Wiele kwestii ulegało i ulega zbytnim uproszczeniom, np. twierdzenie, że Ukraińcom nie chce się pracować. Nie zgadzam się z nim. Przede wszystkim dlatego, że ta fala migracji jest przymusowa i nie ma charakteru zarobkowego. Między innymi z uwagi na ten fakt nie możemy podciągać wszystkich pod jeden mianownik.
Ogromna liczba Ukraińców, którzy przyjechali do Polski po 24 lutego, to bardzo niejednorodna społeczność. Co więcej, tworzą ją osoby w wieku produkcyjnym, ale też dzieci czy seniorzy. Dlatego jeśli mam precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie, skupię się tylko na obywatelach Ukrainy, którzy teoretycznie – z uwagi na swój wiek i dobry stan zdrowia – mogliby podjąć pracę w Polsce.
Magda Dąbrowska (fot. mat. pras.)
Jak wiemy, są to przede wszystkim kobiety, część z nich już zaczęła zarabiać, spora grupa chce to zrobić, jednak nadal czeka na etat, a tych – w przypadku pań – brakuje, bo wiele wolnych stanowisk jest stworzonych pod mężczyzn. Część obywateli Ukrainy nie myśli o podjęciu pracy w naszym kraju, bo obserwuje sytuację i liczy na szybki powrót do ojczyzny lub szykuje się do dalszej migracji. Inni potrzebują czasu na aklimatyzację oraz oswojenie z sytuacją, dlatego trudno wymagać od nich natychmiastowej aktywności zawodowej, gdy psychicznie nie są na to gotowi. Wielu obywateli Ukrainy przebywających w Polsce nie podejmuje pracy, bo ma poduszkę finansową pozwalającą na utrzymanie się w naszym kraju bez żadnej pomocy materialnej lub dodatkowego zarobku.
Nadchodzą zmiany... na gorsze
Od wybuchu wojny w Ukrainie minęły cztery miesiące. Możemy mówić o uspokojeniu sytuacji czy jednak szereg niewiadomych związanych z działaniami wojennymi sprawia, że nadal działamy w trybie alarmowym? Możemy dziś budować scenariusze na najbliższe 2-3 miesiące?
Uważam, że działanie bez żadnego planu byłoby błędem, na który nie możemy sobie pozwolić. Oczywiście nie ma żadnej pewności, że zakładane scenariusze i rozwiązania awaryjne sprawdzą się w 100 proc. Obserwując sytuację, z którą mamy do czynienia od 24 lutego, można przypuszczać, że wiele z rzeczy, które dzisiaj wydają się pewnikami, jutro będą wielką niewiadomą, a to, co uznaliśmy za dobre rozwiązanie, zupełnie nie sprawdzi się w rzeczywistości lub przestanie obowiązywać.
Podam przykład. Od początku roku nastąpiło sporo zmian w prawie legalizującym pobyt oraz zatrudnianie obcokrajowców w Polsce. Wydawało się, że będą przełomowe i usprawnią ten skomplikowany proces. Obecnie wiemy, że ustawodawcy pracują nad kolejnymi zmianami, które oczywiście są potrzebne, ale sprawią, że zapisy utrudniające pracę uczciwym pracodawcom i usunięte z przepisów będą znowu obowiązywały.
Jakie to kwestie? Między innymi wymóg zgłaszania odpowiednim organom jedynie faktu rozpoczęcia zatrudnienia Ukraińca w ciągu 14 dni od jego zaistnienia. Z naszych informacji wynika, że niebawem ponownie będzie trzeba deklarować dokładny godzinowy wymiar czasu wykonywania obowiązków zawodowych przez obcokrajowca, okres jego zatrudnienia czy wysokość wynagradzania, a także fakt zakończenia pracy. To cofa nas o kilka kroków i w efekcie wracamy do sytuacji, w której procedury legalizujące pobyt oraz pracę ponownie się bardzo komplikują, są pełne zbędnej papierologii i trwają zbyt długo.
Od 24 lutego granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 4,26 mln uchodźców z Ukrainy (fot. Vlad D/Unsplash)
W chaosie, z którym mamy do czynienia, niezbędny jest scenariusz, który pozwoli wszystko uporządkować. My jako pracodawca tworzymy go wspólnie z innymi interesariuszami – środowiskami biznesowymi, samorządowymi i naukowymi, a także organizacjami, którym tematy związane z rynkiem pracy są bardzo bliskie. Prowadzimy ze sobą stały dialog, bo wiemy, że każdy z nas ma swoją ważną rolę do spełnienia. Oczywiście, gdy zachodzi taka potrzeba, modyfikujemy założenia i natychmiast dostosowujemy je do obecnej sytuacji, jednak mamy bazę, według której działamy. W naszym przypadku jej mocnym elementem jest stworzony przez nas system zbierający dane dotyczące potencjału kadrowego cudzoziemców, pozwalający nam planować ich legalną aktywizację zawodową w sposób bardzo odpowiedzialny.
