Chciałbym, abyśmy się pomylili, a pomyłka poszła w tym samym kierunku, co przy pierwszej edycji. Wtedy założyliśmy, że po stypendia sięgnie około sześćdziesięciu doktorantów wdrożeniowych. Okazało się, że było ich blisko 400. Teraz rekrutujemy na 500 miejsc. Jeśli ta pula zostanie wyraźnie przekroczona, to jesteśmy na tyle zdeterminowani, by umożliwić młodym naukowcom, którzy chcą współpracować z biznesem, zrealizowanie ich planów.
Moim zdaniem to wystarczy. W pełnym cyklu czteroletnich studiów jest to dwa tysiące osób. To na tyle duża liczba młodych naukowców, że będą mogli w istotny sposób wpłynąć na to, jak będzie wyglądał kształt prowadzonych badań czy zajęć na polskich uczelniach.
Pod uwagę wzięliśmy nasz potencjał gospodarczy, wielkość PKB, liczbę przedsiębiorstw czy uczelni. Te dane porównywaliśmy z innymi krajami, w których DW mają długą tradycję. Wyszło nam, że mniej więcej pięciuset doktorantów w Polsce powinno studiować w tej formule. Jednocześnie nie chcieliśmy złapać się w pułapkę ilość kontra jakość, dlatego też muszą to być najlepsze doktoraty tworzone przez najlepszych naukowców. Pięćset takich osób w Polsce jest. A jeśli okaże się, że jest ich więcej, dopiero wtedy będziemy się martwić.
Przedstawiciele jakich branż najczęściej zgłaszali się do pierwszej edycji programu?
Nie zauważyliśmy branży, która byłaby wyrazistym liderem. Pojawiło się nawet kilka doktoratów z obszarów nauk społecznych. Natomiast w miarę silne okazało się środowisko medyczne. Nie dziwi nas to, bo nauki medyczne z natury rzeczy są blisko wdrożenia. Lekarze robią doktoraty po to, żeby lepiej leczyć swoich pacjentów. Przykładowo tylko w województwie śląskim jest około piętnastu wdrożeń w obszarze medycyny. To znaczna liczba. Cieszę się, iż sektor kosmiczny jest też mocno reprezentowany.
Żeby skorzystać z tego rozwiązania muszą dogadać się między sobą trzy podmioty: doktorant, promotor oraz przedsiębiorca. Pojawiały się zgrzyty na tej płaszczyźnie?
Przed startem programu mieliśmy w tej kwestii mnóstwo obaw. Brakowało mostów komunikacyjnych. Strony mogły o sobie nie wiedzieć. Baliśmy się, że nawet jak wiedzą, to nie będą w stanie ustalić warunków, według jakich doktoraty wdrożeniowe będą realizowane. Okazało się, że w dużym stopniu nasze obawy były płonne.
Czytaj więcej: Doktoraty wdrożeniowe. MŚP korzystają z nowego rozwiązania
Pewnie przyczynił się do tego również fakt, że przygotowując program przeprowadziliśmy kilka gier symulacyjnych. Zaprosiliśmy potencjalnego promotora i przedsiębiorcę, by razem odnaleźć potencjalne problemy, które mogłyby przeszkodzić w podpisywaniu umów i porozumień. Co nie znaczy, że udało nam się uniknąć wszystkich problemów. Dlatego teraz ewaluujemy nasze doświadczenia.
Jakie zmiany wprowadziliście?
Żadnych istotnych zmian nie będzie. Natomiast chcemy dookreślić kilka kwestii. Doprecyzowujemy m.in. to, jak powinny wyglądać dokumenty potrzebne do zgłoszenia. Pojawiały się też przypadki, w których doktoranci z niezależnych od siebie przyczyn nie są w stanie dokończyć badań. Chcemy tak zmienić przepisy, by uelastycznić wyjście z takiej sytuacji.
Która ze stron najczęściej inicjowała rozpoczęcie całego procesu?
