- Mamy sporo do zrobienia, by zbudować system, który pozwoli elastycznie łączyć obowiązki rodzinne z zawodowymi - mówi Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej.
Program Rodzina 500 plus postrzegam jako szansę wyboru. Co więcej: nierzadko od matek z rodzin wielodzietnych słyszałam, że to świadczenie wychowawcze działać może aktywizująco: można wrócić do pracy, zapewniając opiekę dzieciom.
Wspomniane sumy mogą natomiast wiązać się z decyzją o czasowym rozstaniu z pracą kobiet z trójką, czwórką czy większą gromadką dzieci. Ale łączenie pracy zawodowej z wychowaniem sporej liczby dzieci stanowi wyzwanie, któremu często trudno sprostać. I kiedy ktoś zarabia niewiele, a koszty emocjonalne, organizacyjne i opiekuńcze są wysokie, to może być to dla rodziny dobre rozwiązanie.
- Faktycznie, mamy sporo do zrobienia, by zbudować system, który pozwoli elastycznie łączyć obowiązki rodzinne z zawodowymi. W Polsce w niewielkim stopniu wykorzystuje się na przykład pracę w niepełnym wymiarze. Nie ma wystarczających gwarancji do tego typu zatrudnienia - a byłoby bardzo pomocne.
A telepraca? Kiedy poprzednio pracowałam w ministerstwie, wprowadziłam ustawę o telepracy; ale ta forma jest wykorzystywana w o wiele mniejszym stopniu, niż się spodziewaliśmy.
Drugi krok, istotny dla polityki demograficznej, Plan Morawieckiego charakteryzuje jako program ponadresortowy. Składają się nań m.in. opieka nad kobietami w ciąży i z małym dzieckiem, polityka na rynku pracy, sposób działania szkół, w tym dopasowanie do rynku pracy, zachęty dla emigrantów do powrotu, system ochrony zdrowia i emerytalny. Słowem: to bardzo skomplikowane zadanie, mające też - wedle rządu - likwidować zjawisko tzw. Polski resortowej. A współpraca między ministerstwami przez ostatnie 25 lat szwankowała. To niezwykle trudne: pogodzić ambicje resortów, ale i osobiste ambicje ministrów.
- Tak, faktycznie to bardzo trudne. Ale możliwe. Rządzimy samodzielnie i kontakt między ministerstwami jest o wiele łatwiejszy - mówię to na podstawie poprzednich doświadczeń w resorcie. Niełatwo było się czasem w koalicji porozumieć, pozostawały nie zawsze szczęśliwe kompromisy, trzeba też było z pewnych projektów rezygnować.
A jest trudne także i dlatego, bo mówimy o likwidacji Polski resortowej, lecz w konkretnym ministerstwie pozostaje odpowiedzialność. No i zawsze będzie jakiś rodzaj nadrzędności ministra finansów, czuwającego nad budżetem państwa. A trzymanie w ryzach 3-procentowego deficytu pozostaje fundamentem.
Jaki zaś będzie stopień szczegółowości pracy jednolitego centrum gospodarczego? Napisano ogólny scenariusz, w którym poszczególne sceny mają budować różni ministrowie. Trzeba spróbować. To szansa na dobrą współpracę.
Czy "powrotne" obniżenie wieku emerytalnego, poza obciążeniami dla budżetu, nie zaogni dodatkowo kłopotów z niedoborem pracowników na rynku pracy? Jaka może być skala i skutki?
- Krytykom w polemicznym wywodzie z reguły umyka, że obniżenie wieku emerytalnego będzie rozwiązaniem dobrowolnym - nie oznacza automatycznej eliminacji z rynku pracy. W tej chwili bardzo wstępne jeszcze analizy, wskazują, że ok. 50 proc. osób zechce skorzystać z tej możliwości. To zależy od charakteru pracy (np. ciężka fizyczna praca kobiet), zdrowia, sytuacji rodzinnej, osobistej czy wysokości ewentualnej emerytury.
Czy te analizy będą miały wpływ na ostateczny kształt kolejnej reformy emerytalnej?
- Oczywiście. Nie ukrywamy, że decydujące jest szacowanie skutków finansowych w perspektywie długoletniej, a nie tylko w pierwszym roku reformy.
Oczywiste, że problemy demograficzne prowokują kłopoty na rynku pracy. Zdaniem prof. Jerzego Osiatyńskiego, gdyby niski w Polsce współczynnik aktywności zawodowej (na jego mierną wysokość zwraca też uwagę Plan Morawieckiego) znajdował się na podobnym poziomie, jak w rozwiniętych krajach Unii, nie byłoby problemów z deficytem FUS czy budżetu państwa. A i kłopoty rynku pracy byłyby poważnie złagodzone. Dlaczego zatem jest, jak jest?
- Problem w tym, że aby podnieść wskaźnik aktywności zawodowej, należy podjąć mnóstwo komplementarnych i kosztownych działań. A żeby sprostać kłopotom FUS, należałoby podążyć jeszcze dalej i rzec: ważna jest liczba aktywnych zawodowo, ale i poziom pracujących do bezrobotnych w populacji. By system emerytalny się zbilansował, pula osób odprowadzających składki winna być równa liczbie pobierających świadczenia emerytalne. A to dziś niemożliwe. Idzie też o wysokość składek odprowadzonych przez ubezpieczonych przez okres aktywności zawodowej; musiałyby być wystarczające do wypłaty co najmniej minimalnej emerytury. Rzadko też słychać w Polsce proste stwierdzenie: im więcej zarabiamy, tym większa składka do funduszu ubezpieczeń społecznych. A te nasze pensje na tle czołówki w UE nie są gigantyczne.
Cały artykuł czytaj tutaj.
KOMENTARZE (4)