Pod koniec marca na stronie Departamentu Stanu USA pojawił się zestaw raportów opisujących obowiązujące w poszczególnych krajach praktyki w zakresie przestrzegania praw człowieka. Analizowano w nim takie elementy jak poszanowanie integralności, wolności obywateli, wolności słowa, praw uchodźców czy przedstawicieli mniejszości narodowych bądź etnicznych, ale też prawa do pokojowego gromadzenia się i zrzeszania.
Jeden z rozdziałów dotyczył przestrzegania praw pracowniczych. Autorzy raportu m.in. skupili się w nim na analizie warunków pracy, jakie panują w naszym kraju. Jako bazę do badania wzięli sprawozdanie PIP za 2019 rok. Wskazywali, że choć polskie przepisy jasno określają minimalne warunki ochrony zdrowia i bezpieczeństwa pracowników czy też wysokość minimalnego wynagrodzenia i upoważniają Państwową Inspekcję Pracy (PIP) do nadzorowania i monitorowania tych przepisów, to nadal dochodziło w naszym kraju do wielu przypadków łamania prawa pracy. Dlaczego?
Zdaniem autorów raportu liczba inspektorów pracy jest niewystarczająca, aby wyegzekwować przestrzeganie przepisów prawa pracy.
W efekcie naruszenia praw pracowniczych dotyczyły przede wszystkim niezapłacenia lub opóźnień w wypłacie wynagrodzenia, niepłacenia za pracę w godzinach nadliczbowych oraz niepodpisania umowy o pracę w sytuacjach, gdy wykonywana praca była stałą pracą. Autorzy raportu zwracają uwagę, że szczególnie narażeni na takie naruszenia byli pracownicy sezonowi. Innym częstym problemem były niedokładne zapisy czasu przepracowanych godzin. Co ważne, autorzy raportu zaznaczają też, że PIP nie kontrolowała pracowników wykonujących obowiązki zawodowe z domu, ponieważ inspektorzy mogli przeprowadzać inspekcje tylko w przedsiębiorstwach, a nie w domach prywatnych. W sumie w 2019 roku PIP stwierdziła 57,3 tys. wykroczeń przeciwko prawom pracowników.
Pracownicy PIP w liczbach
Jak wynika ze sprawozdania z działalności Państwowej Inspekcji Pracy w 2019 roku (dane za 2020 rok PIP przedstawi w połowie 2021 roku), na koniec 2019 r. w PIP pracowało 2671 osób. W tym na stanowiskach kierowniczych 31 osób, kolejne 48 zajmowało kierownicze stanowiska inspektorskie, 42 to nadinspektorzy pracy pełniący funkcję kierowników oddziałów, zaś 1486 osób zajmowało pozostałe stanowiska inspektorskie. Z kolei na koniec grudnia 2020 roku w PIP na stanowiskach inspektorskich było zatrudnionych 1529 osób.
Tabela: Sprawozdanie z działalności Państwowej Inspekcji Pracy w 2019 roku
Jeśli chodzi o wiek inspektorów (analiza danych za 2019 rok), największą grupę stanowiły osoby mające od 41 do 50 lat (36,3 proc.) oraz od 51 do 60 lat (26,2 proc.). Najmniej było pracowników młodych, którzy nie ukończyli jeszcze 30. roku życia (4,6 proc.). PIP podała również, jakie wykształcenie posiadali pracownicy Inspekcji. Zdecydowana większość, bo aż 92,2 proc., miała wykształcenie wyższe, w tej grupie 36 proc. skończyło studia techniczne, a 25,1 proc. studia prawnicze.
Inspekcja okazuje się pracodawcą, z którym większość pracowników wiąże się na długo. Staż pracy wynoszący od 11 do 20 lat dotyczy 35,9 proc. pracowników, dłużej, bo od 21 do 30 lat, w PIP pracuje 30 proc. osób, zaś 31 proc. decyduje się rozstać z Inspekcją przed 10. rokiem pracy. Z kolei 3,1 proc. pracowników spędziło w PIP niemal całe swoje życie zawodowe, bo aż ponad 30 lat.
Tabela: Sprawozdanie z działalności Państwowej Inspekcji Pracy w 2019 roku
Już w zeszłym roku PIP informowała o planach zwiększenia zatrudnienia. Nieżyjący już Główny Inspektor Pracy Andrzej Kwaliński zapowiadał utworzenie 40 nowych etatów. Jego następczyni Katarzyna Łażewska-Hrycko kontynuuje te plany.
– Jednym z priorytetów wyznaczonych przez Głównego Inspektora Pracy Katarzynę Łażewską-Hrycko jest wzmacnianie kompetentnego zespołu inspektorskiego. Obecnie trwają dwie aplikacje inspektorskie, w których uczestniczy łącznie 66 kandydatów na inspektorów pracy. Najbliższe plany przewidują uruchamianie co najmniej dwóch aplikacji inspektorskich w ciągu roku, z których każda kształciłaby ponad trzydziestu adeptów zawodu – informuje Jerzy Wlazło, główny specjalista w Biurze Informacji GIP.
