- Do Inspekcji Pracy wpłynęły już pierwsze sygnały o tym, że nie wszyscy Polacy podchodzą uczciwie do zatrudniania Ukraińców, którzy dotarli do Polski po wybuchu wojny.
- Już wcześniej nie wszyscy mieli szczęście do uczciwych pracodawców. Na swojej drodze natrafiali na szefów, którzy zawierali z nimi umowy cywilnoprawne w miejsce wymaganej umowy o pracę, wypłacali pensje w niższej wysokości niż to było ustalone lub w ogóle im nie płacili za pracę.
- Na własnej skórze lata temu przeżyła to Rusłana Poberezhnyk, która dziś jest członkinią działającej w strukturach Inicjatywy Pracowniczej Komisji Środowiskowej Pracownic i Pracowników Domowych. Niedawno została wybrana koordynatorką ds. migracji w Komisji Krajowej Inicjatywy Pracowniczej. Opowiedziała nam swoją historię.
- O rynku pracy rozmawiać będziemy podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach 25-27 kwietnia. Rejestrację na naszą konferencję znajdziecie tutaj.
Rusłana przyjechała do Polski z Iwano-Frankowska pod koniec lat 90. To były czasy, w których kiedy na ulicy czy w sklepie usłyszało się kogoś, kto mówi z akcentem, człowiek robił wielkie oczy. Rusłana miała wtedy 25 lat i małego synka Iwana na wychowaniu. W ręku dyplom szkoły pielęgniarskiej, skończone studia z psychologii dziecięcej.
Do Polski przyjechała na truskawki. Pracę polecili jej znajomi, którzy u tego konkretnego sadownika byli rok wcześniej.
- Nie jechałam sama, tylko z grupą kobiet z Ukrainy. Pojechałyśmy do pracy w sprawdzone miejsce. Ludzie byli bardzo dobrzy, w swoim domu udostępnili nam piętro i mogłyśmy tam mieszkać. Kiedy skończyły się zbiory, część z nas wróciła na Ukrainę. Ja zostałam. Od samego początku wiedziałam, że chcę zostać w Polsce na stałe - opowiada.
Oparzona ręka, spanie na ziemi
Bez kontaktów i znajomości języka polskiego pojechała z jedną koleżanką do Warszawy. Ona potrafiła powiedzieć po polsku jedynie "dzień dobry, szukam pracy", koleżanka nieco więcej, więcej też rozumiała. Z karteczką w ręce, na której zapisane miały namiary na potencjalnego pracodawcę, pojechały pod wskazany adres. Drzwi otworzyła im Ukrainka, która na ich widok od razu powiedziała, że żadnej pracy nie ma. Po czym zamknęła drzwi.
Rusłana Poberezhnyk jest członkinią działającej w strukturach Inicjatywy Pracowniczej Komisji Środowiskowej Pracownic i Pracowników Domowych. Niedawno została wybrana koordynatorką ds. migracji w Komisji Krajowej Inicjatywy Pracowniczej (fot. archiwum prywatne)
- Pewnie poczuła się zagrożona, pomyślała, że chcemy odebrać jej zajęcie. Ale dla nas wtedy oznaczało to ogromne problemy. Nie miałyśmy gdzie mieszkać. Przez trzy dni spałyśmy na ławce w parku - opowiada.
Jej koleżanka miała więcej szczęścia i szybciej znalazła pracę. Ona szukała dalej. W końcu natrafiła na bar, gdzie poznała Ukrainkę, która się nią zaopiekowała, przygarnęła do siebie do mieszkania, podzieliła tym, co miała i zabrała na zakupy na Stadion Dziesięciolecia. Kiedy Rusłanie powoli zaczynały kończyć się pieniądze zarobione na truskawkach, trafiła się okazja na sprzątanie domu.
Czytaj więcej: Ukraińcy nie chcą jechać do mniejszych miast, ale tam czeka praca
- Właścicielami była para Chińczyków, którzy wymagali, żeby wszystko błyszczało. Mieszkali pięknie! Narobiłam się tam strasznie, ale nic to nie dało, bo kiedy gospodyni weszła do łazienki i po chwili zawołała mnie, krzycząc, żeby znów posprzątać bałagan, który przed chwilą zrobiła, puściły mi nerwy. Pochodzę z inteligenckiej rodziny, nie byłam przyzwyczajona do takiego traktowania, więc nie pozwoliłam na to. Pokazałam jej, co to znaczy dokładnie sprzątać i wylałam na jej głowę nieczystości. Wyszłam jak stałam, bez zapłaty, bałam się, że ta kobieta wezwie policję - wspomina swoje początki na rynku pracy w Warszawie.
