- Musimy zdać sobie sprawę, że ludzie, którzy nauczyli się języka polskiego, mają stałą pracę, awansowali w strukturach firmy, chcą kupić mieszkanie w Polsce, założyć tu rodzinę, są gigantyczną wartością dla naszego społeczeństwa. Powinniśmy im ułatwić życie w Polsce. Na razie tego nie robimy. A jeśli my o nich nie zadbamy, to z pewnością zrobią to nasi sąsiedzi - mówi Andrzej Korkus, prezes agencji EWL, specjalizującej się w rekrutacjach transgranicznych.

- Rząd pracuje nad nowymi wytycznymi polityki migracyjnej kraju.
- Jakie rozwiązania powinny znaleźć się w tym dokumencie?
- Zapytaliśmy o to Andrzeja Korkusa, prezesa agencji EWL, specjalizującej się w rekrutacjach transgranicznych.
Budowa nowej polityki migracyjnej Polski trwa. W Krajowym Planie Odbudowy zapisano m.in. ułatwienia w zatrudnianiu cudzoziemców, co ma służyć uzupełnieniu niedoborów na naszym rynku pracy. Na szczegóły musimy poczekać. Pana zdaniem co powinno się znaleźć w tym dokumencie?
- Zawsze powtarzam, że powinniśmy bardziej zadbać o pracowników z zagranicy, którzy u nas już są. System dostępu cudzoziemców do rynku pracy mamy jeden z lepszych w Europie. Oświadczenie o powierzeniu zatrudnienia cudzoziemcowi wystawiane w Polsce jest w ciągu 7-10 dni. To bardzo szybko. Przykładowo w Czechach na zezwolenie czeka się co najmniej trzy tygodnie. Natomiast nieco kuleje przepustowość urzędów, a problem zwiększa jeszcze fakt, że sezon na wydawanie oświadczeń zazwyczaj pokrywa się z sezonem urlopowym w naszym kraju. Rozwiązaniem mogłoby być pozwolenie cudzoziemcowi na wykonywanie pracy już w trakcie oczekiwania na wpisanie oświadczenia do ewidencji. Jest to w interesie zarówno przedsiębiorców, jak i pracowników zagranicznych.
Uważam, że nasze państwo i przedsiębiorcy tracą bardzo dużo w drugim kroku, jaki muszą wykonać cudzoziemcy. Chodzi o przedłużenie zatrudnienia w Polsce. Kiedy pracownik po 3 czy 6 miesiącach podszkoli język, zdobędzie kompetencje potrzebne w miejscu zatrudnienia, pozna bliżej zakład pracy i kolegów z pracy, to w tym momencie musi wracać do ojczyzny. W momencie, kiedy jednak nie chce wyjeżdżać, może złożyć wniosek o jednolite zezwolenie o pracę i pobyt, które umożliwi mu legalne zatrudnienie do trzech lat, czyli tzw. kartę pobytu. Jednak na wydanie tego zezwolenia musi czekać – w zależności od regionu – od kilku do kilkunastu miesięcy. W tym czasie zazwyczaj nie może pracować oraz nie zaleca mu się opuszczenia kraju. To jest zdecydowanie coś, co trzeba naprawić.
W czasie pandemii rząd wydłużył czas, w jakim cudzoziemcy mogą u nas legalnie pracować. Może to rozwiązanie warto wprowadzić na stałe?
- To bardzo dobry pomysł. W czasie pandemii rząd wydłużył wszystkie możliwe zezwolenia – można powiedzieć – na czas nieokreślony. Bo na czas pandemii i 30 dni po jej zakończeniu, a na ten moment nie wiemy, kiedy pandemia się skończy. To była bardzo mądra decyzja. Umożliwiła pracownikom, którzy byli już w Polsce kontynuowanie pracy. Dzięki temu polska gospodarka mogła odetchnąć.