Przeczytaj: Będą ostrzejsze zasady zatrudniania uchodźców. Agencje zabierają głos
Problemów, z jakimi dziś muszą sobie radzić Ukraińcy na terenie Polski, jest wiele. Jaka powinna być rola państwa, pracodawców czy agencji zatrudnienia, by jak najbardziej ułatwić im przebywanie w naszym kraju?
Zacznę od państwa, bo od decyzji rządzących uzależnione jest m.in. działanie agencji, takich jak nasza czy innych pracodawców zatrudniających Ukraińców. To, czego brakuje, to obustronna komunikacja, która w ostatnim czasie nie była prowadzona. Zabrakło dialogu z przedsiębiorcami zatrudniającymi obcokrajowców i stałych konsultacji z nimi w zakresie modyfikacji przepisów dot. legalnej pracy. Z czasem wprowadzane zmiany w prawie nie były też powszechnie komunikowane, następowały nagle, bez wcześniejszych zapowiedzi, a pracodawcy sami musieli je śledzić.
Dlatego jeśli pyta pani o rolę państwa, to przede wszystkim powinna być nią komunikacja z innymi podmiotami i synchronizacja pracy urzędów, czego teraz brakuje. To podstawa, bez której niemożliwe będzie stworzenie systemu – globalnej bazy danych zawierających dokładne informacje dotyczące każdego obcokrajowca.
My już ją stworzyliśmy i w Grupie Progres prowadzimy rejestr kandydatów. Obecnie trafiają do niego również osoby przebywające w Polsce z powodu wojny w Ukrainie. Zawiera on dane dotyczące płci, wieku, narodowości, posiadanych umiejętności, znajomości języka polskiego i innych języków, lokalizacji, gotowości do podjęcia pracy oraz relokacji, a także długości planowanego pobytu w Polsce. Pozwalają nam one dobierać odpowiednich kandydatów do stanowisk oferowanych przez pracodawców. Możemy też selekcjonować ich pod kątem planów pobytowych, np. kierować do pracy na ściśle określony czas. Uważam, że prowadzony przez nas rejestr kandydatów można implementować na szeroką skalę.
Tego typu rozwiązanie jest jednym z działań mogących bardzo pomóc instytucjom w uporządkowaniu obecnej sytuacji i uzyskaniu wiedzy, której obecnie nie posiadamy i którą jako pracodawcy musimy zdobywać sami. Bez tego nie jesteśmy w stanie reagować na potrzeby pracodawców, a są one różne i ciągle się zmieniają. Oprócz kwestii pracy, rolą agencji, takich jak nasza, jest opieka w innych zakresach, np. wsparcie w procesie aklimatyzacji. Rekruterzy stali się obecnie urzędnikami, psychologami, agentami nieruchomości czy specjalistami z zakresu prawa pracy, ale to już temat na naszą kolejną rozmowę.
Przeczytaj: Firmy zatrudniają, ale blokują ścieżki rozwoju. Ukraińcy w potrzasku?
Rekrutacyjne trzęsienie ziemi
Jakie są dziś i jakie będą w najbliższym czasie największe wyzwania związane z procesami rekrutacyjnymi? Co zmienił wybuch wojny?
Wybuch wojny był prawdziwym trzęsieniem ziemi w procesach rekrutacji. W porównaniu z tym, co nastąpiło po 24 lutego, pandemia była jedynie tąpnięciem, chociaż w czasach COVID-19 wydawało się, że nastąpiła rewolucja. Jeszcze rok temu dokładnie wiedzieliśmy, kogo zatrudniamy, ile osób jest dostępnych na rynku pracy i jakie są ich kompetencje. Taka wiedza nie stanowiła problemu, bo proces rekrutacji często zaczynał się w Ukrainie i pozwalał poznać kandydatów przed ich przyjazdem do Polski.