Braki kadrowe w PIP, czyli temat znany od lat
Janusz Śniadek, poseł Prawa i Sprawiedliwości oraz przewodniczący Rady Ochrony Pracy, który od lat zajmuje się kwestiami rynku pracy, zwraca uwagę, że temat niedoboru kadr w PIP jest znany i nierozwiązany.
– Co więcej, inspektorom ciągle dokłada się dodatkowe obowiązki w nowych obszarach. Mało tego, średnia wieku pracowników PIP nie jest niska. W efekcie doświadczeni inspektorzy odchodzą na emeryturę, a młodych ludzi trudno zachęcić do pracy w Inspekcji. Od kandydatów wymaga się dużych kompetencji i wiedzy z zakresu prawa czy inżynierii. Nie pomaga rynek pracownika, w czasie którego takie osoby stosunkowo łatwo znajdują zatrudnienie – komentuje w rozmowie z PulsHR.pl przewodniczący ROP.
Zwraca uwagę również na fakt, że wysokość płac w Inspekcji nie zachęca do podjęcia tam pracy. Choć jest nieco powyżej średniej, to w porównaniu z zarobkami, jakie w prywatnych firmach mogą otrzymać osoby z taką wiedzą, jaka jest potrzebna do pracy w PIP, wyglądają bardzo skromnie. Szczególnie w dużych miastach.
– Kiedyś jeszcze, gdy bezrobocie było dużo wyższe, stabilność zatrudnienia była wartością dodaną, która przyciągała do pracy w PIP, ale w obecnych czasach schodzi to na drugi plan. A problem jest duży, bo znalezienie odpowiedniego kandydata na inspektora i przyuczenie go do zawodu, zdobycie przez niego wszystkich kwalifikacji zajmuje kilka lat – podkreśla Śniadek.
Pytany, jak odnosi się do opinii zawartej w raporcie, przyznaje, że jest to problematyczna sprawa.
– To nie liczba inspektorów czy wykonanych przez nich kontroli ma znaczenie, a możliwość wyegzekwowania prawa – podkreśla nasz rozmówca. – Wynika to z tego, jak skonstruowane jest prawo w Polsce. Doskonale obrazuje to przykład zawierania z pracownikami umów śmieciowych w momencie, kiedy rodzaj ich pracy spełnia wszystkie wymogi pracy etatowej (mowa o art. 22 Kp – przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem – przyp. red.). Nawet orzecznictwo sądów jest nieraz wbrew artykułowi 22 i wskazuje, że powinno się rozstrzygać tego typu spory na zasadzie woli stron. A przecież w momencie, kiedy kodeks jasno definiuje kryteria, jakie występują przy stosunku pracy, to albo on jest, albo go nie ma – komentuje Śniadek.
Przypomina też, że od lat postuluje wpisanie do Kodeksu pracy formuły tzw. domniemania stosunku pracy. Chodzi o takie sytuacje, w których inspektor pracy będzie miał prawo wydać nakaz zawarcia umowy o pracę w przypadku, kiedy stwierdzi, że mimo iż występują przesłanki zawarte w art. 22 Kp, pracownik pracuje na podstawie innego rodzaju umowy.
– Wtedy to pracodawca będzie musiał iść do sądu pracy i udowodnić, że relacja między nim a pracownikiem nie jest stosunkiem pracy – wyjaśnia.
Warto zaznaczyć, że sama PIP postuluje rozszerzenie uprawnień w tym zakresie.
Projekt Lewicy
W połowie marca projekt rozszerzający uprawnienia inspektorów w tym zakresie złożyli w Sejmie posłowie Lewicy.
– Przedsiębiorcy łamią prawo, aby ciąć koszty i przenieść ryzyko prowadzenia działalności gospodarczej na pracowników. W efekcie pracownicy zatrudnieni na umowach śmieciowych są pozbawieni życiowej stabilności i istotnej części praw pracowniczych - zwracał uwagę Adrian Zandberg w imieniu klubu Lewicy.
Ich zdaniem rozwiązaniem tego problemu jest właśnie rozszerzenie uprawnień inspektorów pracy. W efekcie jeśli stwierdzą oni, że umowa śmieciowa jest bezzasadna, będą mogli od ręki zmienić ją na normalną umowę o pracę.
– Nasze rozwiązanie posłuży tym przedsiębiorcom, którzy zachowują się fair wobec pracowników. Dzisiaj, jeśli ktoś prowadzi działalność zgodnie z Kodeksem pracy, to podgryza go nieuczciwa konkurencja, która te zasady łamie. Czas dać inspektorom narzędzia, żeby mogli zadbać o przestrzeganie tych zasad wszędzie – podsumowywał polityk Lewicy.
KOMENTARZE (13)