Anna Wicha, head of strategic accounts Adecco EE&MENA, prezes Polskiego Forum HR (Fot. mat. pras.)
W podobnym tonie wypowiada się Andrzej Borczyk, dyrektor personalny w grupie Żywiec.
- Rynek pracy w trakcie pandemii ulega zmianie ze względu na wpływ na niektóre branże oraz obostrzenia w podróży. Większość krajów Europy jest w sytuacji, gdzie populacja osób pracujących ulega starzeniu, a na rynku jest mniej młodych. Dlatego będziemy musieli korzystać z automatyzacji i robotyki bądź migracji pracowników. Najwięcej pracowników z innych krajów jest w produkcji oraz usługach i tak pewnie pozostanie w najbliższym czasie - komentuje Borczyk.
Andrzej Borczyk, dyrektor personalny w grupie Żywiec (Fot. mat. pras.)
Z kolei Michał Młynarczyk, prezes Devire, zauważa, że - ku zaskoczeniu wielu ekspertów - pandemia koronawirusa nie tylko nie zakończyła rynku pracownika, ale poprzez geometrycznie rosnące zapotrzebowanie na niektóre specjalizacje, zaostrzyła wręcz walkę o talenty. Według najnowszych danych Polskiego Forum HR, co trzecia firma w Polsce odczuła braki kompetencyjne w swoich strukturach w ciągu ostatniego roku. Najtrudniej pozyskać było kompetencje sprzedażowe i marketingowe, techniczne i inżynieryjne oraz IT/digital. Pracodawcy z sektora motoryzacji, przemysłu spożywczego i przemysłu innego największe trudności mieli z pozyskaniem kompetencji technicznych i inżynieryjnych oraz umiejętności obsługi maszyn. Aby poradzić sobie z tymi wyzwaniami, pracodawcy najczęściej decydowali się na outsourcing procesów oraz inwestowali w szkolenia pracowników.
- Nie bez znaczenia pozostaje również globalizacja rynku pracy. Chociażby w przypadku branży IT widzimy, że zagraniczne korporacje coraz częściej zatrudniają ekspertów z polskiego rynku bezpośrednio do swoich projektów i zespołów. Polska również powinna otworzyć się na międzynarodowe talenty, zmienić procedury zezwalające na pracę w kraju i zminimalizować biurokrację. Szczególnie, że luka kompetencyjna będzie się powiększać – komentuje Młynarczyk.
Michał Młynarczyk, prezes Devire (fot. mat. pras.)
Również Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres, wskazuje, że wzrost zainteresowania nowymi destynacjami w dużej mierze jest spowodowany brakami kadrowymi, z którymi boryka się wiele firm. Jak dodaje, rynek i klienci coraz bardziej otwierają się na nowe, egzotyczne kierunki.
- Uważam, że sama otwartość nie wystarczy. Potrzebna jest stała komunikacja połączona z edukacją, która uświadomi pracodawcom, z czym wiąże się zatrudnienie osoby z innego - czasem odległego - kraju. Z moich doświadczeń wynika, że wiele osób odpowiadających w firmach za kadry nadal nie ma takiej wiedzy - zauważa Maciołek.
Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres (Fot. mat. pras.)
Potwierdza to Renata Prys, dyrektor personalna McDonald`s. Jej zdaniem trendy demograficzne są dla Polski (i nie tylko) niekorzystne, dlatego też zatrudnianie migrantów jest koniecznością. Jej firma zdecydowała się na taki krok.
- W McDonald’s robiliśmy to na długo przed wybuchem pandemii, duża część obcokrajowców została z nami w czasie kryzysu, i w przyszłości na pewno nadal będziemy sięgać po tę grupę kandydatów. Niepewność i ograniczenia związane z podróżowaniem spowodowały, że częściej wzmacniamy się osobami z takich krajów jak Ukraina, a nieco rzadziej zatrudniamy obecnie osoby z Azji czy Afryki – mówi Renata Prys.
Renata Prys, dyrektor personalna McDonald`s (Fot. mat. pras.)
Również British American Tabacco (BAT) jest firmą, która od początku swojej obecności w Polsce, czyli od 1991 r., stawia na międzynarodową współpracę. Zespół w centrali w Warszawie, jak i w fabrykach w Augustowie czy spółce zależnej w Ostrzeszowie, zasilają pracownicy z wielu krajów świata i nic tu się w perspektywie 2022 r. nie zmieni.