Wojna spowodowała, że proces rekrutacji obecnie zaczyna się nie w Ukrainie, a w Polsce. Kandydaci są już na miejscu, jednak my jako pracodawcy na początku nie wiemy o nich zbyt wiele i nie możemy szybko, bardzo dokładnie oszacować, czy i jakie stanowiska mogą zająć Ukraińcy. Oni nie przyjeżdżają tu jak kiedyś, bezpośrednio do pracy, która już na nich czeka. Teraz często jadą „w ciemno” i na miejscu dopiero planują kolejne kroki, m.in. podjęcie pracy, której niestety brakuje w przypadku kobiet – stanowiących większość chętnych do podjęcia etatu. To również spora zmiana, bo do tej pory struktura kandydatów dostępnych na rynku pracy i pochodzących z Ukrainy nie była aż tak sfeminizowana.
Obecnie brakuje panów, a mamy bardzo dużo pań, a także paradoks rekrutacyjny – rynek pracownika w przypadku mężczyzn i pracodawcy w przypadku kobiet. Niedostępność panów z Ukrainy, niedostosowanie męskich etatów do kobiet i braki kadrowe na tego typu stanowiskach sprawiły, że procesy rekrutacyjne coraz częściej zmieniają kierunek. Na horyzoncie pojawiają się kandydaci z odległych krajów, na zatrudnianie których nie każdy pracodawca jest jeszcze gotowy. Wojna zmieniła też naszą pracę w zakresie legalizacji zatrudniania i wymusiła jeszcze większą czujność oraz śledzenie zmian przepisów w trybie 24/7.
Przeczytaj: Ukrainki nie uratowały polskiego rynku pracy. Ale jest alternatywa
Obecnie na rynku pracy mamy do czynienia z rynkiem pracownika w przypadku mężczyzn i pracodawcy w przypadku kobiet (fot. Darek Delmanowicz/PAP)
Do 24 lutego do Polski przyjeżdżali ci, którzy mieli określony cel – pracę. Dziś mamy do czynienia z innym typem migracji. Czy jako kraj i rynek pracy byliśmy przygotowani na tak dużą skalę tego typu przyjazdów?
Uważam, że jako ludzie zareagowaliśmy odpowiednio, na wysokości zadania stawali także pracodawcy, jednak jako państwo popełniliśmy wiele błędów. Oczywiście, chyba nikt nie był przygotowany na aż taką skalę migracji. Jednak zbyt wiele rzeczy było robionych i nadal jest po omacku. To sytuacja zupełnie nowa dla wszystkich – niestety chaos, który wywołała, jeszcze bardziej ją skomplikował.
Mam wrażenie, że zabrakło nie tylko natychmiastowych rozwiązań, ale też nieprzerwanego i obustronnego dialogu między władzami centralnymi a regionami, który pozwoliłby np. na płynne i równomierne lokowanie uchodźców w całej Polsce. Teraz mieszkają oni głównie w większych miastach, mimo że w mniejszych miejscowościach również mogliby liczyć na wparcie oraz pracę. To nie było koordynowane i ciężko teraz zmienić tę sytuację, bo Ukraińcy, którzy już zorganizowali sobie życie w Polsce, nie chcą zmieniać miejsca zamieszkania.
Co więcej, skłonność do relokacji jest o wiele niższa niż wcześniej – przed pandemią i wojną – gdy otwartość na przeprowadzkę w obrębie Polski, jeśli wraz z nią pojawiła się szansa na lepszą pracę, była na bardzo wysokim poziomie. Według badania Grupy Progres, obecnie tylko nieco ponad 5 proc. badanych zgadza się na zmianę miejsca zamieszkania, jeśli dzięki temu będą mogli liczyć na dobrą pracę, mieszkanie i opiekę nad nimi oraz ich rodziną. To tylko jeden z wielu przykładów, który pokazuje, że zabrakło konsultacji, zaszwankowała komunikacja, a wiele procesów można było o wiele lepiej przeprowadzić lub chociaż je zmodyfikować, gdy wiadomo było, że nie działają prawidłowo.
Wojna nie wybiera. Do Polski trafili więc ci, którzy zdezorientowani uciekali pieszo, często z małych miejscowości, bez doświadczenia czy wykształcenia. Ale także ci, którzy przed wojną pracowali w międzynarodowych korporacjach, na wyższych stanowiskach, w rozwojowych branżach. Tworząc szereg ułatwień, trochę zapomniano stworzyć ścieżkę zatrzymującą w Polsce tych drugich. Może zabrzmi to brutalnie, ale przegrywamy walkę o najlepszych?