Dalsze poszukiwania pracy zaprowadziły ją do chińskiej restauracji. Jednak i stamtąd ma trudne wspomnienia. Nie nadążała za tempem, jakie narzucali pracownicy z Chin. Doszło do spięcia z jednym z nich, wtedy inny stanął w jego obronie i do dłoni Rusłany przyłożył rozgrzany wok. Rana była na tyle głęboka, że kobieta nie mogła pracować przez kilka dni. Po tym czasie znów pojawiła się w restauracji, nie miała wyjścia, bowiem pieniądze już jej się skończyły. Wtedy okazało się, że "koledzy" tak przestraszyli się konsekwencji tego, co jej zrobili, że pomagali Rusłanie na każdym kroku. Kiedy przepracowała miesiąc, zabrała wypłatę i odeszła. Poszukiwanie pracy zaczęło się od nowa.
Handel i pani Basia
Trafiła do handlu. W latach 90. handel polegał na rozstawieniu stołu na ulicy i sprzedawaniu wszystkiego, do czego miało się dostęp. Jej punkt znajdował się na Sadybie, później przy placu Narutowicza. Na stole można było znaleźć dosłownie wszystko - parasolki, koce, bieliznę, latarki, gąbki czy miseczki. Wstawała codziennie o piątej rano, by ustawić się w swoim miejscu.
fot. Unsplash/Viktor Bystrov
- Lubiłam tę pracę, byłam sama sobie szefową, do tego mogłam rozmawiać z ludźmi, uczyć się polskiego. Codziennie odwiedzała mnie też ta sama starsza klientka, pani Basia. Pewnego dnia powiedziała, że niebawem na świecie pojawi się jej wnuczka i w domu przydałby się ktoś do pomocy. Zapytała, czy nie chciałabym zmienić pracy. Byłam przerażona! Cały czas pamiętałam historię z chińskiego domu. Jednak pani nie odpuszczała, po wielu namowach zgodziłam się i trafiłam na wyjątkowo dobrych ludzi. Dostałam klucze i pokój. Byłam z nimi siedem lat, stałam się członkiem rodziny - opowiada.
Praca na czarno, bez wypłaty, z seksem w cenie
Dziś taką drogę, jednak nie z własnej woli, pokonują tysiące Ukrainek, które wraz z dziećmi uciekają przed okrucieństwem Rosjan, którzy pod koniec lutego zaatakowali ich kraj. Jak podaje Straż Graniczna, od wybuchu wojny do Polski dotarło ponad 2,6 miliona uchodźców. Nie wiadomo, ilu z nich chce zostać w Polsce. Do tej pory Ukraińcy wyrobili w naszym kraju ponad 700 tys. numerów PESEL.
Rusłana przyznaje, że kobiety, które wraz z dziećmi uciekają przed wojną z walizką spakowanych na szybko ubrań, nieraz są pod ścianą, nie mają pieniędzy, nie mają gdzie mieszkać, nie ma kto im pomóc zaopiekować się dziećmi. Przez to wszystko są łatwym celem dla potencjalnych oszustów, a tych na rynku pracy nie brakuje.
Oficjalne dane Państwowej Inspekcji Pracy mówią, że w 2020 roku co piąty cudzoziemiec pracował w Polsce nielegalnie. Ze sprawozdania PIP za 2020 rok wynika, że powierzenie cudzoziemcowi nielegalnego wykonywania pracy stwierdzono w czasie 907 kontroli, tj. w trakcie 21 proc. kontroli prowadzonych w zakresie legalności zatrudnienia cudzoziemców. Jeśli uzmysłowimy sobie, jak duża jest skala zatrudniania cudzoziemców w Polsce (obecni są już w co trzeciej firmie), to wyjdzie, że kontrole PIP są kroplą w morzu potrzeb.
