- W 2021 roku zaczęła spadać liczba wystawianych zwolnień lekarskich. Jak podał ZUS.
- Lekarze wystawili osobom ubezpieczonym w ZUS 20,5 mln zaświadczeń lekarskich. W porównaniu z 2020 r. to mniej o 6,3 proc.
- Jak firmy mogą ochronić się przed pracownikami, którzy podejrzanie często chorują? Nie wystarczy im dobrze płacić. Przyczyna nie leży w wysokości wynagrodzenia.
2020 rok był rekordowy pod względem liczby dni, które spędziliśmy na zwolnieniach lekarskich. Ale tendencję wzrostową widać było w całej Unii Europejskiej. Tylko w czasie drugiej fali COVID-19, czyli w IV kwartale 2020 roku, liczba nieobecnych w pracy mieszkańców Unii zwiększyła się do ponad 22,3 mln, czyli o ponad 4 mln w porównaniu z końcówką 2019 r. i była prawie o 4,5 mln większa niż w III kwartale, gdy unijna gospodarka odbiła po wiosennym lockdownie.
Czytaj więcej: 7-godzinny dzień pracy w Polsce. Są pierwsze konkrety
Natomiast, jak wynika z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, w całym 2020 roku ubezpieczonym wystawiono 22,7 mln zaświadczeń lekarskich na 266,6 mln dni absencji. To o 0,3 proc. więcej zaświadczeń niż w 2019 r. i o 4,4 proc. więcej liczby dni absencji. Najdłużej ze zwolnień lekarskich korzystały osoby między 30 a 39 rokiem życia.
W 2021 roku sytuacja nieco się poprawiła. Jak wynika z najnowszych danych ZUS, liczba wystawianych zwolnień lekarskich zaczęła spadać. Ze wstępnych danych wynika, że w ubiegłym roku lekarze w całej Polsce wystawili osobom ubezpieczonym w ZUS 20,5 mln zaświadczeń lekarskich z tytułu ich choroby.
Przeciętna długość absencji chorobowej wyniosła 36,7 dnia. Przy czym w przypadku mężczyzn było to 33,5 dnia, a w przypadku kobiet 39,5 dnia. Zwolnienia lekarskie były wystawiane przeciętnie na 11,7 dnia. Ale jedna osoba może otrzymać kilka zwolnień w ciągu roku. Przynajmniej jedno zwolnienie otrzymało w ubiegłym roku 6,5 mln osób, czyli ok. 45 proc. liczby osób podlegających w jednym momencie ubezpieczeniu chorobowemu.
Pensja nie ma znaczenia
Firma Conperio, która zajmuje się problematyką absencji chorobowych, sprawdziła, czy poziom wynagrodzenia miał bezpośredni wpływ na nielegalne wykorzystywanie zwolnień lekarskich przez pracowników.
- Pracujemy zarówno z klientami, którzy zatrudniają pracowników za najniższą krajową, jak również z takimi, którzy płacą pensje menedżerskie. Nasze analizy pokazują, że nie ma liniowej zależności między wysokością zarobków a skłonnością do absencji chorobowych. Owszem, ta skłonność spada, ale nie ze względu na zarobki, a na stopień skomplikowania pracy i poziom kwalifikacji - wyjaśnia prezes Conperio Mikołaj Zając.
Innymi słowy jeżeli pracodawca daje pracownikowi wysokie wynagrodzenie, to wcale nie otrzymuje w zamian gwarancji, że nie będzie on chciał pójść na zwolnienie „L4”. Benefity finansowe w postaci premii nie mają również większego wpływu na wskaźnik absencji chorobowej. Nawet jeżeli zarobki będą na tyle wysokie, żeby pokrywać minimalne potrzeby życiowe osoby, która te pieniądze zarabia, to bardziej będzie się opłacało takiemu pracownikowi pójść na „lewe chorobowe”, ponieważ utrata 20 proc. zarobków nie będzie dla niego aż tak bolesna. Zauważalne jest to wśród podwładnych, którzy nadbudowują sobie przez jakiś okres liczbę nadgodzin oraz premii, po czym „chorują” przez miesiąc, bo jest to dla nich bardziej opłacalne niż przyjście do pracy.
Z danych Conperio wynika, że wśród pracowników fizycznych absencja chorobowa w zakładzie pracy potrafi dochodzić do nawet kilkunastu procent. Wśród pracowników umysłowych 1 proc. to już powód do niepokoju.