Nie wiem, czy możemy mówić tu o walce o kandydatów z najwyższej półki, bo oni w wielu przypadkach nie chcą zostać w Polsce. Potwierdzają to nasze badania, z których wynika, że osoby chcące pracować, mające wyższe wykształcenie i znające np. język angielski albo wrócą do Ukrainy, albo pojadą dalej na zachód. Nasz kraj jest dla nich przystankiem, więc my w bezpośredni sposób nie bierzemy udziału w tej rywalizacji.
Możemy się jednak starać, żeby przekonać ich do uwzględnienia Polski w swoich planach i rozpoczęcia tu pracy zgodnej z ich oczekiwaniami i kwalifikacjami. Jednak od razu na drodze stają przepisy dot. nostryfikacji dyplomów, uznania innych świadectw potwierdzających wykształcenie czy wymagane kwalifikacje zawodowe. Innym z aspektów jest to, iż część specjalistów czy managerów z Ukrainy przebywa w Polsce i pracuje stąd zdalnie, mimo że to nie jest proste, bo brakuje także przepisów regulujących kwestię tego typu pracy wykonywanej dla firm, których siedziby mieszczą się poza granicami naszego kraju.
Zobacz: Sytuacja polskiego rynku pracy jest trudniejsza niż przed wojną
Nie możemy zapominać o obcokrajowcach zajmujących w Polsce już od dawna stanowiska wyższego szczebla. Niektórzy z nich także zdecydowali się na opuszczenie Polski. Decyzję o rezygnacji z pracy i wyjeździe na zachód podjęli po wybuchu wojny, bo z jednej strony obawiali się również ataku na Polskę, a z drugiej zauważyli, że świat otwiera się na Ukraińców i znalezienie lepszej pracy w innych państwach stało się łatwiejsze. Dlatego we wspomnianej rywalizacji o uchodźców z Ukrainy pamiętajmy o dotychczasowych pracownikach, bo jeśli ich zaniedbamy, to za moment będziemy musieli rywalizować również o nich.
Kompetencje, język i problemy z opieką
Jakie są największe problemy (na rynku pracy) przybywających do Polski mieszkańców Ukrainy? Bariery językowe to największe wyzwanie? Mamy przecież jeszcze problemy z opieką dla dzieci, problemy komunikacyjne itd. Dobrze znane nam wyzwania w zupełnie innej odsłonie.
Problemów jest wiele. Na szczęście nam, jako pracodawcy, udaje się je w porę zdiagnozować. Jednym z kluczowych działań jest dostosowanie kompetencji kandydatów do oferowanych stanowisk pracy, a także zmiana ich charakteru z męskich na te predestynowane dla pań.
Kolejny problem to język polski. Jak wskazują nasze badania – nie zna go ok. 80 proc. Ukraińców, którzy przyjechali nad Wisłę po 24 lutego i szukają pracy w naszym kraju. Dlatego pomoc Ukraińcom w nauce języka polskiego powinna być dla nas wszystkich priorytetowym wyzwaniem.
Inny problem to edukacja dzieci uchodźców przebywających w Polsce. One mają pełne prawo do podjęcia nauki w szkole i wsparcie ich w tym procesie jest niezbędne. Będzie to oczywiście wymagało wielu działań, ponieważ dzieci to spora grupa uchodźców z Ukrainy. Nasze dane wskazują, że 77 proc. uchodźców z Ukrainy, poszukujących obecnie etatu, przyjechało do Polski z bliskimi – 2-3 osoby lub więcej. Tylko 23 proc. granicę przekroczyło w pojedynkę. Co więcej, połowa badanych planuje zostać u nas na dłużej lub na stałe – taki zamiar deklaruje 50 proc. osób, które przebywają u nas z rodziną. Dlatego niezwykle ważne są także rodzinne onboardingi, które prowadzi coraz więcej pracodawców. Mają one pomóc w szybkiej aklimatyzacji pracowników i ich rodzin, a tych zdecydowanych na wyjazd przekonać do zmiany decyzji i związania się z Polską na stałe.
Przeczytaj: To czeka Ukraińców w Polsce. Kryzys demaskuje problemy pudrowane od lat
Wielu ekspertów podkreśla, że to, co jest dziś przewagą Polski, to bliskość kulturowa i w pewnym stopniu językowa. To może pomóc nam dziś zatrzymać najlepszych, którzy mogą wypełnić luki kadrowe nie tylko w branżach sezonowych, ale także tych bardziej specjalistycznych. Mamy szansę wygrać z Zachodem? Język angielski jest przecież „językiem uniwersalnym”, a zarobki na zachodzie są zdecydowanie atrakcyjniejsze.