Teraz te przepisy nadal funkcjonują, dalej jesteśmy w stanie pandemii i nie widać, aby spełniał się czarny scenariusz malowany przez krytyków poszukiwania pracowników za granicą. Nie widać, aby cudzoziemcy zalewali polski rynek pracy, aby odbierali pracę Polakom. Widać za to, że rynek pracy cały czas jest niezaspokojony, że zapotrzebowanie na pracowników jest ogromne. Bezrobocie ledwo drgnęło. Klienci nie realizują projektów, nie przyjmują nowych zamówień, część realizują z opóźnieniami, bo brakuje im rąk do pracy. A przecież wiele sektorów wciąż nie ruszyło pełną parą. Choćby automotive cały czas mierzy się z brakiem komponentów. To wszystko dzieje się w czasie, kiedy mamy za sobą kilkanaście trudnych, pandemicznych miesięcy.
Jest jeszcze problem pracy cudzoziemców poniżej ich kwalifikacji. Dane resortu pracy wskazują, że zdecydowana większość z nich pracuje w taki sposób. Jak to zmienić, by nie marnować ich potencjału?
- W tej kwestii największy problem jest na stanowiskach, gdzie wymagana jest certyfikacja lub też płynne posługiwanie się językiem polskim, np. w sytuacji kontaktu z klientami. Wydaje mi się, że ważnym krokiem sprzyjającym poprawie tej sytuacji z jednej strony byłoby doszkalanie cudzoziemców w obszarach, gdzie konieczne jest potwierdzanie kwalifikacji dokumentami, certyfikatami, z drugiej strony – dostęp do masowych, bezpłatnych kursów języka polskiego.
Dziś pracownicy z Ukrainy najczęściej korzystają z procedury oświadczeniowej, która pozwala na pracę bez zezwolenia maksymalnie przez 6 miesięcy w ciągu roku. Jednak eksperci podkreślają, że taki model migracji nie jest optymalny z punktu widzenia pracowników i pracodawców. Jakie jest lepsze rozwiązanie?
- Jeśli o polityce migracyjnej mówimy z perspektywy rynku pracy, to porównałbym nas z Republiką Czeską. Bardzo dobrze rozwinięty rynek, pierwszy kraj z bloku wschodniego, do którego masowo trafiały inwestycje zagraniczne. Jeszcze kilka lat temu rozwój gospodarczy u naszych południowych sąsiadów był jednym z najszybszych. Stopa PKB per capita była dużo wyższa, podobnie jak dynamika wzrostu. Dziś Czechy mają najniższe bezrobocie w UE. Gospodarka produkcyjna jest mocno rozwinięta. W efekcie wzrost gospodarczy znacznie zwolnił. Brakuje ludzi, a sytuacja na rynku pracy jest tragiczna. W czasie pandemii, kiedy cały rynek automotive stanął, czyli sektor, który jest znakiem rozpoznawczym Czechów, bezrobocie wzrosło nieznacznie i wynosi 2,8 proc. A Czesi nie mają liberalnej polityki migracyjnej, procedury migracyjne są u nich dużo bardziej skomplikowane i czasochłonne niż u nas.