Czytaj więcej: Firmy zmieniają się dla Ukrainek, a to niełatwe
Nie wszyscy cudzoziemcy trafiali też na uczciwych pracodawców. Inspektorzy PIP wskazują, że w trakcie kontroli ujawnili przypadki wykonywania przez cudzoziemców pracy niezgodnie z warunkami wskazanymi w oświadczeniu lub zezwoleniu na pracę, np. zawierane z nimi były umowy śmieciowe, a mieli dostać umowę o pracę. Pracodawcy nie zawsze wypacali też pełne wynagrodzenie, na jakie umawiali się wcześniej, były też przypadki, kiedy cudzoziemcom nie płacili w ogóle za ich pracę.
To oficjalna lista oszustw, na jakie muszą naszykować się Ukrainki. Jednak to nie wszystko. Bowiem na forach internetowych pracujące w Polsce kobiety wskazują na inny, dużo poważniejszy problem. Wielu mężczyzn uważa, że zatrudniając Ukrainki do pomocy w domu, poza sprzątaniem, prasowaniem czy ugotowaniem obiadu i opieką nad dziećmi panie w cenie mają wliczone również usługi seksualne.
Czytaj więcej: Po Ukraińcach możemy zaprosić kolejnych sąsiadów ze wschodu. Podobne ułatwienia
- Do naszego związku zgłaszają się kobiety, które miały takie propozycje, zawsze im powtarzamy, że muszą w takich sytuacjach jasno określić granice, pokazać mężczyznom, że nie mogą ich przekraczać. Wiem, że to jest trudne, ale od tego zależy ich bezpieczeństwo - mówi Rusłana.
Pierwsze zgłoszenia już są
Tymczasem do PIP-u wpłynęły już pierwsze sygnały o tym, że nie wszyscy pracodawcy podchodzą uczciwie do zatrudniania Ukraińców, którzy dotarli do Polski po wybuchu wojny. Jak podaje Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, do tej pory (stan na 6 kwietnia) na podstawie uproszczonych procedur pracę w Polsce podjęło już ponad 35 tys. obywateli Ukrainy. 75 proc. z nich to kobiety.
W tym czasie do PIP-u dotarły dwa sygnały o łamaniu praw pracowników. Do inspektoratu w Gdańsku dotarła informacja o rolniku ze Słupska, który oferował uchodźcom pracę na roli w zamian za mieszkanie i wyżywienie, ale bez wynagrodzenia. Sprawa najprawdopodobniej będzie rozpatrywana pod kątem wyzysku.
- Rolnik tłumaczył się, że tylko badał rynek, a ostatecznie nie planował zatrudniać Ukraińców na takich warunkach - mówi Juliusz Głuski, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Pracy.
Drugi sygnał wpłynął do inspektoratu we Wrocławiu. Przedsiębiorca miał na czarno zatrudnić krawcową z Ukrainy. Po trzech dniach powiedział jej, że nie zapłaci jej za pracę. Dodatkowo zagroził, że to ona będzie musiała zapłacić za zniszczony materiał. Sytuacja jest tu o tyle skomplikowana, że przedsiębiorca po wybuchu wojny zapewnił kobiecie mieszkanie. Gdy sprawy zawodowe zaczęły iść w złym kierunku, zażądał od niej również wypłacenia 40 zł za każdy dzień mieszkania u niego oraz kopii paszportu.
- Informacje o nieuczciwych pracodawcach docierały do nas zawsze, ale mając na uwadze skalę uchodźstwa, zapewne te dwa przypadki to dopiero początek zgłoszeń, jakie będziemy odbierali od poszkodowanych uchodźców - mówi Juliusz Głuski. - Dlatego tak ważne jest, aby Ukraińcy wiedzieli, że na naszych stronach znajdą opracowane w języku ukraińskim najważniejsze informacje o zasadach podjęcia w Polsce legalnej pracy, udzielimy im również porad prawnych - dodaje.
Czytaj więcej: Związkowcy z całego świata apelują o pokój. "Pracownicy nie mogą ponosić ciężaru wojny"
Z kolei Rusłana podpowiada kobietom, by szukając pracy, nie decydowały się na zatrudnienie u szemranych osób.
- Najlepiej szukać zajęcia na podstawie umowy o pracę, na rozmowę wybrać się z osobą, która mówi po ukraińsku i będzie nam pomagała jako tłumacz. Jeśli nie ma szansy na etat, to przy spisaniu umowy cywilnoprawnej koniecznie należy zawrzeć w niej szczegółowy zakres obowiązków, spisać wszelkie ustalenia i warunki. To wszystko trzeba mieć na piśmie, to jest bardzo ważne - podkreśla działaczka związkowa.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (13)