanair nie dysponuje wystarczającą liczbą pilotów, aby obsłużyć wszystkie połączenia ze względu na… błędnie zaplanowane urlopy.
Jak już informowaliśmy, w takie tłumaczenie wątpią związkowcy. - Wydaje się mało wiarygodne, że Ryanair nagle zorientował się, iż musi bez żadnego opóźnienia wysłać część personelu na urlop - ocenił włoski związek Filt-Cgil w wydanym oświadczeniu.
Coraz głośniej mówi się też o tym, że nie chodzi o żadne urlopy, bo takowe pilotom zatrudnionym na „paraśmieciowych” umowach nie przysługiwały, a kłopoty Ryanaira spowodowane są odejściami załogi do konkurencyjnej firmy. Tę skusić miały nie tyle wyższe zarobki, co właśnie propozycje etatu.
- W całej Europie dzieje się tak, że linie starają się płacić pilotom jak najmniej, wyrzucać ich na umowy śmieciowe, by nie podlegali pod prawo pracy, żeby nie mieli ochrony związkowej, żeby można było łatwo manipulować, z dnia na dzień zwalniać – komentuje Maciej Stępień, członek zarządu Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, kapitan z 22-letnim stażem pracy w LOT.
Okazuje się, że problem ten mają też polscy piloci i stewardesy.
- Wprawdzie prawie 70 proc. pilotów pracuje na etacie w LOT, ale ta liczba się zmniejsza, bo nowi piloci szans na etat nie mają. Z nowym pilotami i stewardesami zawierane są umowy B2B (Business-to-Business, umowa typu firma-firma), czyli umowy cywilnoprawne z osobami na tzw.. samozatrudnieniu - mówi Maciej Stępień. - Jak tłumaczy pracodawca, w umowie takiej chodzi o to, by można było więcej zarobić. Ale to tylko jedna strona medalu. Osoby te nie mają prawa do urlopu wypoczynkowego ( zamiast tego mają możliwość wzięcia wolnego, za które im się nie płaci tzw dobrowolne powstrzymani się od pracy), nie mają płaconych przez pracodawcę składek na ubezpieczenia, składek zdrowotnych. Jak łatwo się domyślić, rodzi to różne patologie. Stewardesom nie należy się urlop macierzyński, rodzicielski – wylicza pilot i działacz związkowy.


KOMENTARZE (1)