W Polsce działa ok. 10 tysięcy obiektów sportowo-rekreacyjnych, z czego jedna trzecia przypada na kluby fitness. Kluby te zatrudniają, wedle różnych szacunków, od ok. 50 tys. do nawet 150 tys. osób. Dominują firmy o polskim kapitale, dlatego należy je wesprzeć w pierwszej kolejności, postuluje Instytut Staszica.
Poszczególne branże polskiej gospodarki, dotknięte drugą falą pandemii, oczekują szybkiego przyjęcia jasnych, uzasadnionych badaniami i twardymi danymi kryteriów ograniczania działalności firm oraz ich znoszenia oraz działań rekompensujących straty w postaci wsparcia finansowego lub ulg i zwolnień.
W opinii ekspertów Instytutu Staszica decydenci powinni zająć się przede wszystkim tymi branżami, w których dominują firmy o polskim kapitale - ich zysk nie jest bowiem transferowany za granicę. Przykładem takiego segmentu rynku jest branża fitness.
Z danych przedstawionych przez Federację Pracodawców Fitness wynika, że w kraju funkcjonuje ok. 10 tysięcy obiektów sportowo-rekreacyjnych, z czego jedna trzecia przypada na kluby fitness. Kluby te zatrudniają, wedle różnych szacunków, od ok. 50 tys. do nawet 150 tys. osób, przy czym zatrudnienie na podstawie umów o pracę nie jest formą dominującą. Wynika to m.in. ze specyfiki pracy trenerów.
Przed pierwszą falą pandemii szacowano, że członkostwo w klubach fitness miało wykupione ok. 3 mln Polaków. Wskutek zamknięcia obiektów i ograniczeń wdrożonych przez pracodawców liczba ta latem i jesienią 2020 roku spadła o około 1 mln. W oczywisty sposób przełożyło się to na problemy dla branży, pogłębione jeszcze przez faktyczne zamknięcie klubów w październiku.
Rynek klubów fitness jest rozdrobniony: do dużych graczy rynkowych (czyli posiadających co najmniej 4 kluby) należy 13 proc. rynku. Dla porównania, we Francji duzi mają 35-proc. udział w rynku. W Polsce 16 proc. korzysta w obiektów sieciowych, podczas gdy we Francji 42 proc. Te liczby są jeszcze wyższe w krajach skandynawskich.
Co istotne, większość podmiotów na rynku to firmy z polskim kapitałem. Polska branża fitness jest odporna na próby komasowania klubów przez międzynarodowe korporacje, co jest postępującym zjawiskiem w większości państw UE. Problemy, spowodowane przez kryzys roku 2020 i niepewność co do rozwoju sytuacji w roku przyszłym, są poważnym zagrożeniem dla utrzymania dominacji polskich firm w sektorze. Dodać należy do tego wprowadzanie cięć przez firmy odczuwające skutki kryzysu (m.in. na finansowanie zajęć sportowych dla pracowników) i oszczędności w budżetach domowych, podkreślają eksperci Instytutu Staszica.
czytaj też: Tego oczekuje branża fitness i pływalnie na czas drugiego lockdownu
Koszty są stałe
70 proc. kosztów operacyjnych w klubach fitness stanowią koszty stałe: wynajmu powierzchni (w zależności od klubu, 30-50 proc. kosztów operacyjnych), leasingu sprzętu i jego konserwacji (ok. 5 proc.), umów z pracownikami (ok. 30 proc.). Koszty te muszą być ponoszone niezależnie od tego, ile osób uczęszcza do klubów i czy w ogóle są one czynne. Wg przedstawicieli branży tegoroczne straty wywołane pandemią mogą wynieść (w zależności od scenariusza) 2,2-3 mld zł.
Od około 2 miesięcy znakomita większość klubów ponosi wyłącznie koszty, nie wiedząc, kiedy będzie mogła wznowić działalność choćby w ograniczonym zakresie. Właściciele klubów nie wiedzą również, czy i w jakim zakresie będą mogli liczyć na wsparcie publiczne.
Postulaty branży
Przedstawiciele branży, zrzeszeni w organizacjach pracodawców, formułują następujące postulaty, których pilna realizacja jest w ich ocenie warunkiem przetrwania sektora i zachowania jego polskiego charakteru:
• Wprowadzenie regulacji, które zagwarantują solidarne podejście najemców i wynajmujących do kwestii wzajemnych rozliczeń. Jeszcze wiosną, w związku z pierwszą falą COVID-19, przedstawiciele branży fitness proponowali 8-proc. poziom wspólnych rozliczeń, liczony od przychodu jako od całkowitej opłaty ponoszonej przez najemców na rzecz wynajmujących. Ten próg miałby obowiązywać do chwili osiągnięcia poziomu 90 proc. przychodów z 2019 r.
• Uwzględnienie specyfiki zatrudnienia w branży, w której zatrudnienie na podstawie umów o pracę nie jest formą dominującą. Tymczasem wsparcie w ramach kolejnych odsłon tzw. tarczy antycovidowej pomija samozatrudnienie i kierowane jest w zasadzie do przedsiębiorstw zatrudniających pracowników na etacie i związane z wymogiem zachowania poziomu zatrudnienia. Dlatego podmioty z branży fitness mają bardzo ograniczone szanse na otrzymanie wsparcia.
• Przygotowanie - w drodze dialogu pracodawców i decydentów - jasnych, klarownych reguł wprowadzania ograniczeń w funkcjonowaniu klubów i ich znoszenia, z jak najszybszym otwarciem klubów przy zachowaniu reżimu sanitarnego. Branża powołuje się na badania z Wielkiej Brytanii i Norwegii wskazujące, że kluby fitness odpowiadają za niewielki odsetek zakażeń. Z kolei na Wyspach od grudnia kluby zostały ponownie otwarte i zaliczone do tzw. niezbędnej infrastruktury ze względu na zdrowie mieszkańców .
• Rekompensata pewnej części utraconych w okresie pandemii przychodów.
• Zwiększenie współpracy instytucji państwowych z sektorem prywatnym w zakresie profilaktyki zdrowotnej i promocji aktywności fizycznej .
W ocenie ekspertów Instytutu Staszica postulaty te powinny stać się przedmiotem jak najszybszego efektywnego dialogu z rządem. Oczywiście, należy je traktować jako punkt wyjścia, a wypracowane w drodze porozumienia rozwiązanie musi m.in. uwzględniać zabezpieczenie polskiej branży fitness przed przejęciem przez międzynarodowe korporacje.
Czytaj też: Potrzebne jasne zasady. Branża fitness walczy o przetrwanie
W okresie nowego "małego lockdownu" działać mogę te siłownie oraz kluby i centra fitness, które przeznaczone są dla osób uprawiających sport w ramach współzawodnictwa sportowego, zajęć sportowych lub wydarzeń sportowych, studentów i uczniów – w ramach zajęć na uczelni lub w szkole.
Jednak, jak podkreślają przedstawiciele branży, wyłączenia objęły niewielki procent działających w całym kraju klubów.
KOMENTARZE (0)