Z danych GUS wynika, że w 2011 r. najwięcej osób dojeżdżających do pracy poza własną gminę stanowili mieszkańcy Śląska (487 tys.). Dużo pracowników musi zarabiać na chleb poza gminą również w woj. wielkopolskim (363 tys.), mazowieckim (356 tys.) i małopolskim (311 tys.). Z kolei najmniej dojeżdżających osób mieszka w woj. podlaskim (52 tys.).
Czytaj też: Chcą mieć więcej czasu dla siebie, ale dłuższy dojazd do pracy to dla nich żaden problem
- Masowe dojazdy do pracy nie są nowym zjawiskiem. Za komuny, w czasach PRL-u takie wielokilometrowe podróżowanie do pracy było codziennością dla setek tysięcy chłoporobotników - komentuje na łamach „Dziennika Gazety Prawnej" prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego.
W Polsce zjawisko mobilności jest związane z dojazdem do miejsca pracy. Inaczej jest w Europie Zachodniej, Kanadzie czy Stanach Zjednoczonych. - Tam mobilność pracownika oznacza, że wraz ze zmianą pracy zmienia też miejsce zamieszkania - wyjaśnia dla „DGP" prof. Tomasz Panek z SGH.
W Polsce nie jest to możliwe chociażby ze względu na duże koszty wynajmu czy kupna mieszkania. Niestety pokonywanie codziennie kilkudziesięcio kilometrowej drogi do pracy odbija się na zdrowiu i życiu rodzinnym pracowników.
- Byłoby lepiej, gdyby mobilność pracowników polegała na ich przeprowadzaniu się w pobliże miejsca zatrudnienia. Będzie to jednak możliwe dopiero wtedy, gdy pojawią się tanie mieszkania na wynajem. Kiedy pracownik nawet za niewielkie wynagrodzenie będzie w stanie opłacić za nie czynsz - dodaje w rozmowie z „DGP" prof. Czapiński