Bardzo często byli to studenci i doktoranci. Proszę też pamiętać, że doktorantem wdrożeniowym może być osoba, która pracuje w danej firmie i chce zdobyć tytuł naukowy. Takie osoby w ramach swoich kontaktów i zalążków współpracy naukowej same szukały potencjalnych partnerów na uczelniach. Zaś DW wykorzystali do tego, żeby ustabilizować zasady współpracy.
Pozostaje jeszcze przedsiębiorca.
Z nim również nie było problemu. W trakcie rozmowy z potencjalnym doktorantem wdrożeniowym słyszał od niego, że ten ma ciekawy projekt badawczy, który rozwiąże problemy w firmie. To firma będzie właścicielem efektów pracy, dzięki czemu zniknie problem z komercjalizacją i prawem do własności intelektualnej. Do tego zyska bardziej zadowolonego pracownika, bo doktorant z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego otrzyma dodatkowe stypendium w wysokości blisko 2,5 tys. zł. Na koniec usłyszał, że jego pracownik będzie miał bezpłatny dostęp do uczelnianego laboratorium.
Czytaj więcej: W tym roku pierwsze rekrutacje do Wirtualnego Instytutu Badawczego
Te wszystkie elementy złożyły się na tajemnicę sukcesu pierwszej edycji programu.
Doktoraty wdrożeniowe prowadzą do sytuacji korzystnej dla każdej ze stron biorących w nich udział. Nie ukrywam, że korzystnej także dla MNiSW. Udaje nam się stworzyć środowisko młodych naukowców, którzy są w stanie odpowiadać na realne potrzeby polskiego biznesu, a o to przecież nam wszystkim najbardziej chodzi.
Zainteresowanym daliście dużo swobody. Może to przyczyniło się do sukcesu DW. Może to rozwiązanie, które warto implementować do innych programów?
We wszystkich projektach, jakie realizuje Ministerstwo kierujemy się zasadą, że pracujemy nad stworzeniem dobrych warunków. Natomiast uważamy, że sam proces nie powinien być zarządzany przez administrację. Powinien być efektem zarządzania ludzi. Jeśli projekt odpowiada na ich potrzeby - co doskonale widać na przykładzie DW - to sami zorganizują się, by skorzystać z jego możliwości. Co ciekawe, nawet uczelnie bardzo szybko zmieniły regulaminy, aby ułatwić wprowadzenie DW.
Dlaczego tak długo musieliśmy czekać na pomysł, który skutecznie połączy biznes i naukę. Tym bardziej, że ten pomysł okazał się bardzo prosty - swoboda.
Swoboda to jedno, ale trzeba też stworzyć optymalne warunki do realizacji pomysłów i dać na to pieniądze. Doktoraty wdrożeniowe są elementem większego planu. Bardzo głośno mówimy o tym, że na polskich uczelniach chcemy wzmocnić realizację tak zwanej trzeciej misji. Oprócz dydaktyki i badań uczelnie powinny pomagać rozwiązywać nasze codzienne problemy - szukać nowych leków, kształcić ludzi, którzy są w stanie rozwiązać problem smogu, którzy są kompetentni w obszarze cyberbezpieczeństwa. My - społeczeństwo - bardzo tego potrzebujemy.
Czytaj więcej: Jarosław Gowin: Kształcenie dualne to sytuacja win-win
Teraz doktorant wdrożeniowy wie, że jego projekt nie jest wyodrębnionym pomysłem, a strategią rozwoju uczelni. Jego praca nie zakończy się w momencie odbioru dyplomu. Będzie miał dalszą możliwość rozwijać swoją karierę. Moim zdaniem to jeden z głównych motywatorów dla doktorantów. Patrząc zaś z perspektywy uczelni, placówki wiedzą, że niebawem wejdzie nowy system oceny. Jednym z kryteriów - bardzo istotnych - będzie zdolność do wpływania na otoczenie.
Te wszystkie elementy doskonale do siebie pasują, jak się je dobrze poukłada, wzajemnie będą na siebie oddziaływać i uzupełniać się. Skorzystamy na tym my wszyscy.
KOMENTARZE (1)