- Myślę, że z kompetencjami przyszłości jest jak z katastrofą klimatyczną. Trudno o niej myśleć i podejmować strategiczne ruchy w momencie, kiedy nasze podstawowe potrzeby nie są zaspokojone - mówi Majka Lipiak.
- Kompetencje przyszłości to nie tylko sprawne poruszanie się w świecie nowych technologii. Badania McKinsey definiują tylko jedną „nieludzką” kompetencję - kompetencję cyfrową. Pozostałe trzy to kompetencje poznawcze, interpersonalne i samo-przywódcze.
- Wbrew naszym pierwszym skojarzeniom, to człowiek i jego rozwój jest ważny dla przyszłości, to jak zarządza emocjami, czasem, jak myśli kreatywne, jak umie współpracować z innymi - podkreśla Majka Lipiak.
Mówiąc o kompetencjach przyszłości zapytam o dwa aspekty. Czego nam brakuje i w czym jesteśmy już dobrzy, czego świat może się uczyć od nas?
Majka Lipiak, przedsiębiorczyni społeczna i CEO agencji "Leżę i Pracuję": Z ubiegłorocznych danych Eurostatu wynika, że Polska jest na trzecim miejscu od końca w Unii Europejskiej, jeśli chodzi o kompetencje cyfrowe. To są jedne z najistotniejszych kompetencji, które będą liczyć się w przyszłości i tu nie mamy się czym chwalić. Odsetek osób między 16 a 74 rokiem życia, które posiadają przynajmniej podstawowe kompetencje cyfrowe jest na bardzo niskim poziomie. Na szczycie listy są Holandia i Finlandia, tam osób, które posiadają podstawowe kompetencje jest 79 proc. W Polsce 43 proc.
Z drugiej strony Polska jest jednym z najbardziej rozwiniętych krajów Europy jeśli chodzi o korzystanie z płatności bezgotówkowych. Pokochaliśmy Blika, z którego korzysta już 10 milionów Polaków i Polek. Nie ukrywam, że odpowiedź na pytanie, czego świat może się od nas uczyć nie jest prosta. Może właśnie tej otwartości na nowinki technologiczne.
Jednak sama technologia to nie wszystko. Potrzebujemy więcej strategicznego myślenia i działania oraz doceniania tzw. „miękkich” kompetencji, szczególnie z obszaru przywództwa, komunikacji i inteligencji emocjonalnej, które gdzieś nam umykają w codziennym biegu. Mamy dużo do zrobienia i niestety niewiele się zmieni, jeśli nie zrobimy pierwszego kroku jakim jest edukacja.
Czy w takim razie będziemy mieli szansę w świecie, który idzie w kierunku maksymalnego wykorzystywania technologii cyfrowych? Już teraz mówi się o większym wykorzystywaniu metaverse np. w procesach rekrutacji, szkoleń czy onboardingu.
Ostatnie doniesienia z firmy Marka Zuckerberga pokazują, że jak na razie spółka córka Reality Labs generuje około 10 miliardów dolarów straty rocznie, a sam ojciec Facebooka planuje zwolnić 11 tys. osób. Możliwe więc, że zanim na dobre staniemy się avatarami przyjdzie nam zrobić parę kroków do tyłu i odrobić zadanie domowe z innych przedmiotów.
Zobacz: Nowy trend wchodzi do rekrutacji. "Widać zwątpienie i pewną formę strachu"
Kompetencje społeczne kształtujemy przede wszystkim w domu
Przejdźmy do kompetencji społecznych. W jednej z moich ostatnich rozmów pojawiło się takie stwierdzenie, że wykształcenie kompetencji społecznych to przede wszystkim rola domu, nie szkoły. Zdajemy sobie sprawę, że to jak funkcjonujemy w naszych rodzinach, ustawia w pewnym stopniu przyszłość dzieciom?
Oczywiście zawsze jest szansa na zmianę, ale podobnie jak z nauką języków. Łatwiej jest nauczyć dziecko drugiego języka od urodzenia (jest to prostsze i dla rodziców i dla dziecka) niż później w wieku nastoletnim i dorosłym przeznaczać co najmniej setki godzin na naukę, która nierzadko obciąża też portfel.
