Stowarzyszenie STOP Nieuczciwym Pracodawcom alarmuje o pojawieniu się na rynku pracy nowego zjawiska. Pracodawcy proponują pracownikom umowę na pół lub trzy czwarte etatu. Pracownikowi nie pozwala to na standardowe funkcjonowanie, ale jednocześnie nie może być on objęty wsparciem socjalnym przysługującym bezrobotnym. Eksperci nazywają to zjawisko "półbezrobociem".
Pojawienie się w Polsce wirusa z Wuhan spowodowało spore zamieszanie na rynku pracy. Dla Stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom ostatnie pół roku to najbardziej pracowity czas w ich historii. Każdego dnia odbierają po kilka pytań od pracowników, którzy czują się poszkodowani przez swoich pracodawców. Szczyt zainteresowania ich poradami przypadł na marzec i kwiecień, kiedy ze względu na pandemię koronawirusa wielu pracowników miało problem z odzyskaniem wynagrodzenia. Ostatnie dni to także duża zgłoszeń dotyczących pracy sezonowej oraz... zmiany warunków umowy pracowników.
- Otrzymujemy zgłoszenia o firmach, w których pracownikom proponuje się nowe umowy z niższym wynagrodzeniem lub obniżoną ilością czasu pracy. Wielu pracowników jest oburzonych, że ich stanowiska są anulowane, a proces optymalizacji obejmuje stałe obniżenie pensji - wskazują eksperci ze stowarzyszenia.
Dodają też, że pojawiło się zjawisko „półbezrobocia”, czyli pracownik nie zostaje pozbawiony pracy w całości, ale proponuje mu się pół lub trzy czwarte etatu. Praca w takim wymiarze nie pozwala mu to na standardowe funkcjonowanie, ale jednocześnie nie jest objęty wsparciem socjalnym wynikającym z faktu bezrobocia. Co więcej, do stowarzyszenia zgłaszają się również pracownicy, który obniżono pensje po tym, jak przeszli na pracę zdalną czy też w ich firmach zrezygnowano z wypłaty premii, które stanowiły znaczą część ich dochodu.
Małgorzata Marczulewska, prezes stowarzyszenia informuje, że przesłali swoim prawnikom do konsultacji już kilka pytań dotyczących zmiany warunków umowy, obniżania na stałe wynagrodzeń lub zmieniania zakresu współpracy między firmą, a pracownikiem. Jednym z przykładów była firma z Poznania, która postanowiła cały jeden dział firmy liczący ok. 15 osób trwale przenieść na pracę zdalną, przy czym jednocześnie wszystkim zaproponowano nowe umowy obniżone o 30 proc.. Zdarzały się też przypadki, w których z dnia na dzień firmy rozwiązywały umowy z menadżerami lub osobami zarządzającymi i proponowały nowe, ale z niższym wynagrodzeniem. Obniżka wynosiła nawet 50 proc.
Jedna z dużych sieciówek handlowych na czas pandemii zaproponowała pracownikom obniżenie wynagrodzenia o połowę. Pracownicy mieli na umowach najniższą krajową, a wypłata uzupełniana była premiami uznaniowymi. Do stowarzyszenia zgłosił się mężczyzna, który przez trzy miesiące zarabiał niecałe 1100 złotych netto, gdy jego pełne wynagrodzenie z premią wynosiło zwykle ok. 3200 złotych.
Czytaj więcej: STOP Nieuczciwym Pracodawcom zalane zgłoszeniami. Prawa pracowników łamane na potęgę
- Kontrakty menedżerskie pewne nie są niskie, ale wśród zgłoszeń nie brakuje także sytuacji, że pracownicy są zwalniani, ale proponowana jest im dalsza współpraca na zasadzie pracy dorywczej lub umów cywilnoprawnych - dodaje prezes Marczulewska. - Zapisy Tarczy antykryzysowej umożliwiają przedsiębiorcom bardziej elastyczne kreowanie kadr w swoich firmach, należy jednak pamiętać o przepisach prawa pracy i zwykłej ludzkiej przyzwoitości, a często w dużych firmach zawodzi czynnik ludzki - dodaje Marczulewska.
Statystyki niedoszacowane
Z danych GUS wynika, że stopa bezrobocia w czerwcu wyniosła 6,1 proc., liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy wyniosła w czerwcu 1.026,5 tys. To mniej niż szacowali analitycy. Ci zakładali wzrost do poziomu 6,3 proc.
Jednak - jak wskazuje stowarzyszenie, prognozy dotyczące rynku pracy są zbyt optymistyczne, a statystyki niedoszacowane. Powody? Po pierwsze wciąż działają programy rządowe, które powstrzymują pracodawców przed zwolnieniami, po drugie nie wszystkie Urzędy Pracy w maju i czerwcu pracowały w pełnej obsadzie. Warto zauważyć również, że nie wszyscy pracownicy, którzy stracili zatrudnienie od razu zgłaszają się do urzędów po pomoc. Niektórzy szukają pracy na własną rękę i nie są ujęci w statystykach.
- Czytałam ostatnio jedną z publikacji na temat rynku pracy w czasie pandemii koronawirusa i tam pojawiło się takie sformułowanie, że efektem pandemii będzie nie tyle zjawisko bezrobocia, co „półbezrobocia”. Widzimy, że jest to trafne sformułowanie, bo wiele zgłoszeń do nas dotyczy właśnie spraw związanych z ograniczeniem zakresu współpracy z pracownikiem. Efekt jest zwykle taki, że pracownik jest zmuszony do odejścia lub przeczekania trudnego czasu - komentuje Marczulewska.
Na koniec dodaje: - Nie ma nic zaskakującego w tym, że firmy szukają oszczędności. Łączone są stanowiska pracy, dochodzi do restrukturyzacji i optymalizacji i naturalne jest, że niektórzy tracą pracę lub muszą zgodzić się na gorsze warunki pracy. To nie jest jeszcze koniec zmian na rynku pracy wywołanych pandemią koronawirusa.
Dobrych wiadomości dla szukających pracy nie ma również Monika Fedorczuk, ekspertka rynku pracy Konfederacji Lewiatan.
- Zmniejszenie się liczby osób, które wyrejestrowują się z powiatowych urzędów pracy, a także spadek ofert pracy wskazuje na rosnące trudności w znalezieniu zatrudnienia. Jeśli obecna różnica pomiędzy liczbą nowo zarejestrowanych a liczbą osób tracących status bezrobotnego utrzyma się, a nawet po zakończeniu wsparcia z tarcz antykryzysowych będzie się powiększać, to możemy mieć do czynienia ze stale rosnącym bezrobociem - wyjaśnia Fedorczuk.
KOMENTARZE (6)