W efekcie to Polska rozwija się dużo szybciej. Mimo że jesteśmy dużo większą gospodarką. To pokazuje, jak ważna jest dobra i przemyślana polityka migracyjna. Patrząc na to i na fakt, że sąsiedzi korzystając z naszych doświadczeń, zaczynają liberalizować politykę migracyjną, musimy być krok przed nimi. Inaczej przegramy walkę o pracowników z zagranicy. Plan, by wydłużyć czas trwania pracy na oświadczeniu, to bardzo dobre rozwiązanie. Doświadczenia z pandemii, w czasie której pozwolenia zostały wydłużone bezterminowo i nie spowodowało to rewolucji na rynku pracy, utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto iść w tym kierunku. Jeżeli pracodawca nie zmienia się, a zaproponowane warunki zatrudnienia są korzystniejsze dla cudzoziemca, to uważam, że przedłużenie pozwoleń na pracę musi odbywać się automatycznie.
Jeden z pomysłów zakłada, że większą rolę w zatrudnianiu cudzoziemców będą ogrywały urzędy pracy. Czy to dobry kierunek zmian? Nie powstanie z tego kolejna porcja zbędnej biurokracji do pokonania?
- Nie mam takich obaw. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że jest to krok w dobrą stronę. Przykładowo, dziś w województwie mazowieckim jest jeden urząd wojewódzki oraz kilka jego oddziałów. Natomiast w regionie jest dużo więcej urzędów pracy. Z automatu to dużo więcej pracowników odpowiedzialnych za pomoc cudzoziemcom. Jeśli połączymy to z wydłużeniem możliwości pracy na oświadczeniu lub na pierwszym zezwoleniu do 3 lat, to efekt powinien być bardzo pozytywny.
Po pierwsze zwiększymy dostępność urzędników odpowiedzialnych za wydawanie dokumentów niezbędnych do rozpoczęcia pracy przez cudzoziemców. Po drugie, jeśli oni będą wystawiali jeden taki dokument na trzy lata, a nie na sześć miesięcy, to i pracy będą mieli mniej, niż dziś mają urzędnicy wojewodów. Teoretycznie to rozwiązanie powinno się sprawdzić.
To już kolejne podejście do zmian w polityce migracyjnej. Czy zbyt długie prace nad ułatwieniami w zatrudnieniu cudzoziemców nie sprawią, że oni przestaną postrzegać Polskę jako kraj pierwszego wyboru i od razu zaczną szukać pracy gdzie indziej? Wspomniana przeze mnie biurokracja dziś jest tym, na co narzekają najczęściej. Pamiętam, jak rozmawiałam z Ukrainką, która przyjechała do Polski. Sporo przeszła, by dopełnić wszystkich formalności. Przyznawała, że nieraz płakała przez polskich urzędników. Nieraz też chciała odpuścić i wrócić do domu.
- Warto tu rozróżnić dwa etapy uzyskiwania pozwoleń na pracę w Polsce. Dostęp do rynku pracy w pierwszym kroku – na podstawie oświadczenia – jest dość liberalny. Drugi krok niestety w praktyce nieraz wygląda tak, jak opisała go pani rozmówczyni. To bardzo skomplikowany i czasochłonny proces. Przykładowo we Wrocławiu uzyskanie jednolitego zezwolenia na pracę i pobyt (karty pobytu) może trwać nawet kilkanaście miesięcy. Dla cudzoziemców jest to dramat. Mają problem z powrotem do domu, później nie mogą do nas wrócić.

Musimy zdać sobie sprawę, że ludzie, którzy nauczyli się języka polskiego, mają stałą pracę, awansowali w strukturach firmy, chcą kupić mieszkanie w Polsce, założyć tu rodzinę, są gigantyczną wartością dla naszego społeczeństwa. Powinniśmy im ułatwić życie w Polsce. Na razie tego nie robimy. A jeśli my o nich nie zadbamy, to z pewnością zrobią to nasi sąsiedzi.
Nawiązał pan do mojego kolejnego pytania. Sprowadzenie pracowników na kilka miesięcy to jedno. Ale jak ich zatrzymać na dłużej? Tym bardziej że co jakiś czas media donoszą o tym, że pracowników z zagranicy odbiorą nam Niemcy, Czechy czy Holandia. Jak się uchronić przed tym, by oni nie chcieli dalej wyjeżdżać?
- Wprowadzić jak najprostsze zasady funkcjonowania na naszym rynku pracy i nie utrudniać cudzoziemcom życia w Polsce. Jeśli mają pracę, sprawdzają się w niej, płacą składki i podatki, niech poinformują urząd o kontynuowaniu zatrudnienia i niech dalej spokojnie pracują i mieszkają w Polsce. Ich wyjazd czy zakończenie pracy nikomu się nie opłacają – ani naszemu państwu, ani pracodawcy, ani pracownikowi.


KOMENTARZE (10)