Wykształcenie kompetencji społecznych to przede wszystkim rola domu (fot. Kelli McClintock/Unsplash)
Problem z kompetencjami jest szeroki. Z jednej strony mamy rodzinę i naukę kompetencji społecznych. Z drugiej mamy pracę, która także będzie wymagała prędzej czy później zmian. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie dużej, społecznej, ogólnopolskiej kampanii, która pokazywałaby, że musimy się dostosować do zmian.
Myślę, że z kompetencjami przyszłości jest jak z katastrofą klimatyczną. Trudno o niej myśleć i podejmować strategiczne ruchy w momencie, kiedy nasze podstawowe potrzeby nie są zaspokojone. Wydobywamy węgiel, mimo że są lepsze dla planety źródła, bo teraz musimy się ogrzać. Myślę, że podobnie jest z kompetencjami przyszłości.
Przedsiębiorcy czy rodzice dziś nie zaprzątają sobie głowy „abstrakcyjnymi kompetencjami”, bo są inne bieżące problemy. Pracodawcy muszą poradzić sobie ze spowolnieniem gospodarczym i jego konsekwencjami. W domach martwi nas sytuacja ekonomiczna. Myślę, że dziś po prostu przyszłość brzmi abstrakcyjnie i dlatego nie myślimy o tym, że moglibyśmy zacząć działać by się do niej przygotować.
Zobacz: Nie inwestujesz - tracisz. Czasami wystarczy niewiele, by zatrzymać pracownika
Wydaje się, że dużo się o tym mówi, jednak jak zerkniemy dokładniej, to są to często niszowe konferencje, panele dyskusyjne. Rzadko jest to temat rozkładany w praktyce przez firmy. Mówi się o tym czego potrzebujemy teraz, jednak ja nie słyszę, żeby padały hasła: hej, a może przeszkolimy się z czegoś, co będzie nam potrzebne za jakiś czas. Kompetencje przyszłości nie są traktowane jako pierwsza potrzeba. To taki klasyczny problem wybierania tych zadań, które są pilne, a nie tych które są ważne.
Fajną bazą rozmowy o kompetencjach przyszłości jest badanie McKinsey, które definiuje 4 kategorie kompetencji. Ostatnio prowadząc warsztaty ze studentami ufundowane przez Huawei Polska w przestrzeni Kato Urban Corner, rozmawialiśmy o naszych skojarzeniach, które pojawiają się kiedy myślimy o kompetencjach przyszłości. Okazuje się, że kiedy myślimy o przyszłości, w naszych głowach pojawiają się wizje sztucznej inteligencji, robotów, czegoś co nami steruje. Mało jest tam człowieka, nie ma w ogóle miękkich rzeczy. Tymczasem wspomniane badania definiują tylko jedną „nieludzką” kompetencję, właśnie kompetencję cyfrową. Pozostałe trzy to kompetencje poznawcze, interpersonalne i samo-przywódcze. Wbrew naszym pierwszym skojarzeniom, to człowiek i jego rozwój jest ważny dla przyszłości, to jak zarządza emocjami, czasem, myślenie kreatywne, umiejętność współpracy.
Przeczytaj: Lawina spraw w sądach pracy, groźby wysokich grzywien. W 2023 czeka nas rewolucja w prawie pracy
Jak słyszę myślenie kreatywne, zarządzanie emocjami czy czasem, i zestawię to ze szkołą, która niewiele się zmieniła od czasów, kiedy ja do niej chodziłam, to w czarnych barwach widzę przyszłość.
Słyszałam ostatnio taką opinię, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zbudowanie systemu od nowa. Myślę, że jest to trochę utopia, jednak gdybym była dziś rodzicem ucznia szkoły podstawowej, to chyba robiłabym wszystko by zaszczepić mu te kompetencje na własną rękę. Tak jak powiedziałyśmy wcześniej. Nie możemy liczyć na to, że zrobi to wyłącznie szkoła, bo ta jest jaka jest. Wiadomo, że są lepsi i gorsi nauczyciele, lepsze i gorsze szkoły, lepsza i gorsza dostępność do zajęć pozalekcyjnych czy organizacji pozarządowych. Oddawanie pola do przekazania tych kompetencji tylko szkole, jest działaniem bardzo ryzykownym.
Rozmawiałam ostatnio ze studentami Fundacji Edukacyjnej Przedsiębiorczości, która prowadzi wolontaryjne warsztaty z dzieciakami, właśnie na temat wyzwań współczesnego świata, które oni widzą przed sobą. W każdej rozmowie słychać było ogromny lęk o to na jakim świecie będą żyli i na jaki rynek pracy wejdą.