- Analizy pokazują, że wielkość zarobków wśród pracowników „blue collars”, zarówno tych pracujących w Polsce, jak i tych zarabiających za granicą kilkukrotnie więcej, nie ma wpływu na skłonność do wykorzystania w sposób niewłaściwy zwolnień chorobowych. To, że pewna część pracowników chodzi na zwolnienia chorobowe i wykorzystuje je niezgodnie z przeznaczeniem, to w Polsce powszechny proceder i jest dla niego społeczna akceptacja - wskazuje przedstawiciel Conperio.
Czytaj więcej: Rewolucja w zwolnieniach i urlopach. Będą zmiany w Kodeksie pracy
Jeśli chodzi o firmy zatrudniające pracowników „white collars”, sytuacja wygląda nieco inaczej. Tu kluczowe znaczenie ma utrata poczucia bezpieczeństwa, która przekłada się na zwiększoną skłonność do wykorzystywania zwolnień chorobowych po to, by w tym czasie szukać nowej pracy, która to poczucie bezpieczeństwa przywróci.
- Wartość absencji chorobowej wśród pracowników umysłowych to jest probierz jakości organizacji. Jeśli pracownik ucieka na zwolnienie, wymaga to bardzo głębokiej analizy samej organizacji, procesów HR, systemu wynagradzania, rozwoju i awansowania, dbania o ogólny dobrostan swoich kadr. Pracownik umysłowy ucieka się do takiego procederu, jeśli traci poczucie bezpieczeństwa, czyli ciągłość pracy, zatrudnienia, wynagrodzenia, ma obawy o swoje stanowisko i reakcję przełożonych. Zwolnienie chorobowe w takim przypadku oznacza to, że taki pracownik szuka już nowej pracy i prawdopodobnie już do nas nie wróci - zauważa Mikołaj Zając.
Kompetencje i lider
Mikołaj Zając wskazuje, że problem absencji chorobowej można rozwiązać poprzez „płacenie” pracownikom w kompetencjach - dawanie im większej możliwości rozwoju swoich umiejętności. Musi to mieć jednak realny horyzont czasowy i to nie taki w odstępie 10 lat, a raczej roku. Powinny to być jednak kompetencje rynkowe, które można będzie wykorzystać w innej firmie.
- Pracodawcy powinni przewartościować model podejścia do pracownika. Nie podchodzić do niego jako do pracownika, który będzie z nami pracował na zawsze. Już go zatrudniłem, to mogę o nim zapomnieć. Należy do niego podejść jak do kapitału, w który należy inwestować. Nasi pracownicy, po jakimś okresie pracy, będą nabywali określone kompetencje. Powinno to być skorelowane z postawą pracownika – jeśli się nie spóźnia, nie stwarza problemów, chętnie bierze udział w szkoleniach, nie ma absencji chorobowych, to może dalej uczestniczyć w programie i dalej pogłębiać swoje kompetencje, np. zrobić prawo jazdy na ciężarówkę. Po zdobyciu tych kompetencji następuje automatyczne podniesienie wartości pracownika na rynku pracy. Powinna za tym iść jasno sprecyzowana korzyść finansowa - mówi Mikołaj Zając.
Zwraca również uwagę, że kluczową rolę w walce z wysokim poziomem absencji odgrywają team liderzy. Kierownicy mają najtrudniejszą rolę w przedsiębiorstwie, bo znajdują się pomiędzy celami biznesowymi a potrzebami pracowników. Ważne jest to, aby na takim stanowisku nie znajdowały się osoby przypadkowe. Lider to pierwszy przełożony, który kieruje danym zespołem w organizacji. Warto w takie osoby inwestować. Pomocne będzie stworzenie w danej firmie szkoły liderów, która pozwoli wyłonić przyszłego kierownika.
- Twoi pracownicy będą tak dobrzy jak liderzy, którzy będą nimi kierowali. Firma powinna prowadzić wśród osób, które mają potencjał, chęci i wykazują zainteresowanie, szkoły liderów na terenie swojego zakładu, żeby odpowiednio wcześnie i wystarczająco dobrze wyszkolić kadrę kierowniczą. Powinno przeprowadzić się egzaminy i przekazywać wiedzę z zakresu zarządzania ludźmi, prawa pracy, rozliczania godzin, nadgodzin, premiowania – czyli wszystkiego, co powinien wiedzieć lider. Każda firma powinna się dzięki takiej polityce rozwijać. Dobrze mieć zapas ludzi o odpowiednich kompetencjach, aby móc z nich w przyszłości skorzystać - podsumowuje ekspert.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (0)