• Choć wykształceni pracownicy często emigrują i tak warto uczyć ich języków.
• W czasach cyfryzacji kształcenie ogólne i kreatywność są ważniejsze niż konkretne kompetencje.
• Kreatywność można rozwijać nie tylko na zajęciach, ale też w ramach praktyki wymarzonego zawodu.
• Niż demograficzny, którego obawiają się polskie szkoły i uczelnie, może być również wykorzystany jako szansa.
• Podobnie jak wykształcenie zawodowe, które nie wyklucza dalszej edukacji.
- Autor:Jakub Prokop
- •25 maj 2016 11:55

Od sierpnia 2015 r. ustawa o praktycznej nauce zawodów daje możliwość łączenia nauki z praktyką w polskim systemie edukacji. W szkole realizuje się część teoretyczną, a w zakładzie praktyczną.
– Podczas debat związanych z kształceniem spotykaliśmy się z dyrektorami szkół i pracodawcami. Pracodawcy kładli nacisk na to, że szkoły nie kształcą absolwentów dla lokalnego rynku. Zbieramy te wnioski, a na koniec czerwca pani minister Zalewska ogłosi zmiany w systemie – skomentował podczas VIII Europejskiego Kongresu Gospodarczego Adam Trześkowski, zastępca dyrektora Departamentu Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Ministerstwie Edukacji Narodowej.

– Wierzymy, że przy udziale pracodawców formy edukacji pójdą w oczekiwanym kierunku, czyli w tym, którego spodziewa się przedsiębiorczość – przekonywał wicemarszałek województwa lubuskiego Romuald Gawlik.
Zastrzegł przy tym, że zadanie nie będzie łatwe, bo przedsiębiorstwa w Lubuskiem są zwykle małe lub średnie. Trzeba będzie dobrze przeanalizować potrzeby, by w poszczególnych szkołach zawodowych wybrać odpowiedni profil nauczania i nie kształcić absolwentów zasilających rynek bezrobocia.
Kształcenie pracowników dla Niemca
Ważnym tematem – nie tylko dla mieszkańców zachodnich województw – są migracje pracowników.
– Absolwenci naszych szkół zasilają rynek pogranicza, czyli w dużej części rynek niemiecki. Na przykład praktyki studium pielęgniarstwa w Gorzowie prowadzone są po stronie niemieckiej i polskiej. Duża część pań zostaje w Niemczech, czyli często edukujemy dla sąsiada zza Odry – przyznaje Romuald Gawlik.

– Szkoły oferują też wykształcenie mieszkańcom Białorusi i Ukrainy, i chwała im za to. Uczą polskiego i niemieckiego. I nie chodzi o to, żeby wykształcić absolwenta, który będzie pracował po stronie niemieckiej. Ale też o to, żeby niemieckich pracowników i pracodawców bardziej zintegrować – wyjaśnia Romuald Gawlik.
Arkadiusz Mężyk, rektor elekt Politechniki Śląskiej, zgodził się, że powinniśmy położyć duży nacisk na języki obce.