- Pandemia pokazała nam, że wiele ról, które dotychczas tradycyjnie były związane z daną lokalizacją, można skutecznie wykonywać w oderwaniu od konkretnego miejsca, można więc przewidywać, że zatrudnianie obcokrajowców będzie coraz silniejszym trendem - mówi Bożena Soberka, dyrektor HR dla Polski i krajów bałtyckich w British American Tobacco.
Bożena Soberka, British American Tobacco, dyrektor HR dla Polski i krajów bałtyckich (Fot. mat. pras.)
Stare i nowe kierunki imigracji
Jak wskazuje Cezary Maciołek, polski rynek pracy będzie otwarty na obcokrajowców z Europy Środkowo-Wschodniej: Ukrainy, Białorusi, Gruzji, Armenii, Mołdawii i Rosji. Dołączą do nich nowe kierunki - Ameryka Południowa i Azja, których mieszkańcy w naszym kontynencie widzą szansę na lepszą przyszłość.
Paweł Kułaga, prezes agencji Foreign Personnel Service potwierdza, że od lat liderem, jeśli chodzi o migrację do Polski, są Ukraińcy. Dalej w rankingu znajdują się Białorusini, choć nie zawsze było to regułą. Wśród innych narodowości są m.in. Gruzini, Mołdawianie, Hindusi, Nepalczycy, Filipińczycy i Uzbecy. Rozwojowym kierunkiem będą według niego w kraje afrykańskie, tj. Kenia czy Uganda.
Paweł Kułaga, prezes agencji Foreign Personnel Service (Fot. mat. pras.)
Wtóruje mu Tomasz Szpikowski, prezes Bergman Engineering, który podkreśla, że nadal popularne będą kierunki wschodnie, takie jak Białoruś czy Ukraina, z oczywistych geopolitycznych względów.
- Warto jednak zaznaczyć, że już teraz na naszym rynku pojawiają się pracownicy z Azji. Filipiny, Bangladesz, Indie i inne kraje Dalekiego Wschodu - to właśnie z nich coraz częściej pracownicy będą pukać do naszych drzwi - mówi Tomasz Szpikowski. - To ogromny potencjał do tego, żeby zatrudniać te osoby w spółkach działających na terenie naszego kraju. To szansa na wypełnienie luk kadrowych, których nie możemy uzupełnić naszymi rodzimymi pracownikami. Od pracowników produkcyjnych po specjalistów z obszarów technologicznych - dodaje.
Tomasz Szpikowski, prezes Bergman Engineering (Fot. mat. pras.)
Anna Wicha zwraca uwagę, że powoli zaczyna brakować w naszym kraju pracowników z Ukrainy oraz Białorusi, dlatego też polscy pracodawcy będą sięgali po pracowników coraz dalej na Wschód, ale nie tylko.
- Już teraz coraz bardziej popularne stają się kraje Azji Południowo-Wschodniej i Środkowej - Nepal, Tajlandia, Wietnam. Myślę jednak, że to nie wystarczy i powinniśmy dużo głębiej rozważyć kierunki, gdzie mieszkają osoby polskiego pochodzenia. Na emigracji żyje ok. 21 milionów osób z polskimi korzeniami – najwięcej w USA, Niemczech i Brazylii. Zapewne nie przyciągniemy imigrantów z Ameryki Północnej, ale już Ameryka Południowa i byłe republiki radzieckie mogą być warte zainteresowania. Dla tych osób (wiele z nich nadal mówi po polsku i kultywuje polskie tradycje) - Polska z jej miejscem w Europie i dobrze przygotowanym programem relokacyjnym może być interesującym miejscem rozwoju zawodowego – dodaje Wicha.
Branże, które zatrudniają cudzoziemców
Jak zaznacza Paweł Kułaga, Polska ma już cechę charakterystyczną dla kraju imigranckiego - ma coraz większą pulę profesji, w których Polacy nie chcą podejmować pracy. To nie tylko zawody najgorzej płatne, ale także po prostu trudne - nawet jeśli zarobki w nich mogą być przyzwoite - i takie, w których Polacy niechętnie się kształcą.