Cieszę się, że wspomniała Pani o bliskości kulturowej i w pewnym stopniu językowej. Chciałbym się na niej skupić. Wojna pokazała, że Polaków i Ukraińców wiele łączy. Jednak są też różnice, które uwypukliły fala migracji i chaos. Mówią o nich eksperci, z którymi rozmawiamy. Ten temat poruszyliśmy także w trakcie naszej ostatniej konferencji Kurs na HR, podczas której Weronika Marczuk, prezes zarządu Towarzystwa Przyjaciół Ukrainy, opowiadała o tych różnicach. Podkreśliła, że nasze narody – mimo bliskości – wielu rzeczy o sobie nie wiedzą. Przede wszystkim Ukraina to bardzo piękny, ale też zróżnicowany kraj pod względem społecznym, religijnym i językowym. Co więcej, Ukraińcy całe życie musieli radzić sobie w bardzo trudnych i nietypowych warunkach. Nigdy nie zaznali normalności, przez co wielu z nich nie planuje przyszłości, działa i podejmuje decyzje bardzo spontanicznie. Nakładając na to wojnę, emocje, strach o życie, rozstania z bliskimi i ucieczkę z ojczyzny, to wiele ich zachowań jest również podejmowanych pod wpływem chwili. Co więcej, nasze języki może są podobne, ale język polski dla cudzoziemców jest jednym z najtrudniejszych do opanowania.
Zupełnie inni jesteśmy także w kwestii podejścia do pracy i pracodawcy, stosunków w zespole, nawyków, samodzielności, świadomości tego, co jest dopuszczalne, a co nie. Oczywiście te różnice są do pogodzenia, jednak trzeba mieć ich świadomość i przybliżać mentalność Ukraińców w firmach. To pozwoli zrozumieć, jacy są i dlaczego się różnimy. Gdy się tego dowiemy, z pewnością będzie nam o wiele łatwiej współgrać ze sobą w każdym aspekcie życia.
77 proc. uchodźców z Ukrainy, poszukujących obecnie etatu, przyjechało do Polski z bliskimi – 2-3 osoby lub więcej (fot. Karollyne Hubert/Unsplash)
Zadbać o przyszłość
Przeniesienie ciężaru walk na wschód, mniejsze lub większe sukcesy armii ukraińskiej czy tęsknota za domem sprawiają, że Ukraińcy wracają do siebie. To duży problem z waszej perspektywy? Załóżmy też zakończenie działań wojennych. Z jaką sytuacją będziemy mieli do czynienia wówczas? Może czekać nas fala wyjazdów z Polski mężczyzn, którzy nie zdecydowali się wyjechać w lutym? W których branżach może pojawić się problem?
Fala powrotów do Ukrainy w przypadku naszej organizacji nie jest aż tak dużym problemem, bo od samego początku monitorujemy i badamy wiele czynników, m.in. plany Ukraińców dotyczące pobytu w Polsce. Dzięki temu możemy wstępnie zaplanować liczbę dostępnych kandydatów teraz i w najbliższej przyszłości. Widzimy już, że fala migracji odbywa się w dwie strony – nie tylko z Ukrainy do Polski, ale też odwrotnie.
Dziś wiemy, że jest dość liczna grupa Ukraińców, którzy chcą u nas zostać na dłużej, jednak większość uchodźców nigdy nie myślała o przyjeździe do Polski, dlatego powrót do Ukrainy jest dla nich naturalnym działaniem, które podejmą w najbliższym czasie lub już podjęli. Oprócz tęsknoty, będzie ich motywowała także chęć pomocy w odbudowie Ukrainy po zakończeniu wojny.
Według mnie mężczyźni z Ukrainy, którzy są w Polsce, raczej nie wyjadą z niej masowo i nagle, gdy tylko sytuacja się uspokoi. To dla nich niczego nie zmieni. Dlatego pracodawcy z branż męskich, tj. budownictwo, przemysł, transport czy automotive, którzy obawiają się odpływu mężczyzn z Ukrainy, mogą uniknąć tego zagrożenia. Z pewnością wielu z nich nie straci kadry, jeśli odpowiednio o nią zadba, a jeśli dodatkowo dostosuje męskie stanowiska do pań, może tylko zyskać kolejnych zaangażowanych pracowników w postaci kobiet, które zwiążą się z ich firmą na dłużej, zapewniając organizacji płynność działań i ciągłość w realizacji zamówień.
Przeczytaj: Na granicy wszyscy mają nadzieję, że Polska to tylko chwilowy dom [REPORTAŻ]
KOMENTARZE (7)