– Uczymy języka nie tylko po to, żeby absolwent wyjechał za granicę, ale może ktoś z zagranicy będzie chciał przyjechać i współpracować – przekonywał.
Przyszłość edukacji
Zdaniem rektora na system kształcenia trzeba spojrzeć kompleksowo.
– Tzw. przemysł 4.0 wkracza w czwarty etap cyfryzacji. Systemy informatyczne określają działalność ludzką. Nawet w sferze usług, bo przecież ktoś musi te urządzenia naprawiać i wymieniać. Nowoczesny przemysł wymaga innego kształcenia. Nie do wykonywania konkretnych czynności, ale do działania w systemach zinformatyzowanych. W fabryce General Motors w Gliwicach na jednej linii są samochody nie tylko różnych kolorów, ale też różnych marek i z różnym wyposażenie. Systemy wiedzą, co gdzie dostarczyć, ale muszą je obsługiwać ludzie. Aktywność ludzka przenosi się na nowe obszary – wskazał Arkadiusz Mężyk.
Ocenia, że w tej sytuacji nie powinniśmy uczyć poszczególnych umiejętności, tylko rozwijać kreatywność – wtedy studenci dostosują się do zmieniającego się środowiska pracy.
– Nowe sposoby prowadzenia zajęć są zorientowane problemowo i projektowo. Uczymy na nich kreatywności, pracy zespołowej i rozwiązywania rzeczywistych problemów technicznych – wyjaśnił.
Dodał, że w edukacji nie możemy skupiać się na jednej firmie i kształcić tylko dla niej.
– Absolwenci powinni być kreatywni. Ważny jest w tym kontekście wybór pracodawców. Najlepiej, żeby byli to globalni gracze, ale system powinien przede wszystkim rozwijać kreatywność.
Z drugiej strony rektor politechniki wskazał, że system ponadgimnazjalny powinien zapewniać dostarczenie fachowców do gospodarki. Na pewno będzie on silnie stymulowany przez tę gałąź gospodarki, która akurat jest rozwinięta w danym regionie. Poza tym powinien też przygotowywać do studiów.
– Już teraz na studiach pierwszego i drugiego stopnia jest możliwość wyboru nie tylko ścieżki naukowo-dydaktycznej, ale też praktycznej – czyli kontynuacji kształcenia fachowców. Młodzi ludzie poszukują zagadnień związanych z przemysłem i możliwości weryfikacji swoich umiejętności u pracodawcy – powiedział.
– Zarzutem wobec naszego szkolnictwa jest to, że uczy zbyt teoretycznie. Tutaj swoją rolę odgrywa przygotowanie kadry dydaktycznej. Nauczyciel musi umieć poprowadzić zajęcia problemowe. A żeby było to możliwe, musi mieć doświadczenie zawodowe nie jako nauczyciel, ale jako specjalista, żeby rozumiał problemy studentów – ocenił.
Arkadiusz Mężyk zaproponował skupienie się na kompetencjach potrzebnych wszędzie, również w zawodach tradycyjnych.
– Nawet piekarze muszą być kreatywni, żeby prowadzić firmę. Nasi absolwenci pracują i w bankach, i na stanowiskach dyrektorskich, i technicznych. Ważne jest to, jakie mają podejście do rozwiązywania problemów. Kreatywność to podstawa kształcenia kadr, które będą decydowały o rozwoju cywilizacyjnym – wyjaśnił.
Widmo niżu
Zastanawiając się nad przyszłością kształcenia, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach Leszek Żabiński zaznaczył, że z powodu robotyki znikną zawody i stanowiska nie wymagające wysokich kwalifikacji.

– Działa też globalizacja. Sprawia ona, że wiele miejsc pracy zostało przeniesione do krajów o niższych kosztach pracy. To nie tylko nasz problem, ale również krajów wyżej rozwiniętych. Niezbędny jest więc monitoring, np. telepracy: roboty pracują fizycznie, a ktoś nimi zarządza z domu. Kraje wysokorozwinięte przegrały z Chinami kosztami pracy, więc muszą konkurować innowacją. Rynek musi odpowiedzieć na pytanie, czy potrzebuje innowacji, bo one czasem przynoszą też negatywne skutki – powiedział.
W ramach argumentu przytoczył książkę Andrzeja Lubowskiego, ekonomisty z USA „Świat 2040. Czy Zachód musi przegrać?”. Autor twierdzi, że Polska nie będzie doliną krzemową, ale ma szanse rozwijać np. branżę oprogramowania nowoczesnych technik komunikacyjnych.
– Nasi studenci odnoszą sukcesy na tym polu – potwierdził Żabiński.
Dodał, że zaowocuje też na pewno reindustrializacja, choć na Śląsku przemysł trzeba uzupełniać innymi sektorami, np. medycyną.
– Nasz potencjał mógłby zastąpić potrzeby połowy Polski i kawałka Czech. Poza tym mamy turystykę konferencyjną. Na ten właśnie kongres przyjechało mnóstwo gości, każdy zostawi pieniądze. A jakie zawody będą się rozwijać? To podpowiedzą nam rozwinięte gospodarki – powiedział.
– Naszym problemem jest niż demograficzny. Ale on stwarza też szansę, bo mniejsze grupy łatwiej kształcić, można dzięki temu podnosić jakość. Oczywiście po warunkiem, że ministerstwo nie obetnie nam kosztów – zastrzegł.
Artur Dzigański, kierownik kształcenia zawodowego w Wydawnictwach Szkolnych i Pedagogicznych zgodził się, że chudsze lata w liczbie studentów należy wykorzystać na poprawę jakości kształcenia.

