Ten problem od wielu lat trapi polski system wyższej edukacji - plagiat. Jak udowodnił Jednolity System Antyplagiatowy (JSA) analizujący prace bronione w 2019 r., prawie 8 proc. prac dyplomowych studentów nosi znamiona kopiowania treści. To znaczy, że nadal część polskich studentów, a w konsekwencji i późniejszych magistrów i doktorantów sięga po prace innych, niemal jak po swoje.
Sytuacja się zmieniła w 2016 r., gdy poziom użycia jakichkolwiek narzędzi do walki z plagiatami sięgał 30 do 40 proc. bronionych prac, i teraz wszystkie muszą przejść analizę.
Jak podkreśla w odpowiedzi na zapytanie PulsHR.pl Joanna Kuszlik-Cichosz z administrującego JPK Ośrodka Przetwarzania Informacji, dotychczas systemy antyplagiatowe skupiały się na znalezieniu podobieństw między dokumentami w bardzo krótkich, równoważnych fragmentach tekstu.
JSA pozwala na wykrywanie dłuższych fragmentów podejrzanych o szeroko zakrojoną manipulację. To umożliwia wyłapanie prób oszustwa pod kątem zmiany kolejności zdań w kopiowanym fragmencie, zmiany szyku wyrazów, zmiany stylu wypowiedzi czy przeplatania tekstu źródłowego własnymi zdaniami czy wyrazami. - JSA jest czuły na zabieg maskowania skopiowanego tekstu takimi zabiegami, jak usuwanie, dodawanie słów czy zmiana szyku zdania. Dzięki temu analiza JSA jest pełna i umożliwia dostosowanie analizy oryginalności prac do skali oszustw - dodaje.
Czytaj też: Rośnie świadomość wyzwań rynku pracy wśród studentów
Obowiązkowy system - działa i sprawdza prace dyplomowe
JSA działa 9 miesięcy. Bazuje na procedurze opartej o zgłoszenie do niego pracy. Każda praca dyplomowa przed zatwierdzeniem jej do obrony powinna zostać zbadana przez system JSA, bo taki jest wymóg ustawowy.
Dyplomant powinien przekazać promotorowi odpowiednio przygotowane pliki, w jakich zapisany jest jego dokument. Promotor (lub odpowiedni pracownik administracyjny uczelni) zakłada w oparciu o nią nowe badanie w systemie JSA i wysyła pliki pracy dyplomowej do zbadania.
Schemat uproszczony działania Jednolitego Systemu Antyplagiatowego (JSA) (źródło:jsa.opi.org.pl)
Następuje analiza pracy naukowej. System zaczyna badanie od wyekstrahowania tekstu. Pozbawia go formatowania i ewentualnych grafik. Tak przygotowana treść jest porównywana. Fragmenty pracy podobne do treści podanej w indeksach baz porównawczych dopasowuje się do siebie. Nie znaczy to jednak jeszcze, że doszło do plagiatu.
Do głównych baz, z jakich korzysta JSA, należą: internet w języku polskim (prace naukowe na polskich uczelniach pisze się w tym języku), elementy światowego internetu, takie jak wikipedia dla zasobów anglojęzycznych, hiszpańskojęzycznych, niemieckojęzycznych, rosyjskojęzycznych, czy włoskojęzycznych oraz Ogólnopolskie Repozytorium Pisemnych Prac Dyplomowych (ORPPD). Ten zbiór baz jest regularnie poszerzany.
Fragmenty badane, które wyselekcjonował system w pierwszej analizie, są weryfikowane pod względem ewentualnych: podobieństw, zapożyczeń, manipulacji, dzielenie wyrazów mikrospacjami, szukane są różnego typu łączenia wyrazów, zamiana czcionek, ukryte znaki specjalne. JSA stara się także odszukać zmiany stylu pisania pracy. Dopiero po tych wszystkich operacjach wydawany jest werdykt, czy poddana analizie praca jest plagiatem.
Nowe bazy w systemie od 2020 r.
Właścicielem całości infrastruktury JSA jest MNiSW. Budowa i administracja systemem jest realizowana przez Ośrodek Przetwarzania Informacji - Państwowy Instytut Badawczy. Warto zaznaczyć, że Jednolity System Antyplagiatowy jest udostępniany nieodpłatnie wszystkim uczelniom w naszym kraju.
Jak podkreślają administratorzy systemu, jest on niezależny i elastyczny. Ciągła jego rozbudowa o kolejne wzory i prace do porównania usprawnia całość procedury.
Joanna Kuszlik-Cichosz podkreśla, że w nadchodzącym roku JSA ma być usprawniony o baza dokumentów OpenAccess oraz szereg automatycznych funkcji. Będą wśród nich: automatyczne wskazywanie poprawnych cytowań, automatyczne wykluczenie z przeszukiwania niektórych części pracy dyplomowej (spisów treści lub bibliografii).
Zalety JSA, które wyszczególnia Ośrodek Przetwarzania Informacji - Państwowy Instytut Badawczy. (źródło:jsa.opi.org.pl)
Jedną z takich spraw, które przekonały społeczność akademicką do oddania prac w ręce systemów cyfrowych, był
casus opisany w miesięczniku „Forum Akademickie” w 2012 r. Naukowe pismo dotarło do doktoryzującej się kobiety. W pracy posądzonej o plagiat opisywała ona osobę Hildegardy z Bingen - średniowiecznej mistyczki i reformatorki katolickiej. Posadzona o plagiat argumentowała, że skromność źródeł wymusiła na niej "podobieństwa w strukturze, formułowaniu myśli i przytaczaniu niekiedy obszernych fragmentów" materiałów źródłowych, z jakich korzystała.
Sprawę później opisywał dziennik.pl. Przypominał, że Uniwersytet Wrocławski nie podjął wówczas potrzebnych kroków, by rozwiązać sprawę.
Podobnych przypadków było sporo, nie tylko na poziomie obron doktorskich czy magisterskich, ale i w przypadku osób z tytułami profesorskimi. Dość powiedzieć, że każda taka afera była skandalem w wymiarze regionalnym i często w samym środowisku danej nauki. Sprawy te tylko udowodniły, że systemowe rozwiązanie jest potrzebne.
KOMENTARZE (1)