- Wśród sektorów, w których luki w dużym stopniu wypełniają cudzoziemcy, są m.in. przemysł, prace sezonowe czy budownictwo. Oczywiście nie można odnieść kategorii pracowników z zagranicy jedynie do tych, którzy wykonują ciężkie czy "niewdzięczne" prace. Ze wschodu Europy przyjeżdżają do nas choćby programiści czy medycy, imigracja do Polski ma też coraz częściej charakter pobytu stałego, a nie tylko czasowego - mówi Kułaga.
Piotr Cwalina, partner w WNCL, podkreśla, że Polska nie ma innej drogi niż coraz szersze otwieranie się na migrantów. COVID-19 nic tutaj nie zmienił - potrzebowaliśmy i nadal potrzebujemy coraz więcej rąk do pracy.
- Dominują oczywiście sektory takie jak rolnictwo, budownictwo, przetwórstwo, transport, logistyka, ale też coraz mocniej usługi - wymienia Piotr Cwalina.
Piotr Cwalina, partner w WNCL (Fot. mat. pras.)
Sylwia Pawełczyk-Maśluk, VP talent & culture Eastern Europe w Accor, podkreśla z kolei, że bez imigrantów nie poradzą sobie w szczególności pracodawcy z branż, gdzie wynagrodzenia są stosunkowo niskie. Doskonale sprawdzają się w Polsce osoby z sąsiednich, wschodnich krajów ze względu na bliskość kulturową i społeczną oraz podobny do naszego etos pracy.
- Trudno powiedzieć, czy otworzą się nowe kierunki, z których będziemy pozyskiwać pracowników. Wiele zależy od pandemii, obostrzeń, regulacji prawnych – dodaje Pawełczyk-Maśluk.
Sylwia Pawełczyk-Maśluk, VP talent & culture Eastern Europe w Accor (Fot. mat. pras.)
Marzena Milinkiewicz, członek zarządu Randstad Polska, ocenia, że problem z dostępem do kandydatów, zwłaszcza tych o profilach produkcyjnych, dotyka większości krajów europejskich, dlatego można spodziewać się, że kolejne rynki pracy będą otwierać się na obywateli spoza Unii Europejskiej lub upraszczać dotychczasowe procedury. Wówczas dla kandydatów z Ukrainy, Białorusi, Mołdawii czy Uzbekistanu, Polska może być jedynie przystankiem w drodze na Zachód, gdzie wynagrodzenia są ciągle znacząco wyższe. Wtedy otwarcie się na nowe, bardziej odległe - także kulturowo - kierunki stanie się koniecznością.
- Aby Polska była atrakcyjnym krajem dla pracowników zagranicznych, powinniśmy w pierwszej kolejności zająć się kwestią czasu oczekiwania na zezwolenia na pracę. Dotyczy to także procedur uproszczonych, które obowiązują kandydatów z Ukrainy. Często muszą oni czekać na zezwolenia nawet kilka tygodni. Żeby przyciągnąć pracowników z Azji, również powinniśmy rozważyć zachętę w postaci skróconych procedur – wyjaśnia Marzena Milinkiewicz.
Zdaniem Milinkiewicz zagraniczni pracownicy zasilić mogą potencjalnie niemal każdą branżę, w której brakuje kandydatów. Widać to już dziś - trudno znaleźć sektor, w którym nie pracowaliby obywatele Ukrainy czy innych krajów dawnego bloku wschodniego.
- To grupa pracowników, którzy szybko asymilują się ze środowiskiem, wielu z nich mówi w języku polskim. Jeśli kończą pracę w jednym miejscu, szybko znajdują kolejną lub po prostu wracają do ojczyzny. Dzięki temu przedsiębiorstwa, które ich zatrudniają, mogą uelastyczniać zatrudnienie – twierdzi Marzena Milinkiewicz.
Inaczej wygląda jednak kwestia z kandydatami z bardziej odległych państw. Jak wyjaśnia Mininkiewicz, w tym przypadku przyjazd, a potem powrót, wymaga często sporych nakładów finansowych, dlatego decyzja o rozpoczęciu pracy w Polsce bazuje na długookresowym zatrudnieniu.