– Lepiej uczy się w mniejszych grupach. Sądzę, że niż przyniesie racjonalizację sieci szkół. Może się okazać, ze aż tyle szkół i kierunków nie będzie potrzebnych – powiedział.
Studia ukierunkowane praktycznie
– My – jako uczelnie – też mamy kilka grzechów na sumieniu, np. zbytnie uprofilowanie. Ten błąd popełniono w Niemczech. Ale można z dumą powiedzieć, że zaletą naszego systemu jest możliwość przejścia ze ścieżki na ścieżkę. Powinniśmy iść w kierunku oparcia kształcenia na projektach. Na formach wymagających wiedzy holistycznej. Nie wiedzy z poszczególnych przedmiotów. Łączna wiedza pozwala nam na rozwój – wskazał z kolei Leszek Żabiński, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
– Uniwersytet to – mogłoby się wydawać – studia humanistyczne. Ale nie tylko. Już teraz prowadzimy dwa rodzaje kierunków: o profilu ogólnoakademickim oraz o profilu praktycznym czy nakierowanym na konkretne dziedziny, jak gospodarka przestrzenna czy analityka gospodarcza – dodał.
Wyjaśnił, że kandydaci dzielą się na dwie grupy, mniej więcej równe. Pierwsi przychodzą na studia i nie do końca wiedzą, czego chcą. Oni potrzebują ogólnego oglądu i specjalizują się w późniejszych latach. Drudzy wiedzą, do czego dążą i należy im w tym pomóc. Również uczą się ogólnych rzeczy o gospodarce, ale w ramach swojej dziedziny.
– Eksperymentujemy też z trzecim poziomem studiów. Oprócz klasycznego doktoratu działamy z doktoratem przemysłowym. Praktycy przychodzą do nas na seminaria i próbują rozwiązywać swoje problemy zawodowe. Doktoraty piszą na podstawie materiału dotyczącego ich dziedziny – powiedział Żabiński.
Zdaniem rektora uczelnie obok klasycznego modelu studiowania nakierowanego na poznanie prawdy spełniają też potrzeby praktyki.
– Kształcimy nie tylko dla bieżących zawodów, ale też dla zawodów przyszłości – powiedział.
Zawodówka nie zamyka żadnych dróg
Według kierownika kształcenia zawodowego w Wydawnictwach Szkolnych i Pedagogicznych Artura Dzigańskiego WSiP starają się nadążać za zmianami w prawie oświatowym.
– Chcemy, żeby dyrektorzy byli na bieżąco ze zmianami i z możliwościami, jakie daje ten system. Staramy się włączać w dyskusję i pomagać zainteresowanym w kwestiach związanych z doradztwem zawodowym. To klucz do odczarowania szkolnictwa zawodowego, które od jakiegoś czasu niesłusznie ma złą opinię. Staramy się, by uczeń otrzymał rzetelną i wiarygodną informację, jak powinien kontynuować swoją drogę. Ten system doradztwa jest aktualny – dużo się o nim mówi i słusznie. Tu tkwi duża możliwość wzmacniania pozycji szkół zawodowych – powiedział.
Dodał, że wbrew mniemaniu wybór zawodówki niczego uczniowi nie zamyka. Nie rezygnuje on ze zdobycia matury ani ze studiów.
Zwrócił uwagę na to, że w środkach unijnych są pieniądze na wsparcie praktycznej nauki zawodu u pracodawcy i na dokształcanie nauczycieli.
– Dyrektorzy powinni je wykorzystywać – zachęcił.
Nie wszystko było złe
Także Romuald Gawlik pozytywnie ocenił kształcenie zawodowe.
– Pokolenie, które teraz ma już siwe włosy, pamięta szkoły przyzakładowe. Każdy uczeń musiał mieć miesiąc praktyki. Do tego trzeba wrócić, nie wszystko w poprzedniej epoce było złe – stwierdził.
– Odwiedziłem szkołę, w której uczniowie zdobywają kwalifikacje rymarza, brukarza, piekarza itd. Oni już po pierwszym roku nauki prowadzą swoje firmy – powiedział.
Dodatkowo przyznał z nostalgią, że należy do tradycjonalistów.
– W przyszłości na pewno trzeba będzie dodać szeroki wachlarz polityki społecznej. Kiedy myślę o XIX wieku, nie zazdroszczę ludziom tamtej epoki tego, jak oni przeżywali nowoczesność. Jeśli ktoś będzie pracował trzy dni, a ktoś jeden, to trzeba będzie im ten czas zapełnić – ocenił.
Dyskusję podczas panelu prowadziła Ewa Misiak, przewodnicząca rady nadzorczej Krajowego Centrum Pracy.

Artykuł powstał podczas panelu „Edukacja a zatrudnienie – w Polsce i Europie”, który odbył się w ramach Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Słowa kluczowe
- Adam Trześkowski
- Ministerstwo Edukacji Narodowej
- Europejski Kongres Gospodarczy
- Romuald Gawlik
- Ewa Misiak
- Krajowe Centrum Pracy
- Leszek Żabiński
- Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach
- Arkadiusz Mężyk
- Politechnika Śląska
- Artur Dzigański
- Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne
KOMENTARZE (0)