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że to, że my jakoś specjalnie nie inwestujemy w rozwój kompetencji przyszłości u młodszych osób, wynika z ogromnej obawy i braku umiejętności objęcia tego tematu. Nie wiemy co będzie jutro, za miesiąc, więc jak mamy wiedzieć, co będzie się działo i co będziemy robić za 5 lat. Myślenie o przyszłości staje się coraz bardziej abstrakcyjne, wojna czy pandemia pokazały, że tworzenie długofalowych strategii czy planów w dzisiejszych czasach wydaje się pozbawione sensu. Myślę, że skojarzenia z przyszłością, to są skojarzenia ogromnej niepewności, znaku zapytania.
Rynek potrzebuje programistów, którzy nie tylko mają wysoko rozwinięte kompetencje twarde (fot. Maxim Hopman/Unsplash)
Z drugiej strony, jak spojrzymy na te cztery grupy kompetencji, to nie jest to czary-mary. To jest połączenie umiejętności cyfrowych z kompetencjami miękkimi i tego możemy nauczyć się wszyscy. Takie połączenie sprawi, że nasza pozycja na rynku pracy będzie dużo lepsza, że nasza współpraca z maszynami będzie możliwa. Zobaczmy, że stereotypowy programista - taki nerd, który siedzi za biurkiem, z nikim nie rozmawia, to nie jest programista, którego chce dziś rynek pracy. Dziś rynek potrzebuje programistów, którzy nie tylko mają wysoko rozwiniętej kompetencje twarde, ale także potrafią współpracować w zespole, uczestniczyć w spotkaniach, rozmawiać z klientami.
Zobacz: Paradoks edukacji: studia coraz mniej przydatne, tytuł naukowy jednak cały czas w cenie
A jak powinno wyglądać doradztwo zawodowe/kompetencyjne na poziomie szkół podstawowych, średnich? Kiedy powinno się zacząć, jak diagnozować, naprowadzać zawodowo?
Nie wiem czy jest konkretna klasa. Ale osobiście uważam, że liceum to już jest za późno. Podstawówka jest faktycznie dobrym momentem, by dzieciakom pokazywać ich talenty. Ja osobiście żałuję, że w szkole nikt nie zauważył pewnych moich predyspozycji i straciłam sporo czasu w życiu, by trochę po omacku znaleźć swoją drogę. Dzięki znajomemu trafiłam na Test Gallupa. Pomyślałam wtedy, że szkoda, że w podstawówce nikt nie pokazał mi, że być może ja nie jestem dobra w tabelki, ale sprawdzam się w pokazywaniu wizji, w nawiązywaniu relacji. Zdecydowanie prościej byłoby mi wybrać wtedy studia.
Rozwój zaczyna się na poziomie podstawówki. Fajnie jest dawać dzieciakom wybór, pozwalać próbować różnych rzeczy, tak by później wybrały to, co jest dla nich najlepsze i najbardziej interesujące. Jednak w systemie, który obowiązuje w Polsce oczekuje się, że z każdego przedmiotu będziemy mieli dobrą ocenę, będziemy z wszystkiego co najmniej dobrzy. A to nie jest możliwe.
Jak uczyć?
Pokazywać dobre przykłady. To, że zostałam przedsiębiorczynią społeczną wynika z tego, że na studiach przeczytałam książkę Muhammada Yunusa „Przedsiębiorstwo społeczne” i mimo, że nigdy go nie poznałam, to ta jedna historia, jeden bardzo odległy człowiek, zainspirował mnie do wybrania takiej ścieżki zawodowej. Tego właśnie brakuje. Pokazywania realnych historii i konkretnych osób. Nasz mózg inaczej – lepiej reaguje na konkretne historie, niż na suche fakty.
W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badanie, w którym nauczyciel zabrał grupę uczniów na bardzo dobry uniwersytet. To były dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Grupę porównawczą stanowili ci, którzy na taką wycieczkę nie pojechali. Po latach okazało się, że statystycznie lepiej „życiowo skończyły” te dzieciaki, które odwiedziły uniwersytet. Te, które mogły zobaczyć realne historie, poznały lepszą przyszłość która jest osiągalna.
Interesują Cię biura, biurowce, powierzchnie coworkingowe i biura serwisowane? Zobacz oferty na PropertyStock.pl

KOMENTARZE (1)