- Ze strony pracodawcy oznacza to zobowiązanie do zatrudnienia na rok lub dłużej. Taką opcję już w tej chwili wybierają firmy, którym nie zależy tak bardzo na elastyczności lub które mają poważne problemy ze znalezieniem pracowników nawet na stałe umowy o pracę - czy to ze względu na lokalizację, czy ze względu na oferowane warunki zatrudnienia – dodaje Marzena Milinkiewicz.
Marzena Milinkiewicz, członek zarządu Randstad Polska (Fot. mat. pras.)
Także Cezary Maciołek uważa, że migracje zarobkowe będą dotyczyły stanowisk każdego szczebla. Jego zdaniem grupa blue collars znajdzie zatrudnienie w branży logistycznej, spożywczej, budowlanej, rolniczej, meblarskiej oraz w firmach zajmujących się produkcją przemysłową. Szeroko rozumiany sektor IT, SCC/BPO, OZE czy medyczny będzie potrzebował specjalistów w swojej dziedzinie, w cenie będą osoby ze znajomością języków obcych, inżynierowie oraz handlowcy.
Powinno być łatwiej
Eksperci są zgodni - by ułatwić sprowadzanie imigrantów do Polski, potrzebne są ułatwienia. Małgorzata Ławnik, dyrektor pionu personalnego w Kaufland Polska, podkreśla, że w 2022 r. krajowe przepisy dotyczące migracji zarobkowej staną się bardziej liberalne, więc możemy prognozować, że wkrótce liczba pracowników z zagranicy, również spoza Unii Europejskiej, wzrośnie.
- Spodziewamy się, że największe zainteresowanie migracją zarobkową do Polski utrzyma się wśród obywateli Ukrainy oraz Białorusi. Pracodawcy w wielu branżach chętnie korzystają ze wsparcia imigrantów zarobkowych, a ewentualne uproszczenie przepisów z pewnością dodatkowo zwiększyłoby skalę tego zjawiska. Ułatwieniem dla firm byłoby również państwowe wsparcie dla tej grupy pracowników, m.in. w procesie asymilacji, nauki języka czy też zapoznania się z kulturą danego kraju - komentuje Ławnik.
Małgorzata Ławnik, dyrektor pionu personalnego w Kaufland Polska (Fot. mat. pras.)
Także Bożena Soberka pozytywnie ocenia nowe przepisy. Zdaniem ekspertki ustawa o cudzoziemcach skróci czas potrzebny na relokację do Polski oraz czas oczekiwania na odpowiedni dokument uprawniający cudzoziemca do pobytu lub pracy w Polsce.
- To są od dawna oczekiwane zmiany, które postulowało m.in. BCC i inne organizacje pracodawców. Oznacza to, że będzie rosło zatrudnienie pracowników z zagranicy. Już teraz niemal 900 tys. cudzoziemców jest zgłoszonych w ZUS do ubezpieczenia emerytalnego i rentowego, zatem jeden na dwudziestu pracowników w naszym kraju pochodzi spoza Polski i ten odsetek nadal będzie się powiększał - komentuje Soberka.
Wojciech Ratajczyk, CEO Trenkwalder Polska, twierdzi, że nowa ustawa o zatrudnianiu cudzoziemców w Polsce jest krokiem w dobra stronę. Wydłużenie do 24 miesięcy okresu legalnej pracy na podstawie oświadczeń dla pracowników z Ukrainy i pięciu innych krajów byłego Związku Radzieckiego pozwoli w sposób zasadniczy (nawet o 80 proc.) odciążyć urzędy wojewódzkie odpowiedzialne za wydawanie pozwoleń na pobyt i pracę. Drugim ważnym elementem usprawniającym proces legalizacji zatrudnienia jest zniesienie obowiązku przeprowadzenia tzw. testu rynku, czyli sprawdzenia, czy w danym regionie, na dane stanowisko nie ma obywatela polskiego gotowego do podjęcia pracy.
- To dobre rozwiązania ułatwiające procedurę. Nie rozwiązują ono jednak zasadniczego problemu, którym jest nasilający się brak rąk do pracy, również za wschodnią granicą. Drugim wyzwaniem, z którym nasz rynek pracy mierzy się w zestawieniu z sąsiednimi krajami, np. Czechami lub Niemcami, jest jego mniejsza atrakcyjność płacowa. Wreszcie fakt, że Polacy coraz mniej chętnie podejmują się prac na podstawowych stanowiskach produkcyjnych, np. w przemyśle przetwórczym, skłania nas do wniosku, że w najbliższym czasie będziemy zmuszeni do otwarcia się na pracowników spoza Europy. Myślę tu o takich krajach, jak Indie, Bangladesz czy Filipiny. Nowa ustawa nie poprawia niestety sytuacji w tym obszarze. Najważniejszym wąskim gardłem jest tutaj proces wizowy, którego przewlekłość praktycznie blokuje możliwość korzystania z tych źródeł. Konieczne moim zdaniem jest zwiększenie przepustowości naszych placówek dyplomatycznych w tych krajach lub wprowadzenie procedur podobnych, jakie obowiązują np. dla Ukrainy – ocenia Wojciech Ratajczyk.
Wojciech Ratajczyk, prezes Trenkwalder Polska (Fot. mat. pras.)
W podobnym tonie wypowiada się Cezary Maciołek. Jego zdaniem by polski rynek pracy stał się międzynarodowy, a migracje nie stanowiły problemu, konieczne jest wprowadzenie zmian, które ułatwią przyjmowanie do pracy obcokrajowców. Wśród nich jest m.in. zwiększenie liczby krajów objętych uproszczoną procedurą zatrudniania. Ważne jest też stworzenie szybkiej ścieżki rozpatrywania wniosków dla firm gwarantujących pracę w zawodach strategicznych, których rynek potrzebuje, żeby funkcjonować oraz mieć szanse na rozwój.
- Wskazane jest również umożliwienie pracodawcom wymiany informacji z urzędami za pomocą środków komunikacji elektronicznej oraz skrócenie terminów rozpatrywania wniosków o zezwolenie na pracę. Myślę, że warto rozważyć pomysł stworzenia w instytucjach komórek - dedykowanych dużym podmiotom, które zatrudniają co najmniej 20 proc. cudzoziemców - odpowiedzialnych za przyspieszenie procesów zatrudniania i prowadzenie dedykowanych ścieżek postępowania związanego z zatrudnianiem obcokrajowców. Z pewnością należy wzmocnić działania i procedury wspierające legalne zatrudnianie migrujących osób i zwalczające szarą strefę, która w naszym kraju niestety ma się całkiem dobrze - dodaje Maciołek.
Również Sylwia Pawełczyk-Maśluk zwraca uwagę, że ułatwienia i przyspieszenie procedur imigracyjnych jest bardzo potrzebne, ponieważ zapotrzebowanie na pracę jest bardzo duże.
- Liczymy nieco na zaostrzone procedury imigracyjne po brexicie w Wielkiej Brytanii. Być może część osób, które jechałyby tam, przyjedzie do Polski. W Accor, czy w ogóle w hotelarstwie jesteśmy naturalnie otwarci na wszelką różnorodność, mamy wiele zawodów, jesteśmy w stanie przeszkolić do pracy każdego. Radzimy sobie już dość dobrze z barierami językowymi. Jedyny warunek graniczny to naturalna serdeczność i życzliwość osoby – mówi Pawełczyk-Maśluk.
W podobnym tonie wypowiada się Renata Prys. Jej zdaniem, aby pracodawcy mogli sprawnie włączać imigrantów do zespołu, potrzeba ułatwień procedur związanych z pozwoleniami na pracę i efektywnego działania urzędów. Ważny jest również ogólny klimat społeczny, nastawienie do cudzoziemców reszty społeczeństwa.
- Po stronie samych firm konieczne jest z kolei dobre rozpoznanie potrzeb i preferencji tej grupy kandydatów, mądre zarządzanie różnorodnością, tworzenie środowiska równych szans i edukacja całych zespołów w zakresie współpracy międzykulturowej. Bez tego nie można myśleć o przyciąganiu i angażowaniu na dłużej osób z innych krajów - dodaje Renata Prys.
Piotr Cwalina zwraca z kolei uwagę na inny, ciekawy trend, który jego zdaniem się rozwinie - zatrudnianie zdalnie osób spoza Polski, na początek w branżach technologicznych, co jest już faktem.
- Tutaj wyzwaniem może być gąszcz międzynarodowych przepisów podatkowych, tak więc doradcy podatkowi raczej nie będą narzekać na brak zajęcia – dodaje Cwalina.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (1)